Dawno nie pisałam, no nie ? Boże...
No cóż, daję wam nowy rozdział , mam nadzieję, że się spodoba, i ponownie liczę na komentarze. Zapraszam też do zapoznania się z zakładkami, które widnieją zaraz pod nagłówkiem.
I prosiłabym też żebyście polecili mój blog znajomym, naprawdę zależy mi na tym by ludzie czytali moją twórczość, bo wtedy nie będę się czuć jak idiotka dodając nowe rozdziały : )
ROZDZIAŁ
XV
Ktoś za mną szedł. Słyszałam jego kroki, mimo tego, że był jeszcze daleko.
Przyśpieszyłam trochę a on zatrzymał się. Moja głowa obróciła się jednak nie
zobaczyłam nikogo. Gdy spojrzałam przed siebie zamarłam. On tam stał. Oparty o
drzewo, pochylał się jakby był przygnębiony. Jego wspaniałe, długie, czarne
włosy były teraz w nieładzie. Niesforne kosmyki atakowały jego twarz z
łatwością przysłaniając błękit jego oczu. Zbliżyłam się trochę gdy ten podniósł
głowę i spojrzał na mnie. Jego usta wykrzywiły się w serdecznym uśmiechu jednak
oczy wciąż były smutne. Stałam tam, jakbym zapuściła korzenie. On tu był.
Opierał się niedbale o drzewo i spoglądał na mnie. Ciekawe tylko czy mnie rozpoznał.
Postąpił krok na przód, potem drugi, trzeci… Chwilę później był już tak blisko,
że musiałam lekko podnieść głowę by na niego spojrzeć. Pokręcił głową z
niedowierzaniem a jego oczy rozświetliła radość.
- Susan, to naprawdę ty? – spytał a jego dłoń powędrowała do mojego policzka.
Poczułam, że jego ręka jest zimna jak lód, jednak dotyk rozpalał gorące ogniska
na moim ciele. Przymknęłam oczy by choć
na chwilę poddać się tej rozkoszy, ale przecież nic nie trwa wiecznie, prawda?
- Michaił… - powiedziałam i moje powieki znów się podniosły. Wciąż pamiętałam
naszą ostatnią rozmowę… Słowa, które do niego powiedziałam. Lecz teraz to nie
miało znaczenia. Byłam tylko ja i on, we śnie. Nic nie mogło nam się stać. – Co się dzieje? Nie rozumiem.
- Wszystko w porządku Susan, już dobrze – powiedział i przytulił moją głowę do
swojej piersi po czym lekko westchnął. – Teraz już wszystko dobrze.
Po chwili odsunął mnie od siebie a dłońmi ścisnął me barki. Pochylił się by móc
spojrzeć mi w oczy i gdy już chciał zacząć mówić jego błękitne oczy zapełniły
się łzami. Jednak żadna z nich nie opuściła oka. Znikły tak szybko jak się
pojawiły.
- Posłuchaj mnie, dobrze? – zaczął dosyć stanowczo. – Musicie przestać mnie
szukać. To jest podstęp. Nie możecie jechać do Nocnej Doliny, Susan! Nie możecie
opuścić świata ludzi. Tylko tam jesteście bezpieczne.
- Ale ty…
- Zaufaj mi – przerwał.- Poradzę sobie. Za tydzień w Paryżu organizowany jest
bal. Do tego czasu musicie tam pozostać.
- Mamy iść na bal? – spytałam i przymrużyłam oczy. – Oszalałeś?
- Proszę. Zrób to. Dla mnie – umocnił trochę uścisk na moich ramionach przez co
wydałam z siebie cichy jęk. Puścił mnie i się uśmiechnął. – Zrobisz to?
- Dobrze – odpowiedziałam. – Zrobię to. Pod jednym warunkiem.
- Słucham – odparł a na jego twarzy pojawił się figlarny uśmieszek.
- Wróć do mnie, żywy.
Michaił roześmiał się lecz ja wciąż patrzyłam na niego z kamienną twarzą. W
końcu opamiętał się i wziął moją twarz w swoje dłonie.
- Obiecuję – powiedział i złożył pocałunek na moim czole.
- Czy to jest sen? – spytałam.
Kiwnął tylko głową. Jednak gdy zaczęłam już spuszczać głowę z twarzą pełną
smutku, dwoma palcami podniósł moją brodę i pokręcił nią przecząco.
- Rodzina Kahret, jak już się pewnie zorientowałaś ma zdolność panowania nad
myślami. Potrafimy czytać w myślach, kierować swoje myśli do czyjegoś umysłu
czy nawet „oszukiwać” podświadomość. To miejsce, ta pogoda, to wszystko
stworzyła twoja wyobraźnia. Oprócz mnie. Ja przyszedłem tu sam, nie zostałem
przez ciebie wyobrażony.
- Gdzie teraz jesteś? – spytałam.
- Nie powiem ci, nie mogę – odpowiedział a na jego twarzy znów zagościł smutek.
- Dlaczego? – spytałam.
- Znam cie lepiej niż myślisz. Jesteś jeszcze za mało wyszkolona, żebyś mogła mnie
odbić.
- Powiedz chociaż kto to zrobił, kto cie porwał?
Otworzył usta by coś powiedzieć jednak w tym momencie wszystko zaczęło się
rozmywać. Spróbowałam złapać Michaiła w swoje ręce jednak znikł. Rozmył się jak
woda przed moimi oczami. Ziemia się pode mną zarwała a w brzuchu poczułam
mdłości rodem z kolejki górskiej. Zakręciło mi się w głowie. Obudziłam
się. Przy łóżku stała Katherine z dwoma
kubkami ciepłego kakao. Otarłam ręką oczy i wyciągnęłam rękę po jeden z nich.
Kath grzecznie mi go podała i usiadła na brzegu łóżka. Podkurczyłam kolana i
pociągnęłam długi łyk wspaniałego, czekoladowego napoju.
- Przepraszam, że przerwałam twój sen – powiedziała i również upiła trochę ze
swojego kubka. – Michaił będzie zły gdy się dowie, że to ja.
Niemalże poplułam się kakaem. Posłałam jej najbardziej zszokowane spojrzenie
jakie udało mi się zrobić i zmrużyłam oczy.
- Co…
- To proste. Do „wchodzenia” w sny potrzebuje się dużo magii. Ten dom jest
przesiąknięty magią. Każdy element, każdy obraz, każda cegła. Gdy ktoś używa tu
energii tak silnej, jaką jest kontrola umysłu to się po prostu czuje… -
powiedziała i wzięła głęboki oddech. – A więc, co słychać u mojego młodszego
braciszka?
- Powiedział, że mamy zostać w Paryżu. Nie możemy jechać do Nocnej Doliny –
powiedziałam próbując przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów z naszej
rozmowy. – Mamy go nie szukać, i iść na bal.
- Michaił chce, żebyśmy poszły na bal? – spytała Kath. – Chodzi mu o ten bal,
który odbędzie się za tydzień, tak?
- Tak, dokładnie. Co to za bal?
- Och, kochana. To jest wyjątkowy bal. Można tam wejść tylko z zaproszeniem. To
bal dla największych osobistości w świecie nieosiągalnych.
- To dlaczego odbywa się tu, w świecie ludzi?- ciągnęłam.
- W świecie nieosiągalnych panuje pewna harmonia. Zorganizowanie tam takiej
imprezy zakłóciłoby ją.
- Katherine, zapomniałaś jeszcze o czymś ważnym – wspomniałam.
- Hm?
- My nie mamy zaproszeń!
- Susan, to, że jestem zdrajczynią, mordercą i demonem nie znaczy, że nie mogę
dostać tego… - mówiąc to wyciągnęła z kieszeni dwie koperty. Jedna zaadresowana
była do niej, a druga.. do mnie!!! Szybko otworzyłam ją i wyciągnęłam wytworny,
ozdabiany papier listowy.
Pachniał różami jednak zapach cynamonu bił na głowę te różyczki.
Szanowna Rada Nieosiągalnych ma zaszczyt
zaprosić Panią Susannę Genowefę Russel
na VIII Bal Nieosiągalnych, który odbędzie się 17 października 2011 roku
w Głównej Ambasadzie Nieosiągalnych.
Uroczyste rozpoczęcie balu nastąpi o godzinie 20:00.
W ramach długoletniej tradycji, nakazanym jest by wszyscy uczestnicy mieli
założone maski.
Rada Nieosiągalnych
Gdy zobaczyłam zaproszenie oniemiałam. Pójdę na
prawdziwy bal! Spotkam innych nieosiągalnych. Może nawet takich nowicjuszy jak
ja… Powoli zaczynałam żałować, że zrezygnowałam z nauki w szkole. Oczywiście,
chodzi mi o szkołę dla takich jak ja. Lekcje z Katherine odbywają się rzadko,
albo wcale. Teraz najważniejszy był Michaił. Zależało mi na tym, żeby był wolny
jednak nie to martwiło mnie najbardziej. Czułam, gdzieś głęboko w środku, że
coś tu jest nie tak. Tak, jakby wszyscy coś przede mną ukrywali. Zauważyłam
też, że ostatnio strasznie dużo dzieje się wokoło Kath. Może to tylko moje
dziwne spostrzeżenie, ale ostatnio czuję się samotna. Chcę dowiedzieć się jak
najwięcej! O sobie, o swojej mocy…
Jednak odpowiedzi wszystkim przychodzą z trudem. Jakby bali się, że powiedzą za
dużo.
Odkąd tylko zmieniłam się w Anioła Lasu, robię wszystko, żeby dowiedzieć się
czegoś na temat mocy jaką posiadam. A tu tylko same tajemnice…
Katherine siedziała jeszcze chwilę rozmawiając ze mną na różne tematy, ale
szybko się zmyła. Śpieszyła się gdzieś. Powiedziała, że niedługo wróci i, że
pod żadnym pozorem mam nie wychodzić na zewnątrz. Nawet nie miałam zamiaru.
Teraz, gdy dom jest pusty ( Arline, Margareth i Rio poszli z nią ) mogłam go
spokojnie przeszukać z nadzieją na znalezienie jakichkolwiek odpowiedzi. Zaczęłam
od pokoju, w którym aktualnie się znajdowałam czyli od pokoju Michaiła.
Oglądałam już jedną szufladę, zostały jeszcze trzy. Podeszłam do komody i
pociągnęłam za rączki. W środku były tylko dwie pary jeansów i koszulki,
dokładnie takie, jakie nosił Michaił. Zamknęłam tę i otworzyłam kolejną. Pusta.
Spodziewałam się znaleźć wszystko, ale nie spodziewałam się, że nie znajdę nic.
Tak jakby coś zostało stąd zabrane. Tylko co? Gdy już chciałam zasunąć tę
szufladę i otworzyć następną coś mnie tknęło. Głos w mojej głowie, który
nakazywał mi otworzyć ją jeszcze raz. Pociągnęłam znów za rączki. Szuflada
otworzyła się, jednak tym razem było mi trochę trudniej. Tak, jakby ktoś
ciągnął z drugiej strony. Gdy zajrzałam do środka aż odskoczyłam. Nie wiem czy
to ze zdziwienia, czy może raczej ze strachu, moje serce zaczęło bić mocniej i
szybciej. W środku była książka. Gruba książka w oprawie z tkaniny. Taka sama
jak ta, która leżała na etażerce w pokoju Katherine. Ta jednak miała w sobie
coś, innego… Wyjątkowego. Chwyciłam ją w swoje ręce i wyciągnęłam z szuflady.
Zasunęłam ją i usiadłam na podłodze. Wzięłam głęboki oddech i jeszcze raz dla
pewności sprawdziłam, czy ktoś przypadkiem mnie nie obserwuje. Gdy upewniłam
się już, że na pewno jestem sama pogładziłam dłonią okładkę i podniosłam ją
ukazując mi pierwszą stronę. Widniał na niej tylko jeden napis na dole, w rogu.
Jean-Michaił Kahret.
Wiem już przynajmniej do kogo należy ta książka. Jednak gdy przewróciłam
stronę zrozumiałam, że to z pewnością nie jest książka. Przewertowałam parę
kartek i zatrzymałam się gdzieś na 10-15 stronie. Zaczęłam czytać…
20 grudnia 1634 rok.
Jej brak wciąż mi doskwiera. Czuję ból,
który trudno opisać słowami. Nie powinienem… Jednak ta pokusa… To było za
trudne a ja nie dałem rady… Mogłem tego nie czynić a jednak nie oparłem się. Wiem,
że nie skoczyłaby wtedy, gdybym jej tego nie zrobił. Czuję pustkę. Choć wiem,
że tylko ona może ją zapełnić, próbuję zrobić to na tysiące innych sposobów.
Jednak ani szermierka, ani jazda konna ani nawet inne wspaniałe, młode panny
nie zastąpią mi jej. Nigdy w nikim się nie zakocham tak jak w niej. To do niej
należy me serce…
Poczułam gulę w gardle. Właśnie przeczytałam kawałek pamiętnika, należącego
do Michaiła. Trzymałam w rękach wszystkie jego sekrety i myśli. Jednak nie
przez to chciało mi się płakać.
Nigdy w nikim się nie zakocham tak jak w
niej. To do niej należy me serce…
Te słowa wciąż rozbrzmiewały mi w głowie. Niemal słyszałam jak je mówi. To
nie jego wampiryzm był problemem. To ja byłam problemem. Poczuł coś do mnie i
nie mógł sobie tego wybaczyć. Pomimo tego, że jego ukochana nie żyje już od
kilku wieków. Nie chciałam już czytać dalej. Jednak coś kazało mi wertować
strony … Zauważyłam świeższy wpis.
15 sierpień 2011 rok.
Widziałem ją. Siedziała w parku, na trawie i czytała książkę. Wygląda dokładnie
tak samo… Posłałem już po Jacqueline. To ona ma jej naszyjnik. Jeśli przejdzie
przemianę to znaczy, że to ona. To znaczy, że przepowiednia się spełniła.
Wspomnienia jednak nie wrócą tak szybko jakbyśmy tego chcieli. Nie wiem nawet
czy w ogóle wrócą. Jeśli jest jednak jakaś szansa, bym mógł odzyskać moją
ukochaną, to nie chcę jej stracić. Nie mogę znów jej stracić. Najlepiej będzie
jeśli nic sobie nie przypomni… Tak, tak będzie najlepiej. Najpierw muszę jednak
mieć pewność, że to ona. Muszę mieć pewność, że to moja Suzana.
Co w tej chwili czułam? Nie wiem. Było to pomieszanie szoku ze zdziwieniem i
satysfakcją zarazem. Nie rozumiałam
jednak nic. No prawie nic. Na tym świecie żył kiedyś ktoś… kto był mną? Jednak
coś się stało, nie wiem jeszcze co ,ale coś na pewno, ponieważ w pewnym
momencie przestałam jakby istnieć. A potem pojawiłam się tu jako ktoś nowy.
Jako Susanna Russel a nie Suzana. Teraz potrzebowałam rozmowy z Katherine.
Teraz, gdy miałam już jakieś pojęcie o co chcę pytać… A pytań miałam sporo.
Zamknęłam szufladę a pamiętnik schowałam do szufladki w etażerce. Wyciągnęłam z
kieszeni telefon i rzuciłam się na łóżko. Była już 13:30 a ja powoli robiłam
się głodna. Zbiegłam po schodach na dół i ruszyłam przed siebie w nadziei, że
szybko znajdę kuchnię. Po jakiś 5 minutach ją znalazłam. Była urządzona bardzo
nowocześnie jak na taki stary dom. No a skoro Kath ostatni raz była tu 10 lat
temu… No tak, Michaił. Otworzyłam lodówkę, która była pełna różnego jedzenia i
wyciągnęłam z niej jogurt truskawkowy z owocami. Podeszłam do szafek i zaczęłam
szukać jakiejś małej łyżeczki. Po chwili siedziałam już rozciągnięta na kanapie
w salonie zajadając się pysznym jogurtem. Na początku nie zauważyłam nawet, że
przez noc w pokoju pojawił się telewizor. Włączyłam go z nadzieją, że będę
mogła obejrzeć coś, cokolwiek nie po francusku. Jakież było moje zdumienie, gdy
okazało się, że żaden z tych kanałów nie nadawał w ojczystym języku Kath.
Przełączałam kanały szukając czegoś
ciekawego gdy natrafiłam na wiadomości. Mówili coś o wypadku pod Paryżem.
Wygląda to na zderzenie dwóch pojazdów –SUV’a
i … zmarłam. Drugim samochodem
było czarne Audi A6. Dokładnie takie samo jakim jeździł Rio. To samo, którym
dzisiaj wyjechali Katherine, Margareth, Arline i on sam. W tym momencie
usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi. Szybko wyłączyłam telewizor i
pobiegłam do korytarza. Stanęłam przy ścianie i wychyliłam się. Zobaczyłam ich.
Rio i Kath nieśli Margareth podczas gdy Arline ledwo co nadążała za nimi.
Wszyscy byli cali we krwi a ich ubrania były rozszarpane.
- Co... co się stało? – wyszeptałam.
- Zaatakowali nas. Nie mieliśmy szans – powiedziała Arline podczas gdy Rio i
Katherine byli już na górze.
- Kto? – spytałam.
- Kolekcjonerzy i ich nowy szef - Julien – powiedział Krzysiek wchodząc do
domu.
Jeszcze raz zapraszam do komentowania i zapoznania się z zakładkami powyżej :3
Już nie moge się doczekać następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńJesteś genialna a twoje książki są znakomite;)
OdpowiedzUsuńMiśka:D