wtorek, 8 maja 2012

ROZDZIAŁ XI


           
Lekki wiaterek rozwiał moje włosy tak, że przykryły mi twarz i przykleiły się do niej, całej mokrej od łez. Siedziałam tak na ziemi i patrzyłam w chodnik a łzy kapały tworząc małą kałużę naprzeciw mnie. Dlaczego to zrobiłam? Nigdy nie zdarzało mi się tak nagle wybuchać emocjami. To było dziwne uczucie… Połączenie złości, nienawiści, strachu oraz dziwnej satysfakcji… Nie chciałam tego czuć… Przez to wydawało mi się, że jestem potworem… Zraniłam go, tak bardzo go zraniłam. On nigdy by mnie nie skrzywdził. Chociaż, gdzieś podświadomie czułam, że już raz to zrobił. Bardzo boleśnie… Ale przecież… Pamiętałabym, prawda? Jednak to uczucie było dziwne. Jakby skrzywdził kogoś innego, kto po prostu był w moim ciele…


 Nagle usłyszałam za sobą szybkie kroki. Odwróciłam się i ujrzałam Katherine biegnącą w moją stronę z reklamówką, w której były zakupy. Podbiegła do mnie, rzuciła ją na ziemię i uklękła tak by móc spojrzeć mi w oczy. Otarła mi łzy z policzka, rozejrzała się i zdawała się wszystko rozumieć jednak pytanie same nasuwało jej się na usta.
- Co się stało?
- On poszedł… - zapłakałam. – On odszedł i nie wróci…
Znów zaczęłam płakać jednak Katherine mnie przytuliła i cichutko uciszyła.
- Cii... Spokojnie. Wszystko będzie dobrze – powiedziała i znów spojrzała mi w oczy.- To teraz powiedz mi, dlaczego? Dlaczego odszedł?
Uspokoiłam się i wyciszyłam. Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam cofnąć się do momentu, w którym zostaliśmy sami, tylko we dwoje.
- Powiedział mi, że mu na mnie zależy – powiedziałam i wykrzywiłam usta w nieszczery uśmiech. Kath też zdawała się uśmiechać. – Zaraz jednak dodał, że nie możemy być razem. Jest wampirem, dlatego.
Katherine spuściła wzrok i zaczęła rozmyślać, zaraz jednak podniosła głowę do góry i spokojnym, opanowanym głosem przemówiła.
- Powiedział ci, prawda? Wytłumaczył ci dlaczego, tak naprawdę nienawidzę wampirów, bez względu na to czy to Verusi czy nie… Teraz już rozumiesz. Nie rozumiem jednak tego, że on tak do tego podszedł… Zwykle bycie wampirem traktował jako błogosławieństwo a nie jako klątwę ciążącą na nim. Naprawdę mu na tobie zależy…
- A ja wydarłam się na niego, że zależało mu tylko na mojej krwi i, że ma się wynosić z mojego życia! – krzyknęłam z bezsilności. – Ale ja byłam głupia! Próbował mnie uspokoić, chciał wszystko wytłumaczyć a ja mu nie pozwoliłam… Zawaliłam sprawę, już go nie odzyskam.
- Spokojnie – powiedziała Katherine i złapała mnie za rękę. – Odzyskasz go! Obydwie go odzyskamy. Zrobimy to razem, rozumiesz? Obiecuję.
Uśmiechnęłam się do Kath a ta odwzajemniła uśmiech, który ujawnił jej kły. Teraz jednak nie zwracała na to uwagi. Wstała i podała mi rękę by mi pomóc. Podeszła do reklamówki i wyciągnęła…
- Farba do włosów? – spytałam. – Czarna ?!
- Innej nie było. – powiedziała. – I to nie jest farba tylko szampon koloryzujący.
- Kupiłaś coś jeszcze?
- Tak, jedzenie, picie… i dwie gumki do włosów. – zaśmiała się i podała mi jedną. – Zepnij włosy.
Tak też zrobiłam. Nagle twarz Katherine skamieniała. Ktoś za mną stał, nie miałam odwagi się poruszyć a co dopiero odwrócić by sprawdzić kto to. Głos jednak go wydał.
- Proszę, proszę. Czyż to nie moja droga Elfka? Jest i jej przyjaciółeczka… Witaj Katherine, czy może raczej Jacqueline – powiedział Rupert.
- Czego chcesz? – spytała Kath.
- Niczego, nie mogę tak po prostu przechadzać się? – spytał udając zdenerwowanie.
- Nie, nie możesz – powiedziałam.
Sama na początku nie wierzyłam, że się odezwałam jednak słowa jakoś same wyszły mi z ust. Odwróciłam się i spojrzałam mu prosto w oczy. Wcześniej nawet nie zauważyłam, że były czarne niczym smoła i  pięknie wyglądały w słońcu.
Katherine patrzyła na mnie czekając jaki będzie mój następny krok.
- Tacy przestępcy jak ty nie mogą od tak przechadzać się po ulicach miasta.
- No, no… Dziewczyna ma ikrę. Nie można zmarnować takiego talentu – powiedział i uśmiechnął się do mnie.
- Bez celu byś nas nie śledził… - powiedziała Katherine nie zwracając uwagi na komentarz Ruperta.
- To prawda, mam dla was pewne informacje… - powiedział a na jego twarzy zagościła powaga.
Katherine zbliżyła się o jeden krok tak, że stała zaraz obok mnie. Zmierzyła go wzrokiem tak jakby chciała sprawdzić czy jest godny zaufania i wydawało mi się, że już chce zacząć się wycofywać jednak ciekawość wzięła górę.
- Słuchamy…
- To może wam się nie spodobać – spojrzał na mnie – otóż Michaił został porwany…
- Co?! – krzyknęłyśmy razem.
- Jak to porwany? – powiedziała Katherine. Była w szoku. Patrzyła na Ruperta jakby chciała go zmusić do prawdziwej odpowiedzi. – Odpowiedz!
- Spokojnie… - powiedział opanowany Rupert i zrobił krok do przodu, ku mojemu zaskoczeniu Kath się nie cofnęła. – Znajdziemy go…
- Jak to się stało? – powiedziałam ledwie słyszalnym głosem.
- Był rozdrażniony… Nie wiem co mu zrobiłaś, mała ale aż się trząsł ze złości.
Wywróciłam oczami jednak ta informacja trochę mnie ruszyła… Nie mogłam jednak rozpłakać się przy Rupercie.
- Siedział tam – wskazał głową na wysoki budynek. – Na dachu. Widziałem go, więc podszedłem. Nie był zbyt rozmowny… Mówił tylko, że był głupi i takie tam brednie. Z resztą, i tak pewnie by mi się nie zwierzył. Nie lubił mnie – spojrzał na Kath. – Dzięki tobie.
 Katherine prychnęła a ja spojrzałam na Ruperta  karcącym wzrokiem co z pewnością zauważył.
- Mógłbyś przejść do konkretów? – spytałam.
- Ja tu podsycam dramaturgię tej chwili!  – powiedział. – A ty wiesz, że mówił też o tobie? Coś, że cie skrzywdził, nie wiem bardziej byłem zajęty tą zakapturzoną postacią, która za nim stała.
- Zakapturzoną postacią? – spytała wcześniej cicho stojąca Kath.
- Tak. Nie widziałem jej twarzy, tylko długie, szaro- czarne włosy wystające spod kaptura. Gdy tylko Michaił ją zauważył wydawało mi się, że chce coś powiedzieć… Nie zdążył jednak, ponieważ ta kobieta wyciągnęła swoją dłoń ku niemu i nagle znikli. Zamienili  się w czarny dym.
- Skąd wiesz, że to była kobieta? – spytałam.
- Jestem po prostu utalentowany i potrafię to poznać – powiedział sarkastycznie i uśmiechnął się. Katherine spojrzała na niego z ukosa. – No dobra, miała sukienkę.
- Czarownica – wymruczała Kath.
- Czarownica?! – dopiero po chwili zorientowałam się, że powiedziałam to głośno.
- Tak, czarownica – powiedział Rupert. – Taka pani co robi czary mary na lewo i prawo.
- Nie słuchaj go – powiedziała Katherine i przewróciła oczami. – Czarownica to kobieta, która zajmuje się magią. Nie ma też czegoś takiego jak biała i czarna magia.  Jest np. magia chaosu, magia umysłu… Są różne rodzaje magii. Jednak czarownice są nie spotykane w tych czasach. W samym świecie nieosiągalnych jest ich mało a co dopiero w świecie takim jak ten… Gdzie ludzie niszczą wszystko i wszystkich co jest inne. Polowania na elfy, czarownice… Tego w historii jest zdecydowanie za dużo.
- Można też tak… - powiedział Rupert i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej liścik złożony w kostkę. Podał mi a ja go rozwinęłam. Zanim jednak zaczęłam czytać zawahałam się.
- Co to? – spytałam sztywno.
- To wyłoniło się z dymu, który pozostał po tamtej dwójce. Pozwoliłem sobie przeczytać – powiedział po czym spróbował się uśmiechnąć jednak coś mu chyba nie wyszło. – Lepiej usiądź… Lepiej obie usiądźcie.
Nie zważając na jego słowa w końcu spojrzałam na zawartość listu…
    Droga Susan,
           moje szczere gratulacje z okazji przemiany. Nie miałam jak złożyć ci ich wcześniej więc przyjmij je teraz. Pewnie mnie nienawidzisz za wiele rzeczy a jedną z nich jest porwanie twojego ukochanego… Nie martw się jednak, ponieważ możesz go jeszcze odzyskać. Wystarczy, że przyjdziesz do mnie… Coś jak wymiana. Albo ty albo on…. Jeśli zdecydujesz się, że jednak chcesz się do mnie przyłączyć będziesz musiała przejść parę kroków. Pierwszy z nich to podróż do świata nieosiągalnych. Jacqueline wie gdzie to jest… Tam będzie czekał jeden z moich posłańców z kolejnym listem… Nie będę jednak czekać wieczność… Pośpiesz się więc.
Czekam… 
                                                                                                                   Twoja
S.
Upuściłam list i sama osunęłam się na ziemię. Katherine podniosła kartkę i  chwilę później klęczała przy mnie.
- Znajdziemy go! Pamiętasz, obiecałam ci, że go odzyskamy i to zrobimy, rozumiesz?- powiedziała a  z jej oczu popłynęły łzy. – Nie zostawimy go na jej łaskę.
Spojrzałam na nią a ona wiedziała już co chcę powiedzieć i zaczęła kręcić głową. To jednak mnie nie powstrzymało.
- Zrobię to.

        
                 
Katherine złapała mnie za ramiona i potrząsnęła mną jakby chciała wybudzić mnie z jakiegoś snu.
-Nie, nie zrobisz tego – powiedziała. – Obudź się w końcu! Nie rozumiesz… Michaił jest przynętą. Nawet jeśli to zrobisz ona i tak go zabije. Musimy go po prostu odbić. Zbierzemy ludzi i go odbijemy. Zaufaj mi. Mam wielu przyjaciół…
- Którzy wiedzą o tym, że jesteśmy poszukiwane! Nie pomyślałaś o tym? Będziemy musiały radzić sobie same… Mam jednak dziwne wrażenie, że same sobie nie poradzimy – powiedziałam i spuściłam wzrok. – Jesteśmy same.
- Nie! – krzyknęła Kath i podciągnęła moją głowę do góry tak by mogła spojrzeć mi w oczy. – Nie jesteśmy same. Moi przyjaciele pomogą mi nawet jeśli miałoby być to największe przestępstwo wszechczasów! A my chcemy przecież ratować Michaiła…
- Ja wam pomogę – powiedział Rupert. Spojrzałyśmy w górę na niego. Przyglądał się nam i wydawało mi się nawet przez chwilę, że mówi poważnie.
- Co? – spytałam. – Ty ?
- Właśnie. Jaki masz w tym cel, hm ? – spytała Kath równie zszokowana jak ja.
- Żaden. Chcę wam pomóc… Nie mogę? – powiedział jakby to było oczywiste, że to właśnie jego będziemy prosić o pomoc.
- Nie... – powiedziała Kath posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Jakby wiedziała o czym teraz myśli i chciała mu to wybić z głowy… Ach, no tak. Zapomniałam. Ona wiedziała o czym on myśli…
- W takim razie, powodzenia – powiedział i odwrócił się na pięcie. Katherine spuściła głowę i gdy Rupert był już przy zakręcie poderwała się i chwilę później przy nim stała. Demony Nocy są bardzo szybkie.
- Rupert, nie potrzebuję twojej pomocy teraz, ale gdy będziemy już w świecie nieosiągalnych może się przydać – powiedziała Katherine. – Pomożesz nam?
Rupert uśmiechnął się do niej ujawniając kły i położył jej rękę na ramieniu.
- Katherine. Czy kiedykolwiek odmówiłem gdy prosiłaś mnie o pomoc? – spytał. Ta jednak nie odpowiedziała i dalej patrzyła się w te jego czarne oczy. – Nie. I tym razem również nie odmówię. Masz moje słowo.
- Już raz dostałam twoje słowo… – powiedziała. – Ty go jednak nie dotrzymałeś.
- Wiem, przepraszam – odwrócił wzrok. – Żałuję.
- Teraz już po fakcie. – powiedziała. – Nie odwrócisz tego co się stało.
- Nie – zamyślił się. – Mam jednak nadzieję, że jesteś szczęśliwa.
- Jestem – powiedziała i już chciała się odwrócić gdy on złapał ją za nadgarstek. Odwrócił ją i przyciągnął do siebie. Stali tak blisko a ona nie odsuwała się ani nie wyrywała. Po prostu patrzyła na niego i stała nieruchomo.
- Jesteś? – spytał i spojrzał jej prosto w oczy. – Jesteś szczęśliwa?
- Nawet jeśli nie, to i tak nic nie zmieni… - odwróciła się i spojrzała w dół. – Ty się nie zmienisz…
- Ja już się zmieniłem  – powiedział i puścił jej rękę. -  Ty jednak nie potrafisz tego dostrzec… Pomogę wam, ale pamiętaj…  Nie robię tego dla Michaiła czy Susan, robię to dla ciebie.
Chwilę później stała już przy mnie. W jej oczach były łzy lecz szybko znikły. Chwyciła reklamówkę i podeszła do mnie zrywając mi medalion  z szyi.
- Ejże! – krzykłam. – Co to miało być?
- Zaraz ci go oddam – powiedziała i zamknęła oczy. Chwilę później mój medalion lewitował w powietrzu. Gdy otworzyła oczy były całe czerwone i świeciły jasno. Nagle medalion upadł na jej rękę. Podała mi go jednak nakazała mi żebym go nie zakładała. Znów zamknęła oczy a gdy je otworzyła były bursztynowe jak zwykle.
- Co ty zrobiłaś? – spytałam.
- To było zaklęcie przywołujące. Musimy się udać do parku, jest tu niedaleko – powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. – Idziemy.
Zaczęłam zakładać medalion jednak ona złapała mnie za rękę.
- Cierpliwości – powiedziała i chwyciła mnie za nadgarstek.
Uśmiechnęła się do mnie i przyśpieszyła kroku, nawet się nie zorientowałam kiedy byłyśmy już w parku. Była tam piękna fontanna i mnóstwo kolorowych drzew. Pomimo jesieni słyszałam śpiew ptaków i śmiech bawiących się w oddali dzieci. Na ławce niedaleko nas siedziała młoda para. Trzymali się za ręce i uśmiechali do siebie. Nie mieli zielonego pojęcia co stało się nieopodal. Jakie nieszczęście spotkało przed chwilą parę osób. Ludzie byli tak ślepi na nieszczęścia… Razem z Katherine poszłyśmy w stronę gdzie drzewa rosły trochę gęściej. Stanęłyśmy przy jednym z nich a ja oparłam się o pień. Byłam wyczerpana i chciałam usiąść, ale musiałam udawać twardą, żeby Katherine się na mnie nie zawiodła.
- Oni zaraz tu będą ale mamy trochę czasu.
- Na co ? – spytałam.
- Na pierwszą lekcję. Jeśli chcesz mi pomóc odbić Michaiła musisz umieć wszystko co ja.
- Naprawdę? Będziesz mnie uczyć?! – powiedziałam i myślałam, że ze szczęścia zaraz pofrunę ku chmurom.
- Tak, ale zacznijmy od podstaw – powiedziała. – Ten medalion ma sam zapiąć się na twojej szyi.
- Jak? – spytałam.
- To proste. Skup się na nim i skieruj całą swoją energię na niego. Gdy zacznie lewitować nakieruj go na swoją szyję.
Tak też zrobiłam. Przymknęłam oczy dla lepszej koncentracji… Medalion… W mojej głowie był tylko medalion.
- Na początku może ci nie wyjść ale…. – urwała.
 Otworzyłam oczy i spojrzałam na nią pytająco. Ta jednak nie zauważyła tego gdyż patrzyła się na mój dekolt. Sama więc też spojrzałam się na dół i widok był nieziemski. Otóż naszyjnik znajdował się na mojej szyi a na około niego wytworzył się wielki, granatowy znak wyglądający jak fale nachodzące na siebie tworząc tym samym gwiazdę. To było przepiękne.
-… ale tobie się udało.
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Tatuaż, znak… nie wiedziałam jak to nazwać… W każdym razie był po prostu przecudny. Pogładziłam go ręką i poczułam się jakby był częścią skóry od dawna. Przymknęłam oczy i miałam wrażenie, że nie jadę teraz  opuszkami po skórze lecz po prawdziwych falach na wzburzonym morzu. To było zarówno wspaniałe uczucie jak i trochę magiczne… Kogo ja oszukuję, to było  zdecydowanie bardzo magiczne… Inne. Otworzyłam oczy i od razu zauważyłam Katherine przyglądającą mi się z niedowierzaniem. Zaczęła kręcić głową i zbliżyła się trochę wyciągając rękę do przodu. I gdy już chciała dotknąć mojego nowego nabytku cofnęła się i odwróciła wzrok. Powiedziała coś po francusku, co było dla mnie zdecydowanie niezrozumiałe i spojrzała na mnie jeszcze raz. Jednak tym razem miałam wrażenie jakby chciała wywiercić dziurę w mojej głowie i zajrzeć do moich myśli, wydawała się być niezadowolona gdy zorientowała się, że nie jest w stanie tego zrobić. Miałam tyle pytań jednak gdy już chciałam wydać z siebie choćby jedno słowo uniemożliwił mi to dźwięk ścigacza, nie… dwóch ścigaczy. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam te maszyny pędzące przed siebie, które wyglądały jakby się ścigały. Gdy były już blisko parku w tym samym czasie podniosły przednie koła i przyśpieszyły. Co za lekkomyślność z ich strony! – rozbrzmiał głos w mojej głowie. Spojrzałam na Kath a ta tylko przytaknęła na znak, że to ona to powiedziała. Ścigacze zwolniły i zakręciły, tym samym wjeżdżając na chodnik w parku. Zatrzymały się dokładnie przed nami. Dwie postacie siedzące na nich zgasiły silnik i zeszły z maszyn. W tym samym czasie ściągnęły kaski i… miałam nadzieję, że nikt nie zauważył jak szczęka opada mi do samej ziemi. Otóż, przede mną stanęły dwie szczupłe, ładne dziewczyny. Jedna z nich była ubrana w czarne jeans’y, granatowe trampki, biały T-shirt  i czerwoną koszulę w kratę. Jej włosy były bardzo długie i miały kolor mlecznej czekolady. Oczy miała natomiast szare, wilcze a usta naturalnie czerwone niczym cegły. Była uśmiechnięta i najwyraźniej trochę podekscytowana. Druga dziewczyna miała natomiast na sobie czarne legginsy i czarną bokserkę. Na to miała zarzuconą czarną kurtkę a buty przypominały cowboy’skie kozaczki jednak były o wiele bardziej stylowe.  Była blondynką, jednak jej włosy były o wiele ciemniejsze od moich. Gdy spojrzałam jej w oczy nie mogłam z początku uwierzyć w to co widzę, bowiem jeszcze nigdy nie spotkałam osoby o fioletowych oczach! Podeszły do nas równym krokiem i uśmiechnęły się szeroko na widok Katherine.
- No nie wierzę! – zaczęła ta pierwsza. – Nic się nie zmieniłaś od naszego ostatniego spotkania.
- Zwłaszcza, że nasze ostatnie spotkanie miało miejsce w krainie nieosiągalnych jakieś 10 lat temu! – powiedziała ta druga. – Tęskniłaś chociaż?
- Pewnie, że tęskniłam dziewczyny! – odpowiedziała Kath i przytuliła je obie. – Tak bardzo, bardzo tęskniłam.
Chwilę jeszcze stały tak patrząc się na siebie gdy w końcu ta pierwsza dziewczyna podeszła do mnie i uśmiechnęła się do mnie.
- A ty pewnie jesteś młodą Elfką, czyż nie? – spytała. Mam wrażenie, że tylko Katherine przestrzegała zasady „Anioł Lasu! Nie Elf!”. Już chciałam odpowiedzieć, gady Kath mnie uprzedziła.
- Susan, przedstawiam ci moje dwie przyjaciółki. To jest Margareth – powiedziała i pokazała na brunetkę – A to Arline.
- Właściwie, to są to nasze imiona z wyboru – powiedziała Arline. – Przed przemianą nazywałam się Alicja, a Margareth nosiła imię Małgorzata. Jednak zmieniłyśmy imiona ze względu m.in. na zmianę otoczenia i wymóg. No i oczywiście jak się pomaga Kath zachowanie tożsamości wręcz szkodzi – uśmiechnęła się a Katherine odwzajemniła uśmiech.
- Tobie to chyba nie przeszkadza, co nie Al ? – spytała Margareth.
- Oczywiście, że nie – odpowiedziała Arline i spojrzała się na mnie. – A ty, zmieniłaś już imię, czy Kath jeszcze nie zniszczyła ci totalnie reputacji, hm?
- Nie, wciąż mam swoje… - odpowiedziałam trochę speszona.
- Ktoś jeszcze się zjawi? – spytała brunetka. – Rio chociażby…
- Tą dziewczynę trzeba wyszkolić od podstaw. Wy same mi nie wystarczycie. Oczywiście, bez urazy – powiedziała Kath i uśmiechnęła się do Margareth. – Tak, Rio powinien się zjawić. A co?
- Nic, nic  – pisnęła Margareth zdecydowanie za szybko i podeszła do swojego skutera. Wyciągnęła ze skrytki pod siedzeniem małą torbę, która okazała się być kosmetyczką. Wzięła szczotkę i zaczęła czesać włosy a potem pomalowała sobie usta błyszczykiem i oczy czarną kredką. Katherine niespodziewanie wybuchła śmiechem.
- Margareth! Co ty robisz??? – spytała wyraźnie rozbawiona Kath.
- Rio nie może zobaczyć mnie w takim stanie!- krzyknęła. – Teraz wyglądam sto razy lepiej.
- Oh, Margareth… Ty zawsze wyglądasz świetnie. Rio na pewno będzie zadowolony jak cie zobaczy… - powiedziała Arline.
- To już 10 lat…. – powiedziała Margareth z wyraźnym zmartwieniem w głosie – Co jeśli już mu się nie podobam?
-  Podobasz się! – powiedziała Katherine. - Zawsze mu się podobałaś. Nic się nie zmieniło.
- Przesadzacie. Ciągłe wyjazdy, misje. Jak to się stało? Cała jedna dekada… – wyszeptała brunetka jakby do siebie i schowała kosmetyczkę. Ona naprawdę była bardzo ładną dziewczyną i nawet bez makijażu wyglądała oszołamiająco. Widać było, że jest podekscytowana ale chyba nie tak jak ja. Właśnie poznałam dwie przyjaciółki Katherine. Jeszcze mam poznać Rio, wilkołaka. Ciekawe kogo jeszcze tu przywieje… 
-Katherine? Arline?
- Rio!!! – krzyknęła Kath i rzuciła się na szyję komuś kto jeszcze chwilę temu stał za mną. Gdy w końcu go puściła zauważyłam, że ma on cudowne szaro-niebieskie oczy i krótkie ale bardzo gęste, brązowe włosy. Jego skóra miała lekką opaleniznę. Przez cały czas pięknie się uśmiechał. Miał na sobie ciemne jeans’y i białą koszulkę a na to czarną bluzę. T-shirt był luźny, ale tyle wystarczyło by mógł się opierać na jego niezłych mięśniach.  Co jak co, ale klatę to on miał…
Rio rozejrzał się jakby szukał kogoś i w końcu jego wzrok zatrzymał się na jednej z nas – wysokiej brunetce o szarych oczach.
- Margareth… -wyszeptał i podszedł do niej.
 Jego ręką spoczęła na jej policzku i przesunęła się po nim z lekkością jakby bał się, że może ją zranić. Uśmiechnęła się do niego i swoimi długimi palcami przytrzymała jego dłoń. Świat dla nich stanął w miejscu. Nie było złej pani S. ścigającej ich przyjaciela, mnie, Katherine i Arline stojących zaledwie parę metrów dalej. Całej złości, nienawiści i egoizmu… Była tylko ona i on.  - Tęskniłem za tobą.
- Ja za tobą też – powiedziała z uśmiechem i oczami pełnymi łez. – Tyle lat…
- Każdy dzień bez ciebie był dla mnie udręką…
- Khm, khm – odchrząknęła Kath tym samym zwracając na siebie uwagę. – Nie chcę wam przeszkadzać wilczki, ale mamy tu pewną osóbkę, którą przydałoby się przedstawić.
W tym momencie wilk przestał ją przytulać a zamiast tego stał przy mnie i przyglądał się mojemu znakowi.
- Susanna, jak mniemam – powiedział i ucałował moją dłoń. – Miło poznać.
- Susan, to jest Rio, Rio, to jest Susan, co pewnie już wiesz – powiedziała Katherine i uśmiechnęła się. – Teraz czekamy już tylko na jedną osobę.
Ciekawe kto to był… Szczerze mówiąc to spodziewałam się już chyba każdego. Przyjaciele Katherine byli bowiem bardzo różnorodni. Wilki, tygrysy, splamieni… Nie wiem do jakiej rasy należała Arline ale ona pewnie też była niezwykła..
 Moje przemyślenia przerwał szelest. Przyjrzałam się drzewu przy, którym były nasze rzeczy i zauważyłam postać zeskakująca z jednej z gałęzi. Był to wysoki brunet o zielonych oczach i jasnej cerze. Patrzył na mnie i miał zszokowaną minę, ja pewnie miałam dokładnie taką samą. Otóż tajemniczą postacią w ciemnych rurkach, butach za kostkę,  czarnej koszulce i ciemnej pelerynie z kapturem był…
- Krzysiek?!


5 komentarzy:

  1. O ja żesz Krzysiek, ten co siedział u niej w kuchni, matko kochana, ale jaja, lepiej bym tego nie wymyśliła Oo No nie powiem masz talent ! :>

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak w ogóle, to ja chce Michaiła, wiem, że ona się buja/bujała w tym Krzyśku, ale ja chcę tamtego ! :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Spokoojnie, bez nerwów. (Może) niedługo się pojawi ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawie :D Ale wole Michaiła

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu nie będzie "czegoś więcej" między Krzyśkiem i Susan. On jest zainteresowany kims innym. Ale tego się dowiecie dopiero w II części hihhi ^ ^

    OdpowiedzUsuń