czwartek, 3 maja 2012

Rozdział IV


Minął tydzień odkąd ostatni raz widziałam się z Katherine. Nie zjawiła się w szkole… To wszystko ją chyba przerosło.  Przez to wszystko prawie zapomniałam, że jestem Elfką lub może raczej Aniołem Lasu… O ile oczywiście, to prawda bo jakoś trudno mi było w to wszystko uwierzyć…  Jeśli ona zostawiła mnie na zawsze to jak ja sobie poradzę z przemianą? Byłam w bibliotece i znalazłam tam bardzo ciekawą książkę. Miała tytuł „Nieosiągalni”. Były w niej opisane wszystkie stworzenia z „innego” świata w tym też Anioły Lasu. Według podań Elfy to istoty bardzo piękne i delikatne. Posiadają wielką moc i podobno są niezwyciężone. Jednak od roku 1276 nie ma żadnych zapisków na temat Elfów. Ostatni jaki był zapisany to list pewnej kobiety to swego ukochanego. Podpis pod listem troszkę zbił mnie z tropu. Oto on:


   Drogi Julianie,
nie mogę doczekać się naszego kolejnego spotkania. Nie wiem nawet czy żyjesz bowiem nie odpisujesz na me listy. Wciąż uciekam. Nie zaznam spokoju we Francji. Muszę wyjechać. Na pewno tu wrócę. Oni nie znają litości. Mordują wszystkich. Nie mogę narażać mych najbliższych. Teraz gdy nie mam już rodziny przyjaciele sa dla mnie najważniejsi – nie mogę ich stracić. Marie nie żyje. Złapali ją w nocy. Wyłapują wszystkich. Gdy dowiedzą się kim jestem mnie również złapią. Bezpieczeństwo Aniołów Lasu jest teraz najważniejsze. Nie możemy dopuścić by złapali Twoją siostrę… Virdiana jest za młoda by umierać. Kiedy znów się spotkamy? Czekam z niecierpliwością..
                                                           Twoja na zawsze….
                                                                                                    
 Jacqueline

To było dziwne. Nie mogłam zrozumieć niczego. Potrzebowałam pomocy a nie znałam nikogo kto mógłby mi ją zaoferować. Nikogo prócz Katherine. Poszłam więc do niej do domu. Mieszkała przy ul. Andersena 34. Dom był ogromny i wyglądał na opuszczony. Podeszłam do drzwi i już chciałam zapukać gdy te same się otworzyły. Dobra, przyznaję – lekko się przeraziłam. Weszłam do holu. Był ogromny. Na suficie wisiał piękny, kryształowy żyrandol. Cały był w kurzu i pajęczynach. Dywan również był niczego sobie.
- Haalooo ! – krzyknęłam.
- Halo, alo, lo,o… - odpowiedziało echo.
- Katherine jesteś tam ?
- Jesteś tam, esteś tam, steś tam, tam, am … - znów wyraziło swoje zdanie echo.
- Chyba nikogo tutaj nie ma – powiedziałam do siebie.
-Wejdź na górę – wyszeptał jakiś znajomy głos.
- Kto to powiedział ?
- Na górę – wyszeptał ponownie – po schodach.
Ok. – pomyślałam i zaczęłam wchodzić po schodach. Było ich chyba ze sto. Na górze było bardzo ciemno a na ścianach wisiało pełno obrazów. Były to portrety, krajobrazy czy też zwykłe malunki. W większości jednak były to portrety.
- Chodź. Nie bój się. Przed siebie. Chodź – powtarzał niewyraźnie cichy głos.
Szłam więc korytarzem prosto w coraz to większą ciemność. Doszłam do końca korytarza i już chciałam otworzyć drzwi gdy te same się otworzyły. Dokładnie tak jak te frontowe.
- Jest tu ktoś ? – spytałam.
- Cześć Susan  – powiedział ten sam głos lecz teraz już głośno. Dokładnie wiedziałam do kogo on należy.
- Katherine? To ty? Ciemno tu strasznie. Nic nie widzę.
Nagle zapłonęły wszystkie świeczki. Pokój wyglądał jak jedna wielka biblioteka. Jakby wszystkie książki z całego świata skumulowały się w jednym miejscu. To było niesamowite. Na środku pokoju był wielki okrągły dywan. Stało na nim łóżko, biurko, szafa i toaletka. Na biurku stał laptop i kilka zeszytów.
- Wow. Tu mieszkasz ? – spytałam kręcąc się dookoła i rozglądając.
- Tak. Ładnie tu, prawda? Ten dom należał do mnie dawno, dawno temu.  Gdy opuszczałam kraj zostawiłam go. Myślałam, że został zniszczony ale wszystko zostało nienaruszone – powiedziała Katherine z uśmiechem na twarzy.
- Mam do ciebie tyle pytań. Dlaczego nie chodziłaś do szkoły?
- Nie mogłam. Byłam na misji, wczoraj wróciłam – odpowiedziała.
- Aha. Ja... Mam tu coś – mówiąc to wyciągnęłam z torby książkę, o której wspominałam wcześniej – To jest książka m.in. o Elfach. Tu jest taki list i ... ja nie wiem do końca o co w nim chodzi.
Gdy Kath przeczytała kawałek listu zrobiła wielkie oczy i mina jej zrzedła.
- Skąd… skąd ten list wziął się w tej książce? – spytała.
- Nie wiem. Ja... To twój list?
- Tak. Ja go napisałam. – odpowiedziała.
- A kim jest Julian?
Kath zrobiła jeszcze większe oczy i zdawała się teraz nie patrzeć na mnie a na coś co stało za mną. Obróciłam się.
- Sama się go spytaj.

Byłam w szoku. Gdy się obróciłam zobaczyłam wysokiego mężczyznę, na oko miał 25 lat. Złote włosy, oczy niebieskie, ciemna cera i niezłe mięśnie. Miał na sobie białą koszulkę i zarzuconą, czarną kurtkę. Czarne jeansy i trampki. Był przystojny ale nie poczułam motylków w brzuchu ani nic takiego. Po prostu doceniałam jego urodę.
- Witaj Jacqueline – powiedział. Głos miał mocny ale powiedział to tak delikatnie, że aż serce mi załomotało.  Chwila, Jacqueline ?
- Julien? Co... co ty tutaj robisz ? – spytała. Wydawała się być radosna choć swoją miną wcale tego nie okazywała. Miała zimny wzrok ale ciepło w głosie.
- Przybyłem najszybciej jak się da. Wieść o nowym Aniele rozeszła się już na cały świat – odpowiedział i spojrzał się na mnie. – Ty jesteś Susanna, prawda ?
- Tak... jestem Susan – powiedziałam z nutą strachu w głosie.
- Wyglądasz dokładnie tak jak w przepowiedni. „Dziewczyna ta, będzie miała włosy niczym zboże i oczy jak niebo. Głos jej będzie brzmiał niczym koncert słowików na wiosnę a gdy dotknie kogoś będzie to oznaczało, że jest błogosławiony. Będzie Aniołem Lasu… Będzie naszym zbawieniem” – wyrecytował Julien tak pięknie i z takim przekonaniem… jakby wierzył, że to chodzi o mnie.
- To nie mogę być ja. Tak jestem blondynką i tak, mam błękitne oczy. Przyznaje też, mam wysoki głos ale to wszystko. Mój dotyk nie daje błogosławieństwa i z pewnością nie jestem żadnym „zbawieniem”.
- To ty – podszedł i uśmiechnął się. – To musisz być ty. Jesteś ostatnim Aniołem Lasu na Ziemi.  Ostatnim Aniołem Lasu  w całym Wszechświecie. Nie rozumiesz? Jesteś Wybrana.
- Więc… Przyjechałeś tu tylko po to, tak ? Aby przekazać jej wiadomość? Nic więcej nie miałeś tu do załatwienia? – spytała Katherine... czy może raczej Jacqueline? Sama już się gubiłam.
- Ja… - spuścił wzrok – Tak, to był mój jedyny cel.
- Rozumiem. – zamyśliła się.  – Zabierasz Susan dzisiaj czy się nią opiekować do jej urodzin?
- Słucham? Opiekować? Zabrać? O czym wy rozmawiacie ?
- Nie, zrób to sama. Muszę jeszcze pojechać w parę miejsc skoro już jestem w Polsce.
- A potem wracasz do Francji ? – spytała jakby z nadzieją.
- Tak, nic… nic już mnie tu nie trzyma – powiedział i odwrócił się. – Żegnaj Jacqueline.
- Żegnaj Julianie – powiedziała. Czemu nazwała go Julian? Dopiero co zwracała się do niego Julien… W liście też napisała Julian. Przystojny blondyn opuścił dom… Z oka Kath wyleciała jedna łza, która nagle zmieniła się w parę.
- Płaczesz? – spytałam.
- Wiesz, Susan… Ja i Julien byliśmy kiedyś parą. Ale potem stało się coś strasznego i on zakończył ten związek… Przestał mnie kochać. O ile w ogóle kiedyś mnie kochał… Może byłam dla niego zwykłą rozrywką? Skąd mam wiedzieć? Nigdy nie chciał mi powiedzieć. Zawsze to ukrywał- powiedziała. Wtedy ja zauważyłam kopertę na jej łóżku. Wcześniej jej tam nie było. Podeszłam i ją otworzyłam.
- To do ciebie…- podałam kopertę Kath.
                „ … i będziesz na zawsze żywa w mym sercu.
                                        Kocham Cie …
                                                                         
Julien

               
To było tak piękne i tak romantyczne, że aż brakło mi słów. On ją kochał przez cały ten czas a ona o tym nie wiedziała… Tylko... dlaczego się rozstali skoro on ją kochał ?
- Ja ciebie też... – powiedziała Kath jakby do siebie i łzy szczęścia zaczęły spływać po jej policzkach.
- To... piękne – wykrztusiłam z siebie. – Szczęściara.
- Tyle lat czekałam w nadziei, że powie mi w końcu w oczy jak bardzo mnie nienawidzi…. On jednak zjawia się tu niespodziewanie i zostawia mi liścik z wyznaniem tak ciepłym i pełnym miłości…
- Nie rozumiem. Dlaczego miałby cie nienawidzić ? – spytałam – Ile lat minęło od tego dnia ?
- To się stało ok. 200 lat po tym jak wysłałam ten list… Wiesz, ten z tej książki. Poznałam kogoś. Miał na imię  Rio…
- Zdradziłaś go !?
- Nie ! Jak śmiesz mnie o to oskarżać... Rio był wilkiem… W XXI wieku na takich mówią wilkołaki ale… To był zwykły człowiek, któremu czarownica dała medalion, dzięki któremu mógł zmieniać się w wilkołaka – to wszystko. Spędzałam z nim bardzo dużo czasu… czasami za dużo.
- Tak? – słuchałam ze skupieniem. Trochę głupio się czułam. Miałam wrażenie, że odkąd poznałam Kath opowiedziała mi więcej o swoim życiu niż komukolwiek innemu.
- Kiedyś nie wróciłam na noc do domu… Nie byłam u niego tylko na patrolu… Gdy tak przechadzałam się między alejkami i chroniłam ludzi zobaczyłam kogoś bardzo podobnego do Juliana w porcie całującego się z jakąś damą… Byłam tak rozdrażniona, że od razu pobiegłam do Rio i o wszystkim mu powiedziałam… Przytulił mnie. Julian to widział… Jak wróciłam do domu wygarnął mi to wszystko a gdy ja mu opowiedziałam całą to historię to się wściekł. Powiedział, że kłamię i wyszedł. Od tego czasu widywałam go tylko na większych akcjach i w jednostce centralnej naszej organizacji…
-  Przecież on cie tylko przytulił. Julian jest chyba nadto wrażliwy… - powiedziałam.
- W tamtych czasach dotknięcie odkrytej części ciała damy było niczym zdrada a on mnie przytulił! To było nie do pomyślenia.
- Przepraszam. Nie wiedziałam. Mam tylko 16 lat... A ty masz…
- Nie ważne – odpowiedziała i podeszła do okna.- Musisz już iść. Zaraz zapadnie zmrok…
- Mam 16 lat nie 10. Nie boję się ciemności – powiedziałam z pychą na twarzy.
- Może najwyższy czas zacząć – wymamrotała pod nosem i zasłoniła zasłonki. –Idź już.
W pokoju zrobiło się mrocznie jednak wszystko było widać… Wszystko oprócz Katherine.
-Katherine? Gdzie jesteś ? – spytałam lekko przerażona
-Powiedziałam IDŹ !!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz