czwartek, 10 maja 2012
ROZDZIAŁ XII
Przede mną stał kolega z mojej klasy… Byłej klasy, a zarazem mój sąsiad. Opierał się ręką o drzewo i mierzył mnie zagubionym wzrokiem. Spojrzał na Katherine a potem na resztę i zbliżył się na dwa kroki. W pewnym momencie jego wzrok utkwił na gwieździe utworzonej z fal na mojej skórze. Jako, że znajdowała się prawie, że na moim dekolcie zarumieniłam się lekko na co Katherine uśmiechnęła się rozbawiona. Nagle, ku mojemu zdziwieniu Krzysiek uśmiechnął się do mnie po czym położył rękę na sercu i… ukłonił się. Tak, widziałam wyraźnie jak lekko się kłania. Chwila, dlaczego on się kłania?
- Susan pewnie już znasz? – spytała Katherine wyraźnie zadowolona.
- Oczywiście. Znamy się od dłuższego czasu – powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Krzysiek jest Aniołem – powiedziała Kath i kiwnęła do niego głową by kontynuował. Jednak zanim zdążył powiedzieć cokolwiek musiałam się wtrącić.
- Aniołem?! – krzyknęłam. – Jak to Aniołem?
- Ty jesteś Aniołem Lasu, czyli Elfem. Ja natomiast jestem Aniołem Światła. Strażnikiem dusz.
- Ty jesteś strażnikiem – powiedziałam zwracając się Katherine.
- Tak, ale ja jestem strażnikiem ciała. Demonem. Krzysiek się jest strażnikiem duszy. Aniołem.
- Czy to nie znaczy, że jesteście jakimiś tam wrogami, czy coś? – spytałam niepewnie.
-Nie zagrażamy sobie nawzajem, ale to nie znaczy, że się bardzo lubimy – powiedział Krzysiek. – Zacznijmy od tego, że znamy się od paru lat i wiemy o sobie dosyć sporo.
- Paru lat? – spytałam.
- Pamiętasz jak wszyscy myśleli, że jeżdżę na jakieś szkolenia karate itp.? To nie były szkolenia, a przynajmniej nie karate. Jeździłem wtedy do Świata Nieosiągalnych na naukę swojej profesji. Jako, że wiedziałem o wszystkim odkąd się urodziłem nie było sensu posyłać mnie do specjalnych szkół. Uczyłem się w domu albo na wyjazdach i chodziłem do normalnego liceum. Jak pewnie wiesz, przemiana nadchodzi około 16 – 17 roku życia– podszedł bliżej i chwycił mój medalion. – Gratuluję.
- Nie chcę wam przeszkadzać ale robi się ciemno. Może byśmy tak łaskawie już wyruszyli – powiedziała Arline. – Chyba, że wolicie zatrzymać się w hotelu?
- Nie! – odpowiedziała Kath podniesionym tonem. – Ruszajmy.
Margareth i Arline podeszły do swoich ścigaczy i odpaliły silniki. Chwilę później już ich nie było. Krzysiek kiwnął do nas głową i zniknął, tak po prostu. Spojrzałam na Katherine a ta uśmiechnęła się.
- Jest Aniołem, Susan. Ma skrzydła… Po za tym, jako anioł, może teleportować się kiedy tylko mu się podoba.
- A my? – spytałam. – Ja nie mam skrzydeł, samochodu zresztą też nie. Domyślam się, że do szpitala zawieźliście mnie kradzionym.
Katherine tylko się uśmiechnęła i podeszła do Rio. Ten odwzajemnił uśmiech i kiwnął głową.
- Tak, jestem samochodem i tak, wezmę was ze sobą – powiedział i wskazał nam ręką czarne Audi A6.
Po 2 godzinach jazdy w końcu zasnęłam. Byłam zmęczona już od dawna ale emocje trzymały dość długo. Sen, a raczej koszmar był dziwny i przerażający. Śniło mi się, że stoję nad przepaścią i wymawiam dziwne i niezrozumiałe dla mnie słowa. Dopiero po chwili zorientowałam się, że są to zaklęcia. Chwilę później zamknęłam oczy i zrobiłam krok do przodu. Zanim zaczęłam spadać usłyszałam mrożący krew w żyłach krzyk. Ktoś krzyczał moje imię. Znałam ten głos ale nie potrafiłam dopasować go do nikogo kogo kiedykolwiek słyszałam. Poczułam jak łzy spływają mi po policzkach i gdy już miałam uderzyć o dno przepaści obudziłam się. Pot ciekł mi po czole i plecach. Oczy miałam mokre, prawdopodobnie od łez a oddech miałam szybki i nierówny.
- Hej, Susan. Wszystko dobrze? – spytał Rio. Staliśmy na poboczu a Katherine spała.
- Tak – odpowiedziałam i podciągnęłam się by usiąść prosto. – Miałam zły sen.
- W to nie wątpię – powiedział i spojrzał mi w oczy. – Na pewno wszystko w porządku?
- Na pewno. – uśmiechnęłam się. – Gdzie jesteśmy?
- Spałaś dobre 7 godzin. Właśnie wyjechaliśmy z Warszawy. – odpowiedział Rio.
- Szybko jedziemy – powiedziałam.
- Ma się ten talent – zaśmiał się Rio. – Głodna? Zaraz będziemy mijać zajazd więc jak chcesz mogę wziąć coś na wynos. Zaraz obudzę Katherine, może ona też coś chce.
- Nie śpię – powiedziała Kath nie otwierając oczu. – Ale skoro pytasz to weź coś dobrego.
Jechaliśmy jeszcze jakieś 15 minut kiedy samochód zjechał na parking przy zajeździe. Rio wyłączył silnik i otworzył drzwi. Do środka dostał się miły, chłodny podmuch.
- Dla mnie kanapka z tuńczykiem, dla tej tam coś dobrego a dla ciebie? – spytał patrząc w moją stronę.
- Nie jestem głodna – powiedziałam.
- Czyli sałatka. Może być gyros? – powiedział jakby nie słyszał mojej odpowiedzi. Kiwnęłam głową z uśmiechem i chwilę później brunet zniknął w drzwiach restauracji. Oparłam głowę o okno i zapatrzyłam się na drzewa, które pochylał lekki wiaterek. Przez cały czas przed oczami miałam obraz mnie spadającą w przepaść. To tylko sen, ale tak realistyczny. Czułam się jakby to już się zdarzyło, jednak nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek chciała się zabić. I ten głos… Ten przeraźliwy krzyk. Nie! To tylko sen… Nic ważnego, wytwór mojej wyobraźni.
- Susan?
- Tak, Katherine?
- Znajdziemy go – powiedziała po prostu. – Obiecuję.
- A co jeśli on już… - wyszeptałam nie wierząc we własne słowa. – Sama powiedziałaś, ze to może być kłamstwo. On może już nie żyć.
- Ale żyje. Czuję to. Jest moim bratem, między nami jest więź, którą może zerwać tylko śmierć któregoś z nas.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Niedługo ma urodziny. Jakoś w grudniu. Mam dla niego prezent, który chciałam dać mu już wieki temu… Muszę mu go dać.
Wtedy do mnie dotarło. Gryzło mnie to już od dawna, jednak gdy Kath wypowiedziała te słowa, wszystko jakby stanęło mi przed oczami. Przez głowę przeszło mi dużo pytań, które tak naprawdę chciałam zadać samej sobie, jednak nie znałam na nie odpowiedzi. Poczułam jak najważniejsze i kluczowe pytanie zapaliło się niczym żarówka i dopóki nie odpowiem sobie na to jedno, jedyne pytanie, nie odpowiem na resztę. Dlaczego ja to robię? Dlaczego chcę ratować Michaiła? Dlaczego? Darzę go pewnym uczuciem, którego nawet nie potrafię określić. Przecież ja nic o nim nie wiem. Gdyby nie Katherine, nie wiedziałabym nawet kiedy ma urodziny a teraz chcę poświęcać dla niego własne życie. Czuje się, jakbym znała go od dawna… Bardzo, bardzo dawna. Tak, jakbym już kiedyś go.. kochała? DLACZEGO? Dlaczego mam wrażenie, że czegoś mi tu brakuje? Jednej części układanki, jednego kawałka, który może rozświetlić całą tą ciemność w moim umyśle. Tyle, że ja nie mam zielonego pojęcia gdzie go szukać. Nie pytam „dlaczego ja?”, bo równie dobrze, to mógł być każdy…. Chcę tylko wiedzieć co ominęłam… Czego nie dostrzegłam…
-Nie mieli Gyros więc wziąłem Cezar, dla ciebie też Katherine – przerwał moje rozmyślenia Rio wchodząc do samochodu. Podał mi pudełko z jeszcze ciepłą sałatką i plastikowy widelec. Katherine dostała takie same zawiniątko a z kanapki z tuńczykiem, którą wziął dla siebie została już tylko serwetka, ponieważ resztę zjadł czekając na nasze zamówienie. Siedzieliśmy tak jedząc ( Rio poszedł po drugą kanapkę ) i rozmawiając o Nieosiągalnych oraz na różne inne, ciekawe tematy. Dowiedziałam się wielu nowych rzeczy o mnie samej i mojej mocy. Gwiazda, która rozciąga się od szyi w dół prawie do samego dekoltu jest to znak mojego żywiołu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że tatuaż ten powinien znajdować się na mojej klatce piersiowej lub na przedramieniu, a jego wymiary nie powinny przekraczać 2 cmx2cm. Mój natomiast jest cóż… Duży. Teraz wiem też, że znak ten, pojawił się gdy tylko pierwszy raz użyłam magii od przemiany. Nareszcie poznałam również zalety bycia Aniołem Lasu. Jako Anioł mogę się teleportować bez użycia specjalnego przejścia. Jednak każdą teleportację Rada ( kimkolwiek ona jest ) może „wyczuć” dlatego też, do świata nieosiągalnych dostaniemy się przez DRZWI. Gdy coś mi się stanie mogę się uleczyć sama, tak jak zrobiłam to po wypadku. Jednak w hotelu gdy zostałam ukłuta nożem nie mogłam tego zrobić, ponieważ na ostrzu była trucizna. Jest tylko parę rzeczy, które mogą mnie zabić. Jest to m.in. trucizna sporządzona z soku pewnego drzewa o przedziwnej nazwie.. Eksiberotralix. Pewnie zaraz ją zapomnę, ale warto wiedzieć. Właśnie w tym soku był umoczony ten nóż. Smocza Krew to rodzaj antidotum. Nie wiem jak to działa…. Wiem jednak , że smoki nie istnieją, a to jest tylko umowna nazwa jakiegoś eliksiru. Katherine jakoś nie chciała mi zdradzić z czego jest zrobiony. Jedną z zalet jest również ogromna moc, którą posiadam. Będę się uczyć nad nią panować na lekcjach, które będą się odbywały podczas naszej „misji”.
Najbardziej jednak zaciekawiło mnie to, że Elfy, jako jedyne z nieosiągalnych potrafią „narodzić się na nowo”.
-… jest pewne zaklęcie, które Anielica lub Anioł Lasu musi wypowiedzieć zaraz przed śmiercią. Wtedy może wrócić w dowolnym czasie na ziemię. Narodzi się na nowo jednak będzie wyglądać dokładnie tak samo jak za dawnego życia i będzie mieć prawdopodobnie te same moce. Aby wróciły umiejętności i wspomnienia z dawnego życia trzeba mu przekazać jego stary medalion, inny naszyjnik może bowiem doprowadzić go do śmierci. Jednak to nie wszystko… Wspomnienia wracają bardzo powoli jeśli w ogóle wracają. Taka osoba nie wie, że są to rzeczy, które wydarzyły się w jego dawnym życiu… Myśli, że to tylko sny lub inne „wybryki” jego lub jej wyobraźni. Nie wiemy czy da się przywrócić wszystko ale staramy się jak możemy – powiedziała Katherine. Rio co jakiś czas spoglądał to na mnie to na nią… Nawet w pewnym momencie zdawało mi się, że w jego oku zabłysła iskierka, jakby odkrył coś, czego nigdy by się nie spodziewał. Ja jednak pomimo tego, że czułam coś, jakby odpowiedź była już na tacy przed moim nosem to jakoś nie potrafiłam tego połączyć. No bo, czy to możliwe, że już żyłam na ziemi a ten sen to było wspomnienie? To przecież nie ma sensu. Katherine przecież by mi powiedziała, gdyby się czegoś domyślała, prawda? Dochodziła już 14:00 a słońce świeciło na bezchmurnym niebie. Na zewnątrz było ciepło a powietrze było suche i złudnie czyste. Już od godziny nie widziałam żadnych zabudowań a droga od dawna nie wyglądała przyjaźnie. Wręcz odwrotnie, wyglądała tak, jakby nikt od dawna tędy nie jeździł. Gdy zatrzymaliśmy się po środku lasu poczułam się dziwnie. Jakbym już kiedyś tu była… Tyle, że nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek była w lesie w pobliżu gór. Ja nigdy nawet w górach nie byłam!
-Gdzie my jesteśmy? – spytałam.
- To jest portal – powiedział Rio i wskazał potężną skałę. – Podchodzisz, myślisz o jakimś miejscu i w nią wnikasz.
- No nie chce mi się jakoś wierzyć, że to jest takie proste – powiedziałam.
- Jest. Musisz tylko uwierzyć – powiedziała Kath i podeszła do skały. – Jak masz problemy z myślami to wypowiedz miejsce na głos. Rio, ty pierwszy. Wiesz, gdzie się wybieramy, prawda?
- Oczywiście, że wiem – odpowiedział po czym również podszedł do skały i oparł o nią swą doń.
Przymknął lekko oczy a na około niego zawirował lekki, jesienny wiaterek.
- Francja, Paryż. Wieża Eiffla – wyszeptał po czym rozmył się w powietrzu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
kolejny niezły rozdział , Jagoda tak dalej
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - wampir03
Czyżbym zaczął rozgryzać tą historię :O
OdpowiedzUsuńŚwietne. Dziewczyno masz talent :)
OdpowiedzUsuńMiśka:D
Nieziemski, hahaha Krzysiek, no nie mogę, ale Michaiła i tak kocham :D <3
OdpowiedzUsuńŚwietna jest ta twoja książka. Kocham ja :3
OdpowiedzUsuńSara :*