środa, 2 maja 2012

Rozdział III


To tylko sen – pomyślałam i zeszłam na dół.
- Nie słyszałam jak przyszłaś. O której wróciłaś? – spytała mama podejrzliwie.
- Eee. Nie wiem, nie patrzyłam na zegarek – skłamałam. Tak naprawdę nie pamiętam, żebym wracała do domu. Na dodatek strasznie bolała mnie głowa. Jeszcze ten dziwny sen.
- Słuchaj. Tutaj zostawiam ci pieniądze -  powiedziała mama wskazując na 50 złotowy banknot leżący na chlebaku – a lodówka jest pełna. Tylko nie zrób bałaganu, dobrze ?
-  Dobrze, ale… Wyjeżdżasz gdzieś ? – spytałam.
- Tak. Nie pamiętasz ? Mówiłam ci o tym wyjeździe już od dwóch tygodni. Jadę na weekend z Maćkiem w góry. Wracam w niedzielę w nocy, a najpóźniej w poniedziałek rano. Jak wrócę ma być porządek i lekcje mają być odrobione. Zrozumiano?


- Oczywiście, generale! – zaśmiałam się . Maciej lub może raczej Pan Maciej to nowy chłopak mamy. Odkąd mój tata nas zostawił mama nie miała nikogo. Fajnie, że znalazła sobie kogoś.
- To ja idę się ubrać bo zaraz przyjedzie po mnie Maciek. A ty masz jakieś plany na weekend ?
- Tak. Zrobię największą imprezę w historii, potem okradniemy bank a następnie rozbiorę się na dachu ratusza i zacznę tańczyć Makarenę…
- Co proszę?
- Będę się uczyć, matko.

Nie minęło 15 min jak pan Maciej podjechał pod dom. Krótkie „baj, baj” i pojechali. Poszłam na górę się ubrać i włączyłam laptopa. Włączyłam muzykę i zaczęłam odrabiać lekcje. Nie miałam dużo zadane więc miałam czas na to by poczytać trochę dowcipów i tekstów piosenek. Potem porozmawiałam trochę z ludźmi i nim się obejrzałam minęło już całe przedpołudnie. Pomyślałam o jakimś obiedzie gdy rozległo się pukanie do drzwi. Zbiegłam na dół. Gdy otworzyłam drzwi byłam mile zaskoczona, bowiem w drzwiach stała wysoka, rudowłosa dziewczyna – Katherine.
- Cześć Susan. Przepraszam, że tak wcześnie ale musimy pogadać – powiedziała i weszła do środka.
- Heej Kath. Co się stało? – spytałam lekko rozkojarzona.
- Jaa… Nie wiem jak ci to powiedzieć… - kręciła.
- No, wyduś to  z siebie – powiedziałam z uśmiechem. Jednak z jej twarzy powaga nie zeszła ani na chwilę.
- To co się stało. To nie był sen. To działo się naprawdę. To nie był przypadek, że ty tam byłaś. Teraz już wszystko rozumiem.
- Ale co? O co ci chodzi? – dopytywałam ze zdziwieniem.
- Jesteś Aniołem Lasu, moja droga – wypowiedziała te słowa z takim spokojem i rozwagą jakby to było coś bardzo oczywistego lecz na swój sposób nadzwyczajnego.
- Czym jestem?
- Elfem.

Nie mogłam uwierzyć w te słowa. To było dziwne. Na początku myślałam, że ona postradała zmysły ale po wczorajszych wydarzeniach zwątpiłam. Czy to mogła być prawda? Czy Elfy… tzn. Anioły Lasy istnieją naprawdę? Jestem inna?
- Jak... jak to możliwe? Żarty sobie ze mnie robisz czy co? - dopytywałam z uśmiechem.
- Wczoraj, gdy cie dotknęłam chciałam teleportować się do mojego domu a za to znalazłyśmy się w lesie i to nie byle jakim lesie. W Lesie Elfów. Wytłumaczysz mi to? Albo to, że gdy próbowałam cie odepchnąć poczułam taką energię, że aż mnie zniosło?
- Myślałam, że ty zrobiłaś unik czy coś takiego – odparłam niepewnie.
- Nie. To był zwykły nóż. Byłabym w stanie go zatrzymać jednym ruchem ręki ale ty mnie odepchnęłaś… Nie ma innego wyjaśnienia. Całą noc siedziałam w książkach i udało mi się wygrzebać  ze strychu TO –  wypowiadając te słowa wyciągnęła z kieszeni cudowny medalion. Był to mały kamień owinięty srebrną lilią zawieszony na srebrnym łańcuszku. – Jeśli się zaświeci jesteś Aniołem Lasu. Jeśli nie …
-To co??? – spytałam.
- To… w książce było napisane „Wtedy  pochłonie całe dobro z nosiciela i zmieni go w demona, który nic nie czuje i nie widzi, nic po za złem” – powiedziała i już chciała zawiesić mi medalion na szyi lecz zawahała się. – Za każdym razem gdy zdradzałam komuś ten sekret, że istnieje inny świat, w którym żyją „inni” ludzie ten ktoś panikował. Nie dowierzał mi. Udawał, że nie słyszy. Ty jednak, przyjęłaś to do wiadomości… Tak po prostu. Dlaczego ?
- Ja, nie wiem. Naprawdę – odpowiedziałam speszona.
Nie czułam nic, strachu, złości a nawet radości, fascynacji. Po prostu pogodziłam się z tym, że moje życie diametralnie się zmieni. To było dziwne. Katherine nie dała mi jednak dużo czasu do myślenia, gdyż chwilę później zawiesiła mi medalion na szyi… Na początku poczułam dziwne ciepło gdzieś tam w środku, potem zaczęło mi się kręcić w głowie… Straciłam przytomność.
- Co… co się stało ? – powiedziałam po przebudzeniu.
Wciąż leżałam na podłodze jednak coś się zmieniło. Wszystko było inne. Miałam wrażenie, że słyszę co dzieje się po drugiej stronie ulicy, podłoga była zimniejsza niż zwykle a dywan bardziej miękki. Wdychane przeze mnie powietrze miało słodki smak a wszystko pachniało jakby ostrzej. Kolory były żywsze a ruch płynniejszy. Nie... nic nie było inne. Wszystko było po prostu lepsze.
- Dokonała się przemiana. Jak się czujesz ? – spytała Kath z uśmiechem na twarzy.
- Inaczej. Lepiej. Mam wrażenie, że wszystko było martwe a teraz… a teraz żyje.
- Tak. To wspaniałe uczucie, prawda? Jak… jak to jest czuć taką moc? Falę energii regularnie przepływającą przez twoje ciało? – dopytywała Katherine.
- Ja… nie wiem, nie potrafię tego opisać. Coś jakby … Takie miłe mrowienie na całym ciele – miałam wrażenie, że moja krew stała się szybsza i cieplejsza. Wszystko takie było. Szybkie i ciepłe.
- Musimy  już iść. Nie możemy tu zostać… on pewnie zaraz tu będzie – jej twarz znów zapełniła się powagą.
- Kto ? – spytałam.
- Ja.

On tam był. Stał w drzwiach ale... nie mógł wejść do środka. Nie wiem dlaczego...
-  Cóż za miłe spotkanie, nie prawdaż Rupercie? Stoisz sobie właśnie tam. Na dworze. A ja, stoję tu. W domu. Nie masz mi czym zagrozić – powiedziała pewnie Katherine.
- Może i nie. Ale ja tu poczekam. Mogę czekać nawet do wieczora – powiedział z takim dziwnym optymizmem w głosie. – A ty już dobrze wiesz co stanie się w nocy…
Katherine nagle zrzedła mina. Zrobiła się nie tyle smutna co przestraszona.
- Co? Co się stanie w nocy? – dopytywałam. – Coś ze mną?
- Nie. Ze mną – powiedziała i odwróciła wzrok.
- No. Może powiesz naszej kochanej Elfce kim lub może raczej CZYM jesteś ? – zaśmiał się szyderczo. – Niech dowie się kto jej „pomaga”.
Dobra, to było dziwne. Nie dość, że Rupert wiedział, że jestem Elfem lub może raczej Elfką to na dodatek Katherine miała jakąś mroczną tajemnicę, którą bała się mi wyjawić. I dlaczego tak dziwnie zaakcentował „pomaga” ?
- Pogubiłam się trochę… Co się dzieje? – spytałam – Katherine, jeśli jest coś co chciałabyś lub powinnaś mi powiedzieć, to wiec, że jestem osobą godną zaufania. Zwłaszcza teraz…
- Ja… ja jestem.. – jąkała się jakby bała się nawet samych słów, które właśnie miała wypowiedzieć.
- No mówże kobieto! – wydarł się Rupert.
- Nie pomagasz – skarciła go Kath. – Jestem Demonem Nocy.
- Czym ?!
- Pozwól, droga istoto lasu , że ci to wytłumaczę – powiedział lub może raczej wyrecytował Rupert, naprawdę zaczął mnie już troszkę wkurzać. - Demony Nocy to coś w rodzaju strażnika ludzi, samotnego Łowcy. Chronią ludzi przed wampirami, by te znowu ich nie zabijały.
- Więc co w tym złego? – spytałam.
- To, że co noc muszę się kontrolować, by chroniąc ludzi ich nie skrzywdzić. Widzisz, Susan. Nie zawsze byłam taka jak teraz. Nie zawsze byłam „Katherine Chartier”. Kiedyś nazywałam się Jacqueline Kahret. Urodziłam się bardzo, bardzo dawno temu. Moja matka była Czarownicą a ojciec był wojownikiem. Pewnego razu przyszła do mojej matki kobieta, poprosiła o wróżbę. Moja mama spełniła prośbę jednak gdy tylko dotknęła jej ciała zobaczyła przed oczami straszne rzeczy, których sprawczynią była właśnie ta kobieta. Zawołała więc mego ojca i kazała mu wyrzucić tę kobietę za próg. Powiedzieli strażą, że kobieta ta jest poganką i, że mają spalić ją na stosie. Głupcy. Gdyby wiedzieli kim ona była – tutaj Katherine zamilkła a oczy zrobiły się szklane.
Podeszłam do niej i pociągnęłam ją, żeby usiadła na kanapie. Podałam jej chusteczkę a ona z uśmiechem ją przyjęła i wytarła oczy. Spodziewałam się, że rozmaże przy tym jakiś tusz ale nic się nie stało. Jej długie, grube rzęsy były naturalne…
- Opowiadaj dalej – poprosiłam. Zauważyłam też, że Rupert słucha uważnie jak gdyby słyszał tą opowieść pierwszy raz.
- Kobieta ta powiedziała jednak, że się zemści, że przyjdzie dzień, w którym zapłacą za to co jej zrobili. Moi rodzice nie przejęli się zbytnio. A przynajmniej nie wyglądali na takich co się przejmują. Miałam wtedy tylko 10 lat. Co ja mogłam wiedzieć o problemach ludzi starszych ode mnie – uśmiechnęła się lekko lecz uśmiech zaraz zniknął z jej twarzy. - Spalanie na stosie to wielka chwila dla osady. Wszyscy schodzili się wtedy na rynek i oglądali to wydarzenie. Mama nie chciała iść ale ja nigdy nie widziałam palącej się wiedźmy. Tak bardzo chciałam to zobaczyć. Poszliśmy. Wszyscy razem. Ceremonia wyglądała tak jak w filmach. Kobieta przywiązana była do wielkiej belki a wokoło niej było pełno drewna i igliwia. Byłam zafascynowana. Kobieta mówiła coś w dziwnym i niezrozumiałym dla mnie języku. Jednak gdy podeszliśmy trochę bliżej zesztywniała i ucichła. Obróciła głowę w naszą stronę i powiedziała: „Wy! To przez WAS tu jestem. To WASZA wina. Zapłacicie za to.” Wtedy strażnik podłożył ogień i wszystko stanęło w płomieniach… „ Przeklęci niech będą Ci, którzy wkroczyli na drogę, z której nie ma już odwrotu. Niech opętają was najgroźniejsze demony a życie wasze niech przypomina męki piekielne a dusze wasze niech potępione będą bo ja jestem Pani wasza wy słudzy moi!!! Czyńcie pokłony!!!”. Po tych słowach nagle zniknęła – pogrążała się Kath.  - Jednak nie na długo. Nie minęła chwila a już stała przy moich rodzicach z nożem w ręku. Na własne oczy widziałam jak podcinała mojemu ojcu gardło. Jednak dla mojej mamy przygotowała coś gorszego. Wygasiła palenisko i przywiązała ją do belki. Krzyczałam, błagałam by ktoś jej pomógł. Jednak wszyscy się bali. Stali jakby zapuścili korzenie i wpatrywali się jak ta Wiedźma podpala stos, na którym była moja matka. „ Niech będzie potępiona !!!” - krzyczała jak jakaś psychopatka. „Nie martw się córeczko, wszystko będzie dobrze” - Powiedziała do mnie mama i zaczęła mówić coś w tym samym języku co tamta kobieta. Poczułam coś dziwnego. Jakby gotowało się we mnie a potem… potem upadłam. Nie mogłam się ruszać, nic nie widziałam, ale słyszałam krzyk, słyszałam śmiech, słyszałam wszystko. Im bardziej bolało tym lepiej słyszałam. Powoli zaczynałam rozumieć co mówi moja mama. Sprawiało jej to coraz to większy ból. „… powstań o wielka i potężna Bogini, ratuj swe dziecko przed czeluściami. Spraw by żyła wiecznie. Nakarm ją swoim Nektarem Życia. Niech będzie błogosławiona. Oddaje moje życie w zamian za jej. Spraw by jej dusza by jej ciało było nieśmiertelne.” Cisza. Wszystko ucichło. Obudziłam się gdy zapadła noc. W moim domu, na moim posłaniu. Pobiegłam do pokoju rodziców. Nie było ich tam. Pobiegłam do jadalni. Siedziała tam jakaś kobieta. Wyglądała na, nie wiem, 20 lat ? „ Kim jesteś?”, „Gdzie są moi rodzice ?”. Dopytywałam ze łzami w oczach.
„ Nie żyją. Przykro mi.   Ja jestem Sheila. Twoja mama mnie wezwała. Pamiętasz ? Pomogę Ci” – tymi słowami Katherine zakończyła swoją opowieść.

Wszystkie informacje dochodziły do mnie dopiero po jakimś czasie. To co przeszła Katherine czy może raczej Jacqueline… Sama nie wiem. Myślałam, że życie w świecie, w którym „nic nie jest normalne” jest świetną zabawą a tu dowiaduję się czegoś… czegoś czego moja wyobraźnia i moje emocje nie pojmują. Czułam się obco we własnej skórze. Niczego już nie rozumiałam.
- Kath… Wszystko dobrze? – spytałam. – Mogę ci jakoś pomóc?
Rudowłosa dziewczyna siedziała na podłodze podparta o ścianę z zamkniętymi oczami. Łzy leciały jej strumieniem a oddech był przyśpieszony. Nie wiedziałam jak jej pomóc. Nie wiedziałam co mam robić.
- Nie. Zostaw mnie – powiedziała i odepchnęła mnie od siebie. Potem wstała przetarła powieki  i spojrzała na mnie. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie widziałam. Jej oczy były czerwono- czarne i płoną w nich ogień. Nie, oczy nie płonęły. Małe płomyczki miała w oczach zamiast tęczówki. To było dziwne ale zarazem fascynujące.
- Ja. Muszę już iść… Robi się późno – mówiąc to skierowała się do drzwi.
- Stój! Czekaj! Mam tyle pytań… Nie dokończyłaś historii. Co było dalej ? Kim była Sheila? Kim była ta kobieta? Kim była twoja mama?  Co ona ci zrobiła ???
- Moja mama była czarownicą! A tamta kobieta… Moja mama zobaczyła ją bawiącą się w ogniach piekielnych. Widziała, jak TAMTA KOBIETA zabijała mnie! Moja mama zobaczyła przyszłość! To ja miałam wtedy spłonąć! W ostatniej chwili miałyśmy zamienić się ciałami by moja matka mogła zobaczyć jak umieram! Ona… ona poświęciła się by mnie ratować. Wypowiedziała specjalne zaklęcie, które sprawiło, że wstawiła się za mnie. Gdy ktoś wypowie magiczne słowa wstawiennictwa umiera za ciebie. A ty zmieniasz się w Demona Nocy. Ostatkiem sił oddała mi wszystkie swoje moce i wybłagała Boginię Ayrashi by mnie wzięła pod swoją opiekę. Sheila to jest… to była moja mentorka. To chciałaś wiedzieć? To? Chcesz wiedzieć dlaczego jestem Demonem Nocy? Demonem Nocy zostaniesz tylko wtedy gdy za ciebie ktoś zginął a ty chcesz to odpokutować! Za mnie moja mama zginęła. To moja wina. To wszystko moja wina – powiedziała po czym rozpłakała się Kath. Nie wiedziałam jak się zachować. Przez to wszystko nawet nie zauważyłam kiedy Rupert zniknął.
- Idź już. Musisz odpocząć. Nabrać sił. I pamiętaj. To nie twoja wina. Nie musisz się obwiniać. Nie ma sensu. To się już zdarzyło. Nie rozdrapuj starych ran. Tak będzie lepiej -zaproponowałam. Wiem, źle się zachowałam. Doprowadziłam ją do płaczu a nawet histerii. Zastanawia mnie tylko jeszcze jedna rzecz…. Dlaczego dyrektorka kazała nam nie pytać się o jej rodzinę? Wiedziała o tym co zdarzyło się naprawdę, czy Katherine opowiedziała jej jakąś bajeczkę…? Kath poszła do domu. Nie wiem czy rzeczywiście do niego poszła ale przynajmniej tak powiedziała. Znam już całą jej historię, a przynajmniej jakąś jej część no bo w końcu nie powiedziała mi jeszcze jak to się stało, że teraz jest dobra i kim tak naprawdę jest Rupert. To był naprawdę emocjonujący dzień.


1 komentarz: