poniedziałek, 7 maja 2012

ROZDZIAŁ X


                 
Katherine patrzyła na niego jakby myślała, że to duch. Zrobiła dwa kroki do przodu i wyciągnęła rękę przed siebie jakby chciała go dotknąć by upewnić się, że to naprawdę on. Zawahała się jednak na chwilę…
- Jak to możliwe – spytała. – Powiedzieli mi…
Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Ich twarze dzieliły zaledwie milimetry. Czuli na sobie swój oddech, który przyśpieszał z każdą chwilą.
- Powiedzieli mi, że nie żyjesz.
W jej oczach pojawiły się łzy, które powolutku zaczęły spływać po policzku. Julien wytarł je starannie i uśmiechnął się.
- Żyję… i to się liczy – powiedział i przytulił ją.
- Co się dzieje? – szepnęłam do Michaiła.


- Parę dni temu Jacq dostała list, że Julien pojechał na misję. Na miejscu akcji  podobno coś wybuchło wszyscy mieli nie przeżyć. Jednak ciał nie odnaleziono… - odpowiedział lecz nie spojrzał na mnie gdyż cały czas przyglądał się temu co działo się przed nami.  Ci  bowiem stali jak zaklęci i wpatrywali się w siebie.  Julien przejechał ręką po falowanych, długich włosach Kath  a ta położyła mu swoją rękę na policzku. Uśmiechnęli się do siebie i zbliżyli na tyle by ich usta mogły się lekko musnąć. Przymknęli oczy i zawładnęły nimi uczucia. Ich pocałunek był krótki jednak wyrażał więcej niż jakiekolwiek słowa. On kochał ją, ona kochała jego. To było niczym bajka jednak coś czułam, że jeszcze trochę daleko do happy end’u. Patrzyli się jeszcze chwile na siebie gdy Julien odwrócił wzrok i spojrzał na mnie.
- Witaj, Susan – powiedział. – Dawno się nie widzieliśmy, prawda?
- Tak… trochę czasu minęło od tamtego dnia – odpowiedziałam sztywno.
- Nauczyłaś się już czegoś nowego? – spytał zaciekawiony. – Wiesz może chociaż jaki masz żywioł?
- Tak, mój żywioł to woda – powiedziałam dumna.
- Woda? – spojrzał na Michaiła i dodał sarkastycznie: – To dość rzadki żywioł. Będziesz miała dobrego nauczyciela.
- Wątpisz w to? – spytał Michaił lekko rozdrażniony. Julien uśmiechnął się z nutką kpiny i odwrócił się do Kath.
- Następnym razem posprzątaj po sobie, tygrysie. Nie ładnie tak zostawiać Splamionych na lewo i prawo – powiedział.
- To nie ja zabiłam Jakuba – odparła i spojrzała na mnie. – Tylko ona.
Źle się z tym poczułam. Nigdy nikogo nie zabiłam, nawet nie skrzywdziłam… A teraz Katherine chwali się mną, jak jakimś pieskiem na pokaz. Tak, jakby zabijanie było dobre… A przecież nie było, prawda?
- Cieszę się ogromnie, że spod skrzydeł Jacqueline wylatują tak zdolne pisklęta– powiedział. – To jest zaszczyt zabić Splamionego.
- Nie powinna się cieszyć z tego, że zadaje śmierć. Nawet jeśli ktoś na to zasłużył – powiedział Michaił. Julien z szybkością błyskawicy stanął przy moim łóżku i popatrzył na Michaiła. Ten wstał. Byli sobie równi więc mogli spojrzeć sobie prosto w oczy.
- Nie pamiętasz zasady? Albo ty albo ja… - powiedział Julien i cofnął się. Złapał Katherine za rękę i pociągnął ją za sobą. – Idziemy się przejść.
Gdy już wyszli z sali spojrzałam na Michaiła, który wciąż stał i patrzył się na drzwi. Złapałam go za nadgarstek a ten wzdrygnął się i spojrzał na mnie. Nakazałam mu głową  by usiadł. Stał jeszcze przez chwilę ale w końcu zajął miejsce.
- Nie lubicie się, prawda? – spytałam.
- Powiedzmy – powiedział rozdrażniony. – Pamiętaj, że to w końcu on doprowadził do tego, że Jacqueline powędrowała na listy gończe pod nazwą „szczególne niebezpieczeństwo”.
- Co ?!
- Nie mówiła ci? – spytał. – Julien zostawił ją dla innej i wyjechał gdzieś. Wtedy ona pogrążona w smutku poszła na polowanie. Jednak w pewnym momencie przestała zabijać tylko Splamionych. Stała się prawdziwym mordercą. Dopiero w 1465 roku czyli rok przed tym jak uciekłem pewien malarz z Francji okazał się zajmować magią. Dostrzegł w niej duszę, rozdartą ale jednak. Poprzez pewien rytuał odsunął od niej całą nienawiść.  Wtedy tez nadała sobie nowe imię… Ja jednak nigdy go nie używałem…
- Dlaczego?
- Bo to jest imię mojej… naszej matki. A one są do siebie za bardzo podobne… - powiedział i odwrócił wzrok by schować łzy. Wyciągnęłam rękę w jego stronę i przekręciłam jego głowę tak bym mogła spojrzeć mu prosto w oczy.
- Nie chowaj łez, - powiedziałam – bowiem łzy nie sa oznaką słabości.  Bo tylko najlepsi z najlepszych nie wstydzą się łez.
Nie odpowiedział. Przejechał mi opuszkami palców po policzku i przez cały czas spoglądał mi w oczy. Zbliżył się trochę tak bym mogła czuć jego oddech na swojej skórze. Przeszły mnie dreszcze lecz tego nie okazywałam. Odgarną mi ręką włosy i … odsunął się. Dlaczego ? Dlaczego to zrobił? Byliśmy już tak blisko, dawaliśmy sobie tyle znaków a gdy w końcu mógł mnie pocałować nie zrobił tego. Musiał być jakiś powód. Nie musiałam jednak pytać gdyż odpowiedź przyszła sama.
- Twoja rana już się zagoiła na tyle byś mogła chodzić. Musimy stąd iść, tu z pewnością nie jesteś bezpieczna – powiedziała Katherine i podeszła do stolika gdzie leżały moje rzeczy. Podała mi niebieską bokserkę i ciemne jeansy. Moje trampki leżały przy łóżku.
- Ubieraj się.
Założyłam bokserkę i sięgnęłam po jeansy jednak zawahałam się.
- Jesteśmy w szpitalu, tu jest za dużo ludzi by splamieni zaatakowali – powiedziałam zdezorientowana.
- Szpital to miejsce gdzie nieustannie kręcą się splamieni! Nie pomyślałaś o tym? Tu jest mnóstwo chorych ludzi, umierających.  Mnóstwo krwi.  Idealna stołówka dla splamionych.
- Oh… Nie pomyślałam – odpowiedziałam i zaczęłam wiązać buty.
- Gdzie się podział Julien? – spytał Michaił z uśmiechem na twarzy. – Znowu zwiał ? Z pielęgniarką czy może z kimś innym ?
Katherine rzuciła mu groźne spojrzenie jednak ten zbytnio się tym nie przejął. Chwycił swoja kurtkę i podał mi mój płaszcz, który miałam w torbie podróżnej.
- Skąd to masz? – spytałam.
- Katherine wybrała się do hotelu po nasze rzeczy ale nie wzięła wszystkiego  tylko to co najbardziej potrzebne. Wstałam, jednak trochę się zachwiałam, Michaił przytrzymał mnie a ja uśmiechnęłam się na wznak, że wszystko w porządku. Pomimo tego, że to już nie pierwszy raz kiedy Michaił pomaga mi ustać  na nogach, nawet ta minimalna bliskość doprowadzała mnie do dreszczy.
- Mam jeszcze tylko jedno, pewnie niezbyt ważne pytanie. Wytłumaczcie mi może jak wyjdziemy ze szpitala niezauważeni. Bez urazy, ale taka dziewczyna,  jak chociażby Katherine jest dość zauważalna. A jak zapamiętają ją to zapamiętają i mnie.
- Zrobimy to po cichu – powiedziała Katherine i uśmiechnęła się do Michaiła. Ten odwzajemnił uśmiech i odwrócił się w stronę wielkiego okna. Otworzył je a gdy spojrzałam w dół zobaczyłam, że jesteśmy na 3 piętrze! Katherine podeszła do drzwi gdzie był alarm przeciw pożarowy. Michaił kiwną głową i w tym momencie zbiła szybkę i nacisnęła guzik, który włączał syrenę i spryskiwacze. Michaił skupił się na jednym z nich i zauważyłam, że formuje on coś w rodzaju węża z wody, który zniknął za oknem. Katherine uśmiechnęła się do mnie i wyskoczyła. Zobaczyłam, że spada prosto na taflę wody a potem zeskakuje na ziemię.
- Teraz ty – powiedział Michaił i lekko mnie popchnął.
- No chyba sobie kpisz – prychnęłam. – Za Chiny tam nie skoczę.
- Skoczysz, wyobraź sobie, że tam na dole jest wielki basen wypełniony chłodną wodą, a ty jesteś w bardzo gorącym pomieszczeniu.
I rzeczywiście, nagle zrobiło mi się bardzo gorąco… Katherine! Ona musiała za tym stać. Wychyliłam się jeszcze raz przez okno i… skoczyłam. Spadałam bardzo krótko jednak lądowanie było bardzo przyjemne choć wcale nie byłam mokra, ani troszkę. Spojrzałam w górę a tam Michaił stał na wężu z wody , który „niósł” go na dół.
- Kiedyś też tak będziesz umiała - powiedział i uśmiechnął się.
- To teraz gdzie? – spytałam.
- Teraz moi drodzy - zaczęła Kath. – Jedziemy do Francji.

Michaił nawet nie starał się ukryć, że jest w szoku. Ja również.
- Jak to do Francji? – spytał. – Szkoła posłała za mną i za tobą listy gończe… ZNOWU!!!
- Jakie listy gończe? O co ci chodzi? – byłam w szoku. Czemu szkoła miałaby wysyłać za nim i Katherine jakieś listy?
- Nie chcieliśmy Cie martwić, ale wśród Łowców  zostały rozesłane listy gończe z wizerunkiem mnie i Jacqueline. Jesteśmy oskarżeni o porwanie ciebie, Susan.
- No to zadzwońcie do nich i powiedzcie im, że nie porwaliście mnie – odpowiedziałam tak jakby to było oczywiste, dla mnie przynajmniej było…
- To nie takie proste jak ci się wydaje – odezwała się Kath wywracając oczami. – Naszym obowiązkiem…
- Moim obowiązkiem – poprawił ją Michaił. Spojrzała na niego groźnie i wskazała na chodnik abyśmy odeszli od szpitala.
- Jak już wspominałam obowiązkiem było byś została przetransportowana do szkoły bez względu na jakiekolwiek trudności. Pozwalając ci na to byś zaczęła szukać osoby, która chce cie skrzywdzić wykazaliśmy się głupotą, nieodpowiedzialnością no i co najważniejsze… - zamilkła.
- Udowodniliśmy im, że rodzina Kahret była zła, jest zła…- dokończył Michaił.
- I zawsze będzie zła – dodała Katherine. – Dlatego też m.in. zmieniłam nazwisko na Chartier, po to bym mogła żyć normalnie. Oczywiście nie przewidziałam tego, że Rupert prędzej czy później wygada wszystkim kim jestem.
- A Rupert skąd się dowiedział – spytałam.
- Rupert to ten wspaniały malarzyna, który zmienił ją w nadziei, że go za to pokocha. Ona jednak była zbyt mądra by pokochać wilka – powiedział Michaił wyraźnie zadowolony.
- Wilka?
- Tak, wilka – odpowiedziała Kath. – Rupert jest mieszańcem wilka i wampira.
- Tak jak ty, jesteś mieszańcem tygrysa i demona nocy – powiedział Michaił. – Nie jesteś czystej krwi a jednak masz moc o wiele silniejszą od tych wszystkich pełnokrwistych.
- Ty też nie jesteś pełnej krwi, więc o co ci chodzi? – spytała uśmiechnięta.
- Jak to nie jesteś pełnej krwi? – spytałam.
- Normalnie, też w połowie jestem tygrysem. – odpowiedział. Już chciałam zadać kolejne pytanie, które brzmiało „ Jak to się stało, że jesteś wampirem?” jednak Katherine chyba wiedziała o co chcę zapytać gdyż nagle zmieniła temat.
- Jedziemy do Francji, ponieważ musimy się dostać do DRZWI – powiedziała.
- Jakich drzwi? – zadałam kolejne pytanie. Mam wrażenie, że tego dnia chyba tylko pytałam.
- DRZWI to umowna nazwa pewnego rodzaju przejścia do świata Nieosiągalnych. Większość z nich po przemianie zamieszkiwała właśnie tam. Teraz przemiana nie wystarczy – trzeba jeszcze ukończyć szkołę. – odpowiedział Michaił. – Więc wytłumacz mi siostrzyczko, jak niby wprowadzimy tam Susan, hmm ?
- To proste – powiedziała.
- No nie byłbym tego taki pewien – prychnął Michaił.
Katherine wywróciła oczami i spojrzała na mnie.
- Będziemy musieli tylko trochę popracować nad twoim wyglądem, myślałaś kiedyś o czerwonych włosach?
- Czerwonych? Serio? – krzyknął Michaił.
- Oj Michaił, nie histeryzuj.  Tylko na trochę, żebyśmy mogli się wymknąć. A potem już jakoś sobie poradzimy – powiedziała. – To chcesz mieć te czerwone włosy czy nie?
Złapałam za moje długie, jasne fale i zakręciłam niby wokoło palca.
- Właściwie, to czemu nie – odpowiedziałam.
Michaił wyraźnie się oburzył, jednak zaraz zmienił swój wyraz twarzy na bardziej wesoły.
- Nie wydaje ci się, że czerwone włosy za bardzo rzucają się w oczy? – spytał.
-Tak, to prawda – odpowiedziała Kath. – Jaki kolor byś chciała?
- Ja.. – właściwie to nie chciałam zmieniać koloru swoich włosów ale to wydawało się być nieuniknione. – Może brązowe?
- Brązowe? – spytali Kath i Michaił jednocześnie.
- Są naturalne, nie rzucają się w oczy… Idealne. – powiedziałam. Zatrzymaliśmy się przed jakimś sklepem.
- Poczekajcie tu, zaraz wrócę – Kath zniknęła w drzwiach prowadzących do jego wnętrza. Nastała niezręczna cisza, której najwidoczniej żadne z nas nie miało zamiaru przerwać.
Uznałam, że to najwyższy czas by porozmawiać o wydarzeniach, które miały miejsce wtedy, w szpitalu. Nie wiedziałam jednak jak zacząć…
- Wiem o czym myślisz… - powiedział Michaił.
- Od kiedy to czytasz w myślach, hm ?  - spytałam.
- Nie czytam, po prostu wiem.
- A więc, o czym myślę? – spytałam ciekawa odpowiedzi. Nie dostałam jej jednak, a przynajmniej nie takiej, jakiej się spodziewałam.
- Podobasz mi się, wiesz? Nawet więcej, niż tylko podobasz. To, co stało się wtedy… w szpitalu… - zamilkł.- Gdyby nie Jacqueline pewnie pociągnął bym to do końca, jednak nas powstrzymała. W porę…
- W porę? O czym ty mówisz?
- Nie możemy być razem, a ty dobrze o tym wiesz, jednak nie potrafisz dopuścić do siebie tej myśli – powiedział.
-  W takim wypadku oświeć mnie, bo chyba jednak o tym nie wiem – syknęłam rozdrażniona.
- Ja wyjadę, Susan. Wyjadę sam. Nie będziemy mogli się spotykać, rozmawiać ani kontaktować w żaden inny sposób.
- Dlaczego masz wyjeżdżać? Zostań – powiedziałam.
- Nie mogę, jestem wampirem, jeszcze nie pojęłaś? Myślisz, że dlaczego Jacqueline tak nienawidzi wampirów? Dlaczego nie chciała ci o nich mówić, jak myślisz?
Spojrzałam w dół na chodnik i łzy napłynęły mi do oczu. Zrozumiałam.
- To wy polowaliście na Anioły Lasu – spojrzałam w górę po czym łzy spłynęły mi po policzkach. – Prawda?!
- Tak, to prawda. Nie robiliśmy tego dla medalionów, tak jak podają wszyscy. Robiliśmy to dla krwi. Wiesz jaka krew elfa jest pyszna? Zdajesz sobie sprawę z tego jak bardzo hamuję się teraz by nie zrobić ci krzywdy?! – zaczął na mnie krzyczeć jednak w jego głosie czułam smutek, żal, współczucie. Jakby nie chciał tego mówić, ale po prostu musiał.
- Rozumiem, przepraszam – powiedziałam i zbliżyłam się. – Ale mówiłeś, że to Splamieni zabijają nie Verusi.
- Tak, Verusi nie zabijają swoich ofiar – powiedział rozdrażniony. – Wiesz jednak jak można zmienić się  w wampira?
- Nie, nie wiem – powiedziałam lekko wystraszona. – Jak?
- Musisz napić się krwi dowolnego wampira, musisz wypić jej na tyle dużo by wykształciły ci się kły. Kły będą chwilowe, może będziesz je mieć na godzinę, góra dwie. Wtedy musisz napić się krwi kogokolwiek, człowieka, nieosiągalnego, tylko nie wampira. Musisz pić tak długo, dopóki…- zamilkł i uspokoił się. Spojrzał mi w oczy. - …dopóki nie zabijesz swojej ofiary.
- Ty… twoja ofiara – przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. – Czy to był Elf?
- Dokładnie, to Elfka,  nie pamiętam jej imienia. Była taka bezbronna, miła, zabawna… Do tego nieziemsko piękna. Tak jak ty… Nie zasłużyła na śmierć, jednak wtedy jej krew, wydawała się być dla mnie niczym woda na suche gardło. Pyszna, bardzo pyszna woda…
- Przestań!!! – wybuchłam. Emocje buzowały we mnie niczym wrząca woda. Nawet jeśli zrobił to co zrobił, szczegóły mógł zostawić to dla siebie. To był dla mnie za duży ciężar. Zdecydowanie za duży.  – Zejdź mi z oczu! Oszukałeś mnie! Powiedziałeś, że ty nie zabijasz! Zabijasz!
- Nie, nie zabijam, już nie – powiedział i wyciągnął ręce próbując mnie uspokoić jednak ja się wyrwałam i z gniewem w oczach zaczęłam się cofać.
- Nie waż się mnie dotykać! Zejdź mi z oczu – powiedziałam i dwie łzy pokapały na ziemię. – Nie chcę cie znać! Zadawałeś się ze mną tylko dla mojej krwi jednak sumienie nie pozwoliło ci trzymać tej informacji dla siebie! Odejdź ode mnie! Idź i nie wracaj! Nienawidzę cie, rozumiesz? Nienawidzę.
- Proszę, nie mów tak – powiedział spokojnie. Nie chował łez, płynęły po jego policzkach jak dwa małe strumyczki, których nikt nie zdoła zatrzymać. Katherine powiedziała mi kiedyś, że osoby z żywiołem wody prawie ciągle płaczą. To już taka nasza wada wrodzona. – Naprawdę, nie zależało mi tylko na twojej krwi. Co ja gadam? Ani trochę nie zależało mi na twojej krwi!
- Skąd wiem czy nie kłamiesz? – odpowiedziałam nieco spokojniej. – Dlaczego miałabym ci ufać?
-Masz rację, nie możesz mi ufać… - powiedział i odwrócił się. Na chwilę jednak spojrzał za siebie jakby jeszcze raz chciał mnie zobaczyć, ostatni raz. – Jednak nawet jeśli mi nie ufasz, chciałbym abyś wiedziała, że byłaś dla mnie ważna… jesteś i będziesz. Na zawsze. – powiedział i poszedł przed siebie. Widziałam jak idzie dopóki nie skręcił. Nie pomyślałam. To się tak nie skończy.
- Michaił! – krzyknęłam. Michaił, przepraszam!
Cisza. Nikt nie odpowiedział. Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie, który w pewnym momencie przerodził się w bieg. Gdy dobiegłam do miejsca, w którym ostatni raz go widziałam krzyknęłam jeszcze raz, tym razem głośniej.
- Michaił!!
Nikt jednak mi nie odpowiedział. Na około mnie nie było nikogo, tylko co jakiś czas jakiś ptak przeleciał niedaleko. Rozejrzałam się dokoła po czym osunęłam się na ziemię i spuściłam głowę.  Ciężkie łzy uderzyły o chodnik rozpryskując się na jego powierzchni.
- Michaił, przepraszam… - szepnęłam. – Przepraszam.

3 komentarze:

  1. Michaił! ;)

    Dodaj następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. 35 years old Business Systems Development Analyst Magdalene Murphy, hailing from Drumheller enjoys watching movies like Claire Dolan and Sculling. Took a trip to The Sundarbans and drives a GTO. sprawdz post po prawej

    OdpowiedzUsuń