czwartek, 3 maja 2012

ROZDZIAŁ V

 Co jej się znowu stało. Było tak fajnie a ona nagle zrobiła się taka tajemnicza… mroczna. Co jeszcze przede mną ukrywała? Noc ciągła się nie ubłaganie a ja nie mogłam zasnąć…
Zacznij się bać ciemności…” To niby dlaczego? Gdy mama już spała po cichu wymknęłam się z domu. Nie wiem czy chciałam udowodnić coś sobie czy jej. W każdym razie spacerowałam tak sobie bez celu gdy nagle, coś za mną poruszyło się. Natychmiast się obróciłam lecz nikogo tam nie było. Poczułam jak serce zaczyna mi bić szybciej a krew niczym najszybsza rzeka płynie mi w żyłach. Przyśpieszony oddech i zimny pot sprawiły tylko, że strach się rozrastał. Co ja robię? Odbiło mi? Jest już dawno po północy a ja włóczę się po ciemnych uliczkach mojego miasteczka. Przerażenie w końcu wzięło górę i skierowałam się w stronę domu… Nie mogłam jednak, gdyż przede mną niczym zjawa wyrosła postać w ciemnej pelerynie.   



- Noc jest niebezpieczna, młoda Elfko. Czemuż to narażasz swoją delikatną, królewską skórę na tym zimnie? – powiedział znajomy, mocny głos.
- Rupert! Nie strasz mnie! Co tutaj robisz? – krzyknęłam z przerażeniem.
- Nic. Tylko się przechadzam – powiedział tajemniczo lecz spokojnie. Kręcił oczami ale w pewnym momencie jego wzrok utkwił w pewnej kobiecie. Nie znałam jej. Szła ulicą i zdawała się nas nie widzieć. – Wiesz co. Zgłodniałem! - krzyknął i rzucił się na tą biedną panią. Cała zdrętwiałam. On był wampirem! Pokazał kły tak jakby chciał mi nimi zaimponować i wbił je prosto w jej tętnicę szyjną. Ona nie krzyczała… Osunęła się tylko i wydała jakby jęk z bólu.
- Coś ty zrobił? Zabiłeś ją! Jak mogłeś?
- Nikt ci nie mówił, kochanie? Nocy należy się bać – pochylił się nad tą kobietą – widocznie ona nie słyszała. – i pocałował ją w czoło. Ohyda. On pocałował trupa!
Podbiegłam do niej i sprawdziłam jej puls.
- Ona naprawdę nie żyje! – spanikowałam. Byłam tu. Stałam i nic nie zrobiłam. – Wsadzą mnie do więzienia przez ciebie! Trzeba zadzwonić na pogotowie, nie, na policję… Nie! Na policję nie. Zadzwoń na pogotowie…
- Potrzebujesz pogotowia i policji i kto wie czego jeszcze by zrobić to? – mówiąc to posypał ją jakimś pyłem a ta zamieniła się w popiół. Człowiek, który jeszcze 10  minut temu chodził po świecie teraz był popiołem? Co się dzieje? Byłam przerażona.
- Co ty zrobiłeś? – spytałam.
- Nie możemy rozmawiać. Katherine chyba by mnie zabiła gdyby się dowiedziała. – powiedział.
- Ona już chce cie zabić. I bez tego!
- No nie wiem…. Może boi się konsekwencji. Może opętał ją strach? – odpowiedział.
- Ja nie czuje strachu… Przecież ja nie ponoszę konsekwencji – powiedziała Katherine. Skąd ona się tu wzięła? Nie dostałam jednak odpowiedzi, ponieważ już podbiegła do Ruperta. Wyciągnęła nóż z buta ( miała wysokie, piękne kozaczki ) i wbiła go w brzuch przeciwnika. Wampir wydał z siebie cichy jęk…
- Przecież wie…wiesz, że to mnie nie… nie zabije – wyjąkał Rupert.
- Wiem. Ale ten widok jest bardzo zabawny – powiedziała. – Susan, idziemy!
- Ok – nie zaprzeczałam. Pomimo tego, że miałam dużo pytań nie zadałam ani jednego przez całą drogę. No prawie.
- Czego ty się boisz ?
Katherine spojrzała na mnie tak jakbym nie oczekiwała, że odpowie. Nastała niezręczna cisza, którą zapełniały tylko nocne odgłosy łap bezdomnych zwierząt i sporadycznie samochodów. Szłyśmy chodnikiem w stronę mojego domu. Pomimo tego, iż zadałam jej pytanie zdawała się udawać, że go nie słyszała. Patrzyła tylko przed siebie ale zdawało mi się, że patrzy w pustkę. Nagle jej oczy zrobiły się szklane.
- Nie wiem. Nie wiem już sama czego się boję – powiedziała z powagą na twarzy jednak jej oczy mówiły coś kompletnie innego. Wydawała się być nieobecna. Jej piękne, długie rude włosy były teraz w wielkim nieładzie a gdy się bliżej przyjrzałam zobaczyłam, że miała na sobie tylko zwykłe, jasne jeansy i białą bokserkę.
- Nie jest ci zimno? – spytałam. Uśmiechnęła się. To chyba dobry znak.
- Nie. Stworzenia takie jak ja – przeszły mnie ciarki na słowo „stworzenia” – nie odczuwają chłodu. Chyba, że byłabym na Antarktydzie czy jakiejś innej ekstremalnie zimnej części świata. Jestem po prostu bardziej odporna.
Doszłyśmy do mojego domu. Zobaczyłam, że w kuchni pali się światło. Niee – pomyślałam.
- Nie powinnaś wychodzić o tej godzinie na zewnątrz. Nie znasz jeszcze swoich mocy ani ich zastosowania. Nie jesteś bezpieczna – skarciła mnie Kath.
Pomimo tego, że powiedziała to bardzo spokojnie i przyjacielsko to czułam w tym nutkę złości i rozczarowania.
- No właśnie. Parę tygodni temu dowiedziałam się, że jestem Elfem …
- Aniołem Lasu. Elfy to niezbyt ładna nazwa – przerwała mi.
-  …że jestem Aniołem Lasu a tak naprawdę nic nie wiem o tym kim są El… Anioły Lasu.
- Obiecuję, że na wszystkie pytania odpowiem ci jutro, teraz jednak proszę cię. Idź spać. Powinnaś odpocząć. Jeśli potrzebujesz jakiś odpowiedzi, jeśli chcesz, żebym rozwiała jakieś twoje wątpliwości to przyjdź jutro rano do mnie do domu. Porozmawiamy, na spokojnie.
- Jutro muszę iść do szkoły – powiedziałam zbulwersowana.
- Raz nie pójdziesz, nic się nie stanie. Niedługo i tak będziesz musiała rzucić szkołę. Jak tylko skończysz 17 lat będziesz musiała zapisać się do innej szkoły. Tam nauczysz się korzystać ze swojej mocy i nabędziesz nowe możliwości.
- No ciekawa jestem jak wytłumaczę mojej mamie, że rzucam szkołę, ponieważ jestem Elfem a moja koleżanka z klasy Demonem Nocy i musimy się przenieść do jakiejś dziwnej szkoły dla ludzi „innych”.
- Pomijając fakt, że znowu nazwałaś się Elfem to tacy jak my nie nazywają się „inni” tylko „Nieosiągalni”… Tak jak tytuł tamtej książki, którą mi przyniosłaś. A teraz idź  do domu i się połóż. Czeka cie jutro ciężki dzień.
- Jasne, już idę. Dobranoc- powiedziałam i skierowałam się w kierunku drzwi.
- Dobranoc- odpowiedziała mi Katherine i poszła gdzieś.
Miałam dziwne wrażenie, że wcale nie do domu.  Gdy ja weszłam do swojego już chciałam wbiec po schodach na górę prosto do swojego pokoju gdy nagle usłyszałam, że ktoś jest w kuchni. No tak, zapalone światło! Poszłam na pewniaka myśląc, że jest tam moja mama. Już układałam sobie w głowie wymówkę dlaczego tak późno włóczę się po mieście gdy nagle zobaczyłam coś czego naprawdę się nie spodziewałam. W kuchni stał bowiem wysoki mężczyzna z szerokimi ramionami i umięśnioną sylwetką, na oko miał z 19 lat.  Miał on dłuższe włosy sięgające do brody. Były one spięte w mały kucyk z tyłu głowy jednak parę figlarnych kosmyków zawieruszyło się na jego twarzy. Jego oczy były turkusowo - morskie co ani trochę nie szło w parze z lśniącymi, czarnymi włosami. Usta natomiast miał pełne a skórę jasną i przyznaję – gdyby nie to, że właśnie włamał się do mojego mieszkania i buszuje mi w kuchni to pewnie uznałabym go za całkiem przystojnego gościa.
- Wynoś się stąd natychmiast, albo wezwę policję – powiedziałam w miarę spokojnie.
Włamywacz spojrzał się na mnie i uśmiechnął się.
- Młoda Elfka jak mniemam – powiedział. Jego głos był mocny ale coś w nim sprawiało, że był przyjazny.
- Anioł Lasu – poprawiłam go lekko zdezorientowana. Skąd on wiedział o tym kim jestem. Teraz troszkę bardziej zaczynałam się bać tego nieproszonego gościa i powoli przestałam myśleć o ogłuszeniu go patelnią. To raczej nic by nie dało. – Skąd wiesz kim jestem?
- Wszyscy wiedzą. Wieść rozeszła się po świecie jeszcze w dniu twojej przemiany, księżniczko. Musiałem zobaczyć Cię na własne oczy – przy słowie „księżniczko” skinął głową w geście poszanowania. Jaka księżniczko? Wolałam jednak nie kwestionować jego słów. Nagle zauważyłam jak powoli zbliża się do mnie, na jego twarzy wciąż widniał uśmiech.
- Ejże! Nie podchodź! Nie wiem kim jesteś! Jak się tu dostałeś ?
- Ja? Jestem Michaił. Miło mi poznać – powiedział po czym wyciągnął rękę w moim kierunku. Pomimo, iż wiedziałam, że to zły pomysł uścisnęłam ją w geście uznania. – I jestem wampirem.
Nagle doszłam do wniosku, że pomysł z patelnią nie był wcale taki zły. Widziałam już raz wampira. To nie był wcale piękny widok tak jak w filmach. Był on bezdusznym potworem, demonem, który bez żadnych skrupułów zabijał. Wampiry to wcale nie były dobre stworzenia. Kogo ja oszukuję? To bardzo, bardzo złe stworzenia.
- Wamp… Wampirem?  – wyjąkałam po czym wycofałam się dwa kroki w tył. – Nie zbliżaj się do mnie.
Michaił lekko zdezorientowany nie ruszał się z miejsca jednak przestał się uśmiechać i z pytającym wzrokiem skrzywił głowę.
- Tak... wampirem. Nie słyszałaś nigdy o nas? – spytał jakby z niedowierzaniem.
- Wystarczająco widziałam by twierdzić, że masz jak najszybciej wyjść z tego domu! Nie masz prawa wracać! – krzyknęłam. Dopiero po chwili zorientowałam się jak głośno. Na szczęście mama spała wystarczająco mocno, żeby nic nie słyszeć.
- Czekaj, chyba się nie zrozumieliśmy. Ja nie jestem Splamionym. Jestem Verusem. Verusi nie zabijają swoich ofiar.  Splamieni owszem.
- Nie rozumiem. Wyraźnie widziałam kły zatapiające się w szyi tej kobiety. Jak mi to wytłumaczysz?
- Splamieni mają kły tak  samo jak zwykłe wampiry zwane Verusami. Splamionym staje się ten wampir, który napił się krwi innego wampira… doprowadzając go do śmierci.
- To wampiry nie są nieśmiertelne? – spytałam z lekkim niedowierzaniem. Odpowiedział mi śmiech. Nie wiem jak on ale dla mnie ta cała sprawa nie była śmieszna. Jednak gdy się śmiał dostrzegłam jego lśniące białe zęby. Zobaczyłam też dwa kły wyraźnie wystające poza resztę. Najwidoczniej musiał przyuważyć, że patrzę na jego zęby, gdyż przestał się śmiać i „ukrył” je zamykając usta.
- Nie musisz się mnie bać. Jeśli jednak rzeczywiście sprawia ci to kłopot i czujesz dyskomfort mogę już pójść – powiedział z lekkim zawodem w głosie. Nawet jeśli wampiry były niegroźne to ja wolałam nie ryzykować.
- Tak. Tak będzie lepiej – mówiąc to wskazałam głową drzwi. – Dobranoc, Michaił.
-Dobranoc, księżniczko – odpowiedział i znów skinął głową gdy mnie tytułował. Nie rozumiałam tylko, dlaczego ? Od kiedy to ja niby jestem księżniczką? Gdy drzwi się za nim zamknęły emocje opadły i wtedy dopiero zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem zmęczona. Zgasiłam światło w kuchni i poszłam po schodach na górę. Weszłam do pokoju i już chciałam się położyć na łóżko gdy dostrzegłam na nim kopertę. Nie. Jestem zmęczona. Jutro przeczytam zawartość. Odłożyłam ją na szafkę nocną i położyłam się. Nie minęła chwila gdy ogarnęły mnie senne ciemności. Miałam dziwny sen. Śnił mi się Michaił. Nic nie mówił. Po prostu siedział na ławce w jakimś parku i obserwował mnie.
- Susan, Susan wstawaj – obudził mnie miły i kochający głos mojej mamy.
- Jeszcze chwilkę – powiedziałam i obróciłam się na drugi bok owijając się kołdrą tworząc naokoło siebie kokon.
- Musisz wstawać bo na 10:00 idziesz do szkoły a jest 9:20. Ktoś czeka na ciebie na dole – powiedziała moja mama po czym sama zeszła na dół. Ktokolwiek to był nie mógł zobaczyć mnie w takim stanie. Szybko pobiegłam do łazienki i rozczesałam włosy. Trochę pudru żeby zamaskować cienie pod oczami i błyszczyk załatwiły sprawę „ niedospania”. Fakt, że spałam jakieś 3-4 godziny wcale mnie nie pocieszał. Ubrałam niebieskie rurki, białą, jednolitą tunikę, szary sweterek na długi rękaw i ten piękny naszyjnik, który dała mi Kath w dniu przemiany. Spakowałam torbę i zbiegłam na dół. Przy stole siedziała Katherine i piła herbatę.
- Na pewno nie chcesz naleśników? – spytała mama moją koleżankę.
- Dziękuję, wystarczy herbata – powiedziała i uśmiechnęła się. – Witaj śpiochu. Ktoś tu chyba zarwał nockę. 
Posłałam jej ostre spojrzenie lecz ta chyba nic sobie z tego nie zrobiła. Wzięła łyka herbaty i uśmiechnęła się do mnie na wznak , że zauważyła moje „skarcenie” wzrokiem.
- Chcesz naleśnika z dżemem wiśniowym, czy może truskawkowym – spytała mama, tym razem mnie.
- Z czekoladą – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do mamy po czym spojrzałam na Katherine. Nie idziemy do szkoły, idziemy do mnie. Rozbrzmiał głos w mojej głowie. Zmrużyłam oczy a ona kiwnęła głową jakby chciała rozwiać moje wszelkie wątpliwości. Tak, Kath przekazała mi właśnie wiadomość przez myśli… Nie miałam dużo czasu do zastanawiania się nad tym, ponieważ chwilę później stał przede mną talerz z naleśnikami. Pycha pomyślałam i zabrałam się za jedzenie. Gdy Katherine wypiła herbatę ja właśnie kończyłam naleśniki. Ładnie się pożegnałyśmy i wyszłyśmy z domu. Na początku szłyśmy w stronę szkoły, na wypadek gdyby ktoś z bliskich sąsiadów uznał, że wyjdzie na podwórko czy coś. Jednak nic takiego się nie stało. Poszłyśmy do Katherine i wtedy sobie przypomniałam.
-Koperta !
- Co? Co ty mówisz? – spytała Katherine zdezorientowana.
- Wczoraj w nocy jak wróciłam, u mnie na łóżku leżała koperta. Byłam za bardzo zmęczona więc odłożyłam ją na bok i poszłam od razu spać tak jak mi kazałaś.
- Cokolwiek to jest, miejmy nadzieje, że nie było ważne – powiedziała Kath po czym wskazała mi kanapę a sama usiadła po turecku na łóżku. – A więc... Co chcesz wiedzieć? Kim są Anioły Lasu? Czym się zajmują ? Jakie  mają moce?
- Właściwie to mam inne… inną prośbę – powiedziałam troszkę speszona. Jakbym się wstydziła.
- Słucham.
-  Opowiedz mi o wampirach.

Przyznaję, na twarzy Katherine malował się szok. Jestem przekonana, że takiego pytania się nie spodziewała. Patrzyła na mnie i czekała w ciszy z myślą, że to jakiś żart. Nagle jednak wstała przeszła się po pokoju, wyciągnęła z regału jakąś książkę i z powrotem usiadła na łóżku. Podała mi ją otwartą na stronie ze zdjęciem demona z kłami. Przeszły mnie dreszcze… Jej głos wystraszył mnie jeszcze bardziej, brzmiał jakby bała się mówić cokolwiek na ten temat jednak najważniejsze, że w ogóle się odezwała.
- Co chcesz wiedzieć? – spytała.
- Właściwie to ja… nie wiem. Kim oni są? Czy dzielą się na jakieś rasy? – wolałam do tego tematu podejść tak niż spytać prosto z mostu Jak je zabić ? Bo to chyba byłoby niegrzeczne…
-  Wampir to taki temat dosyć ogólnikowy. Wampiry dzielą się na 3 rasy jednak oni wolą nazywać się rodzajami. Są normalne wampiry , które nazywają się Verusi. Verusi to pospolite wampiry. Żywią się krwią jednak nie sprawiają bólu swym ofiarom i nie zabijają ich. Właściwie to podobno gdy Verus karmi się tobą czujesz uczucie błogości i żar rozpalający twoje ciało. Ale to wiemy tylko z pewnych, niewiarygodnych źródeł. Jest też inny rodzaj wampirów. Verusi nazywają ich Semisi. Są to pół wampiry - pół ludzie. Po wampirach odziedziczają dobry słuch, szybkość, zdolność do szybkiej regeneracji. Nie są oczywiście tak uzdolnieni jak Verusi. Z pewnością przegraliby w wyścigu… Semisi jednak w porównaniu do Verusów mogą chodzić po słońcu i nie spalają się w nim. Nie muszą też pić krwi by przeżyć i dla większości z nich krew jest obrzydliwa jednak są i tacy, którzy nią nie gardzą.
- A trzecia grupa? Kim ONI są? – dopytywałam. Byłam tak ciekawa.
- Trzeci rodzaj jest najgorszy. W Starym Świecie nazywano takich Averusami. Teraz jednak mówią na nich Splamieni.  Są niczym posłańcy śmierci. Co noc zbierają obfite żniwo. Aby zostać Splamionym, wampir musi wypić krew innego wampira doprowadzając go do śmierci.
- Przecież wampiry sa nieśmiertelne – zaprzeczyłam dokładnie tak jak wtedy, gdy rozmawiałam z Michaiłem.
- Tak. Nie starzeją się po przemianie, jednak jeśli wampir wypije z niego wystarczająco dużo krwi napełnia jego organizm jadem. Jest parę rzeczy, które mogą zabić Splamionego/Verusa.
- Co to jest? – spytałam. Widocznie nie kryłam uśmiechu gdyż Katherine posłała mi groźny wyraz twarzy.
- Drewniany kołek wbity w serce, poprzez pozbawienie głowy, osuszenie z krwi przez innego wampira no i trucizna.  Jaka to jednak ci już nie zdradzę Są też łatwopalni, więc ogień również. Można też wystawić wampira na słońce jednak większość z nich ma specjalne zabezpieczenie – powiedziała Kath. – Masz jeszcze jakieś pytania? Nie związane z wampirami?
- Mam. Dosyć sporo – powiedziałam. – Kim sa Elf… Anioły Lasu ?
- Anioły Lasu jest to taka dosyć elitarna grupa Nieosiągalnych. Ich „elitarność” polega na tym, że posiadają wielką moc. Polega ona na tym, że są w stanie wypowiadać zaklęcia tak jak wiedźmy. Do tego dochodzi jeszcze telekineza, to jednak potrafią tylko starsi przedstawiciele… Oczywiście jak prawie każdy Nieosiągalny są wyjątkowo szybkie i silne. Oprócz tego dochodzi jeszcze wyjątkowa zręczność – ich broń to sztylety i łuki. Jeśli mają medaliony, a powinny są również nieśmiertelni. Podobnie jak jeszcze kilka innych „ras” władają również czterema żywiołami.
- Ogniem,  wodą,powietrzem i ziemią ? – spytałam próbując zabłysnąć.
- Dobrze. Właśnie tymi czterema. Wszyscy wychwalali Anioły za to, że są tak pomocne gdyż swą moc wykorzystywali głównie do pomocy ludziom. Jednak byli też tacy, którzy woleli mieć te moce dla siebie. Dlatego też, zabijali Anioły i zabierali im ich kamienie z mocą. Anioł Lasu bez medalionu może żyć ale już nie jest Aniołem. Staje się wtedy człowiekiem. Jednak o wiele słabszym i podatniejszym na choroby niż inni ludzie. Umierali w przeciągu 2-3 tygodni od zabrania amuletu. Dlatego też, teraz Anioł Lasu to wymarły gatunek. Jesteś ostatnią przedstawicielką tej rasy.  W latach 1275- 1279 została przeprowadzona największa na świecie łapanka Aniołów. Jednak zarówno ludzie jak i inne stworzenia zauważyły, że moc Aniołów u nich wyczerpuje się bardzo szybko. Doszli więc do wniosku, ze skoro oni nie mają mocy to Aniołowie też nie mogą. To już nie były morderstwa, to była masakra. Pamiętasz ten list, mój list w tej książce. Siostra Juliena – Virdiana. Ona była Aniołem Lasu.
- Była? – powiedziałam ze strachem w głosie.
 – Tak, była. Żeby ją chronić Julien poprosił jednego ze swoich przyjaciół – Verusa by ten zmienił Dianę. Oczywiście, żywioł jaki posiadała został. Nie tylko Anioły Lasu mogą mieć żywioły. Verusi, Czarownice, Demony Nocy, inne Anioły i Zmiennokształtni również władają żywiołami. Jednak moc żywiołów jaka posiadają Anioły Lasu jest najsilniejsza.  Aktualnie Diana mieszka pewnie gdzieś na świecie i żyje sobie pośród ludzi.
- Elfem się rodzi? – spytałam, ponieważ nie chciałam by Kath zagłębiała się w strasznych wspomnieniach.
- Ile razy mam ci powtarzać? Nie nazywaj się Elfem! – krzyknęła Katherine – Nie zawsze. Aniołem Lasu  tak jak każdym innym Nieosiągalnym nie da się urodzić. W pewnym momencie w życiu człowiek się zmienia. Posiadanie Nieosiągalnego w rodzinie tylko zwiększa prawdopodobieństwo, że dziecko się zmieni. Czarownice natomiast rodzą się ze swoimi mocami, ale nie zawsze to idzie z matki na córkę.
- Czarownice istnieją ? – spytałam z niedowierzaniem. Wiem, że jej matka była czarownicą ale i tak musiałam zadać to pytanie…
- Tak – uśmiechnęła się Kath. – Jak już mówiłam by zostać tym kim ty jesteś trzeba zostać wybranym.
- Jak wybranym? – nie rozumiałam zbytnio co Katherine miała na myśli.
- Normalnie. Raz na jakiś czas rodzi się dziecko, które w zależności od różnych czynników od 15 do 18 roku życia staje się Aniołem Lasu. Oczywiście. Są przypadki gdy przemiana nadchodzi wcześniej. Diana jest takim przypadkiem. Zmieniła się w Anioła w wieku 12 lat.
- I dalej ma 12 lat ? – spytałam. Odpowiedział mi śmiech.
- Nie – odpowiedziała Kath. – Będąc Aniołem, Demonem Nocy, Czarownicą, Verusem czy innym Nieosiągalnym sama wybierasz sobie wiek, w którym stajesz się nieśmiertelna.
- Ty wybrałaś ciało 16 latki? – byłam w szoku. Wolałabym poczekać co najmniej do 18. Znowu odpowiedział mi śmiech.
- To nie jest ciało 16 latki. Gdy się zmieniłam miałam 19 lat. Po prostu tak wyglądam, ale dowód osobisty mam – odpowiedziała Kath po czym znowu zaczęła się śmiać.
- Przestań! Dla mnie to wcale nie jest śmieszny temat – powiedziałam całkiem poważnie. Katherine uciszyła się lecz na jej twarzy wciąż gościł uśmiech – Skoro masz … pff. Wyglądasz na 19 lat to czemu chodzisz do szkoły?
- A czemu nie? Nie mogłam wzbudzać podejrzeń. Wyglądam zbyt młodo.  No i… ja.. nigdy nie chodziłam do szkoły. Nie takiej. Jedyna szkoła jaką ukończyłam to była Szkoła dla Nieosiągalnych. Oczywiście, były tam takie przedmioty jak matematyka czy biologia. Ale były też takie jak np. język starożytny. Tego raczej nie uczysz się w normalnej szkole. W tamtej szkole nie uczyliśmy się też chemii, fizyki, wiedzy o społeczeństwie. Większość lekcji odbywała się w nocy ze względu na Verusów. Jednak szkoła na czas pobytu w niej tworzyła im specjalne tatuaże z czterech żywiołów by słońce im nie mogło nic zrobić.  Jeśli tatuaż dotrzymał do końca nauki w szkole to można go było zachować do końca życia. Jednak byli też tacy, którzy nie chcieli do końca życia być osądzani o to ,  ze wciąż są uczniami.

Nagle zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni i spojrzałam kto dzwoni.

 Mama – powiedziałam do Katherine z przerażonym wzrokiem.
- Cholera – syknęła Kath po tym jak spojrzała na zegarek. – Już dawno temu skończyłyśmy lekcje.

No trudno. Musiałam odebrać.

- Halo. Mama ?
- No gdzie ty jesteś? Nie masz kluczy od domu a ja na 18:00 jestem umówiona z Maćkiem. Jakbyś nie wiedziała jest 17:40! Gdzie się włóczysz?
- Eeeem. Po lekcjach… poszłyśmy z Kath do niej do domu bo miała dla mnie …
- Zeszyt – podpowiadała Katherine – Pomagałaś pani i nie było cie na … polskim.
- Miała dla ciebie co ? – dopytywała mama.
- Zeszyt. Pomagałam pani i nie było mnie na polskim. Chciałam odpisać. Musiałyśmy się troszkę zasiedzieć. Zaraz będę.
- No dobrze. A właśnie. Sprzątałam u ciebie w pokoju i znalazłam jakiś list. Nie wiem co to ale powinnaś to przeczytać. Ma pieczątkę z jakiejś uczelni.
- Co ? Dobra. Idź, baw się dobrze. Zaraz będę. Cześć.
Mama się rozłączyła. Katherine patrzyła na mnie pytającym wzrokiem.
- Ta koperta. To list z uczelni.

4 komentarze:

  1. Znów zły i dobry jak w TVD. Ach ten Rupert :D Ale ja zawsze wolałam tych dobrych, więc dobrze że Michaił się pojawił, już wysnułam kilka planów z nim związanych :D :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja jakoś, bardziej spodobał mi się Rupert :P
    Pozdrawiam Yogi

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. będziesz wydawała książki?? jak na razie ta jest ciekawa. mam nadzieje że tak :)

    OdpowiedzUsuń