niedziela, 8 lipca 2012

ROZDZIAŁ XIV

             
Dawno nie pisałam, no nie ? Lipa, nie ma czasu. Ciągle gdzieś jadę i nie mam tam internetu...
Teraz znowu do babci, więc nie oczekujcie cudów.
Dlatego też mam dla was kolejny rozdział na osłodzenie... Proszę też o komentarze bo jak się okaże, że nikt tego nie czyta, to nie chcę wyjść na idiotkę... :D

ROZDZIAŁ XIV
Katherine osunęła się na kanapę i podkurczyła nogi. Objęła je i schowała głowę między kolana. Nie mogłam patrzeć na to jak cierpi. Podeszłam i usiadłam obok niej. Wyciągnęłam dłoń i pogłaskałam ją lekko po włosach. Poczułam jak jej ciało powoli przestaje drżeć. Uśmiechnęłam się do niej i choć wiem, że tego nie widziała, miałam wrażenie, że jednak poczuła się lepiej. Siedziałyśmy tak w milczeniu dość długo gdy w końcu podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Cała jej twarz była pokryta łzami a oczy były czerwone i lekko podpuchnięte. Widziałam już jak płakała ale wtedy to były zwykłe łzy… Zawsze wydawało mi się, że Katherine to jest ktoś kogo trudno zranić i nawet jeśli ma chwilę słabości, to zaraz się opanowuje, a teraz? Wyglądała jak nie ona! Była zdruzgotana… No ale co się dziwić. Jej brat został porwany przez czarownicę, pokłóciła się z najlepszym przyjacielem i uświadomiła sobie w końcu, że człowiek, którego kochała przez wiele, wiele lat przez ten cały czas ją zdradzał. Żyła w kłamstwie, w zbyt pięknej bajce by mogła okazać się prawdą. A na koniec, żeby było cudowanie ktoś ostatnio próbuje mnie zabić a ona biedna chce mnie ratować, narażając przy tym własne życie. Chciałabym jej pomóc a nawet nie wiem jak.

- Spraw żebym zapomniała – powiedziała a z jej oczu popłynęły świeże łzy. – Jesteś Aniołem Lasu. Możesz to zrobić.
- Oszalałaś? – spytałam podnosząc ton głosu – Poddajesz się?
- Mam inne wyjście? Tak jak myślałaś, całe życie w kłamstwie…. Nie chcę tego pamiętać. Nie chcę pamiętać jego twarzy, gdy mówił te tak ważne słowa…
- Czytałaś w moich myślach? Znowu! – krzyknęłam lecz zaraz się opanowałam. Nie o tym teraz rozmawiamy. – Nie możesz się poddać! Nie teraz! Nie ty!
- Niby dlaczego? – spytała i przekręciła głowę lekko na bok. – On mnie zniszczył. Straciłam przez niego wszystko. Brata, przyjaciela… Nawet stanowisko w Radzie! Nie chcę go pamiętać.
- Wciąż masz mnie! – ciągnęłam. – Jeśli zapomnisz on omami cie znowu!
- Nie. Nie zrobi tego, ponieważ zrzeknę się swojej nieśmiertelności.
- Co zrobisz? – krzyknęłam i zaraz potem wstałam.
- Wystarczy, że zniszczę medalion – powiedziała a jej rękę powędrowała w stronę pięknego, czerwonego kamienia oplecionego złotą różą. – Stanę się śmiertelna a moje moce znikną na zawsze.
- Nie pozwolę na to! – chwilę później stałam już przy niej. Była tylko trochę wyższa ode mnie więc spokojnie mogłam spojrzeć jej prosto w oczy. – Jesteś zbyt ważna by teraz odejść. Nie po to tyle lat cierpiałaś by teraz odpuścić. A co z zemstą? Nie chcesz tego? Nie chcesz poczuć słodkiego smaku zwycięstwa?
- Co się z tobą stało? – spytała głośniej i pewniej. – Nie zawsze chodzi tylko o walkę! Czasami należy się poddać a nie tylko ciągle atakować. A jeśli obrona padła, cóż. Najlepiej wyciągnąć białą flagę.
- A od kiedy to ty się poddajesz?
Katherine jednym ruchem ręki zerwała medalion ze swojej szyi i obróciła go kilka razy w palcach.
- Mama go dla mnie zrobiła zaraz jak się urodziłam. Chciała mi go dać dopiero gdy ukończę 16 lat jednak nie doczekała tego dnia a ja swoją przemianę przeszłam już w wieku 10 .  Pisane mi było być tygrysem, nie Demonem Nocy. Nie mogę żyć ze świadomością, że moc, którą mam nie należy do mnie. – Wypowiadając te słowa chwyciła mocniej naszyjnik i zamachnęła się. Jednak gdy już chciała go wypuścić z dłoni by mógł rozbryznąć się na miliony małych drobinek, ktoś ją powstrzymał. Ktoś w ostatniej chwili złapał ją za rękę i był na tyle silny by ją przytrzymać. Wybawca okręcił ją by mogła spojrzeć na jego twarz i gdy tylko go ujrzała skamieniała.
- Czyś ty oszalała? – spytał Rupert podniesionym i mocnym głosem. Jego czarne oczy patrzyły na nią ze złością i troską zarazem. Dłuższe, ciemno-brązowe włosy opadały mu na czoło i kości policzkowe a usta wykrzywione były w niezrozumiałym grymasie. Miał na sobie czarny, rozciągnięty sweter i ciemne jeansy.
- Nie mieszaj się w to, Rupert – odpowiedziała Kath i spuściła wzrok. – Już od dawna to nie jest twoja sprawa.
- Owszem, to jest moja sprawa! – krzyknął i mocniej uścisnął jej nadgarstek. – Obiecałem ci kiedyś, że nie pozwolę ci zginąć. Teraz dotrzymuje obietnicy.
- Nie chcę się zabić. Po prostu nie chcę być już nieśmiertelna.
- Dla mnie to brzmi jak samobójstwo! Co ciebie napadło?
Katherine rozejrzała się po pokoju jakby szukając wsparcia. Cóż, nawet ja nie chciałabym rozmawiać o zdradzie mojego chłopaka z kimś kto .. hm. Kim Rupert jest dla Kath?
- Zostaw mnie. Nie możesz mi pomóc – powiedziała nad wyraz spokojnie.
- Katherine – wypowiedział jej imię z taką troską, że nawet pomimo faktu, że to był Rupert, (którego poznałam gdy atakował nas nożem) zaczęłam mu trochę ufać – Co się stało?
- Rupert, nie. Proszę – łzy napłynęły jej do oczu. – Pozwól mi to zrobić.
- Nie, nie pozwolę. Nie pozwolę dopóki nie dowiem się, dlaczego wystawiasz się na pewną śmierć.
- Właśnie się dowiedziała, że Julien ją zdradzał – wymsknęło mi się.
- Kto ci to powiedział? Boże, Katherine. Chciałem powiedzieć ci to już dawno ale… To miało wyglądać ciut inaczej.
- Ty też? – przerwała mu Kath – Ty też wiedziałeś?
Nic nie powiedział ale lekkie skinięcie głową wystarczyło by mogła wybuchnąć płaczem. Sytuacja była dosyć dziwna i… niezręczna. Przynajmniej dla mnie, dlatego, że Rupert przytulił Kath a ona odwzajemniła uścisk. Przez głowę przeleciało mi tysiące myśli jednak tylko jedna została na dłużej. A mianowicie słowa Katherine z pierwszych dni naszej znajomości.
„Ten człowiek.. On… Jest bardzo, bardzo zły, rozumiesz ? Nie wolno ci z nim rozmawiać. Jak go gdzieś zobaczysz to uciekaj najdalej jak się da.
Najpierw każe mi przed nim uciekać, potem prosi go o pomoc a teraz jeszcze się do siebie kleją? Gdyby nie stan w jakim jest teraz Kath pewnie bym coś powiedziała.
- Co tu.. – zaczęła Margareth wchodząc do domu.
- Się dzieję? – dokończyła Arline podążając zaraz za nią.
- Arline? Margareth? – spytał Rupert odwracają się.
- Rupert!? – krzyknęły obydwie w tym samym czasie.


Dziewczyny stały w drzwiach salonu z kaskami w rękach i takich samych, skórzanych, czarnych kurtkach. Obydwie miały też podobne legginsy imitujące spodnie. Margareth miała do tego wysokie czarne kozaczki i białą tunikę z rysunkiem ust a Arline te same kowbojki co ostatnio i czarną bokserkę. Jej włosy były rozczochrane co  tylko dodawało jej uroku. Mierzyły wzrokiem Kath i Ruperta a mnie zdawały się nawet nie zauważyć. Niezręczna cisza wydawała się nigdy nie mieć końca, i gdy już straciłam wszelkie nadzieje…
- Susan, raczysz mi wytłumaczyć co nas ominęło? – spytała Margareth nawet na mnie nie patrząc. Cóż po części sama chciałabym wiedzieć…
- Może Kath sama nam to wytłumaczy – zaproponowała Arline ratując mnie tym samym od odpowiedzi.
- To nie tak jak myślicie – powiedziała Katherine odsuwając się od Ruperta.
- Skąd wiesz co myślimy? – spytała Arline. – A no tak, przepraszam. Ty to po prostu wiesz!
- Rupert – odezwała się Margareth, która wyglądała jakby była w połowie nieprzytomna – co ty tu do cholery robisz?
Aż mi się zachciało śmiać. Powiedziała to jakby była normalnie naćpana. Wróćmy jednak do sytuacji, która odgrywała się właśnie w salonie. Boże, jak ja się cieszę, że nie jestem tego częścią. Bo nie jestem, prawda?
- Byłem w pobliżu, pomyślałem, że wpadnę – powiedział Rupert i uśmiechnął się, próbując tym rozładować napięcie. Coś my chyba jednak nie wyszło…
- Rupert, poważnie. Co ty tutaj robisz? – Margareth spróbowała jeszcze raz.
- Wersja pierwsza nie wchodzi? – spytał i znów uśmiechnął się bezradnie.
- Rupert… - nie dawała za wygraną.
- Ktoś przekupił jednego z moich… - zamilkł jakby próbował znaleźć odpowiednie słowo – współpracowników, by coś wam zrobił. Nie wiem o co chodzi, ale znając was, to ja się zgłaszam po zwłoki.
- Christophe żyje – rzuciłam. W tym momencie wszyscy zwrócili się w moją stronę a ja poczułam się teraz jak clown, któremu nie wyszła sztuczka. – On żyje, prawda Katherine?
- Tak. Rio się nim zajął – odpowiedziała nie spuszczając ze mnie wzroku.
- To ja po niego pójdę – powiedział Rupert i skierował się do drzwi kiedy Margareth zatarasowała mu drogę.
- Nie – powiedziała i zmierzyła go wzrokiem. – Ty, dla własnego dobra, lepiej tu zostań.
- Pójdę z nią! – krzyknęła Arline i pognała za przyjaciółką. – Jak wrócę, to pogadamy.
Gdy tylko zniknęły na górze odwróciłam się do Ruperta i Katherine, którzy stali teraz w dużej odległości od siebie i mieli neutralne miny. Zmierzyłam ich wzrokiem i położyłam ręce na biodra, czekając w nadziei na jakieś racjonalne wyjaśnienia.
- Katherine – zaczął Rupert spoglądając na nią co jakiś czas – dlaczego chciałaś to zrobić?
- Przecież Susan już ci wytłumaczyła – odparła Kath patrząc na mnie z ukosa.
- Nie. Susan tylko powiedziała mi coś co wiem. A teraz wytłumacz mi, co cie napadło, że chciałaś się zabić?!
- Nie chciałam się zabić!
- Rozbicie medalionu oczywiście by cie nie zabiło... – burknął Rupert.
- Już raz się zbił – powiedziała to z taką nienawiścią w głosie, że aż zadrżałam. Rupert zesztywniał i spuścił wzrok. Nie odpowiedział nic więc Kath kontynuowała. – Ja jednak wciąż żyję.
- To była inna sytuacja – powiedział Rupert nie podnosząc wzroku.
- To było taka sama sytuacja, Rupercie! – krzyknęła Kath.
- O co chodzi? – spytałam podchodząc trochę bliżej.
- O nic. Już o nic – powiedziała Katherine i uśmiechnęła się. – Zaprowadzę cie do twojego pokoju. Rupert, ty zostań tutaj. Dziewczyny pewnie zaraz przyprowadzą Christophe.
- Mojego pokoju? – spytałam.
- Pobędziemy w Paryżu jakiś czas. Jeden z pokoi na poddaszu możesz sobie wziąć – odpowiedziała uśmiechając się jeszcze szerzej.
Poszłyśmy na górę i zobaczyłam długi korytarz, na którym stały tylko wazoniki z suszkami i dwa wazony z żywymi kwiatami. Na podłodze rozciągał się długi, czerwono-czarny dywan ze złotymi zdobieniami. Zauważyłam tam też 5 par drzwi. Dwie po jednej stronie, dwie po drugiej i jedne na samym końcu. Wszystkie były masywne, zrobione z ciemnego drewna. Szłyśmy korytarzem i zauważyłam, że pomimo tego, iż na pozór wszystkie wyglądały tak samo bardzo się od siebie różniły. Miały różne wzory i znaki wyryte w różnych miejscach. Najbardziej jednak moją uwagę przykuły znaki na drzwiach na końcu korytarza. Musiałam się im długo przyglądać, ponieważ Kath przystanęła i powędrowała za moim wzrokiem.
- To są runy – wyjaśniła.
- Stary alfabet magiczny… - powiedziałam nie do końca wiedząc o czym mówię. Jakoś tak samo przyszło. Przyjrzałam się znakom i nagle zaczęły wydawać mi się znajome. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie się stało, ale chyba rozumiałam ich treść.
M potem I C … H A znowu I a na końcu L .. nie Ł. MICHAIŁ..
- Skąd wiedziałaś? – spytała patrząc na mnie tak, jakby chciała zobaczyć moje wnętrze. Jej źrenice były rozszerzone a usta wyrażały wyraźne zszokowanie. Znowu czytała w moich myślach!
- Nie wiem. Samo tak jakoś przyszło – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się najszczerzej jak tylko potrafiłam.
- Rozumiem, że wybrałaś już sobie pokój? – spytała.
- Chyba wiesz, który biorę – odpowiedziałam.
Katherine podała mi kluczyk i odwróciła się. Postąpiła parę kroków na przód jednak w pewnym momencie zatrzymała się i odwróciła.
- Susan, jeśli chcesz mnie o coś zapytać, dowiedzieć się czegoś… Możesz spokojnie pytać. Odpowiem na twoje wszystkie pytania, pod jednym warunkiem – zamilkła jakby czekała na jakiś znak z mojej strony. Kiwnęłam głową by kontynuowała. – Bądź ze mną szczera. Jeśli coś cie trapi, po prostu mi o tym powiedz.
- Jasne, będę pamiętać – odpowiedziałam i podeszłam do drzwi.
Wsadziłam kluczyk do zamka i przekręciłam dwa razy. Coś stuknęło i głośny zgrzyt wydobył się z mechanizmu. Popchnęłam lekko drzwi, które ustąpiły bez najmniejszych problemów. Wielkie, sypialniane łóżko stało przy ścianie na lewo od drzwi. Po obu stronach, tak jak w pokoju Kath były beżowe etażerki. Pościel na łóżku była w trochę ciemniejszym odcieniu. Po prawej stronie stała wielka, drewniana komoda z szufladami. Obok niej stał wielki regał, wykonany z tego samego materiału. Jego półki uginały się pod ciężarem różnych książek. Przejechałam dłonią po miękkich grzbietach co jakiś czas napotykając wypukłe kształty jakimi były tytuły czy autorzy tychże lektur. Wielkie okno zasłaniały jasnobrązowe zasłonki wykonane z marszczonej tkaniny. Ciemną podłogę z drewna przykrywał piękny, kremowy dywan, wykonany z miękkiego, długiego włosia. Ściągnęłam trampki i przeszłam się po nim gołymi stopami. Postawiłam buty przy komodzie i rzuciłam się na łóżko, które jak się spodziewałam, było bardzo wygodne. Leżałam tak chwilę, wpatrując się w biały sufit i kremowe ściany, gdy poczułam nieodpartą chęć zajrzenia do wnętrza komody. Usiadłam na łóżku i przyjrzałam się jej. Na pozór zwykła komoda mogła przecież skrywać wiele tajemnic, prawda? Wstałam i ostrożnie do niej podeszłam jakby to było jakieś dzikie, nieokiełznane zwierze. Dotknęłam zwisających, mosiężnych rączek i przejechałam po nich opuszkami palców. Po chwili zaplotłam je wokoło tychże rączek i pociągnęłam lekko. Ustąpiła od razu jednak widok wcale mnie nie zaskoczył, pomimo tego, że był godny uwagi. Cała szuflada była bowiem zapełniona różnego rodzaju listami i kopertami. Kartki zapisane były w różnych językach, których nawet nie znałam. W większości był to francuski, angielski i rosyjski. Przeglądałam kartki nie rozumiejąc ani słowa, jednak jedna kartka przykuła moją uwagę. Nie była napisana w żadnym z tych języków, które widniały na reszcie listów. Ten wydawał się być pismem o wiele starszym. Powiem nawet, że wyglądało to na pismo starożytne. I pewnie nie byłoby w nim nic szczególnego gdyby nie podpis, który zrozumiałam od razu, nie znając języka.
SUZANA. Tam było napisane moje imię, tylko, że w jakiejś innej formie. Byłam jednak zbyt zmęczona by zastanawiać się nad tym, co to oznacza. Zamknęłam szufladę a list schowałam do kieszeni spodni. Rzuciłam się jeszcze raz a moje powieki przymknęły się, zapraszając mnie tym samym to wspaniałego świata snów.

2 komentarze:

  1. ciekawy rozdział. mam nadzieję że napiszesz za niedługo kolejne rozdziały??

    OdpowiedzUsuń
  2. wowowoooow super! ;)
    udanych wakacji :*

    OdpowiedzUsuń