Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Spojrzałam się na
Michaiła a potem na Kath, która rzuciła mi moje rzeczy.
- Co ? – krzyknęłam. – Skąd? Jak? – Spojrzałam za okno. – Przecież jest dzień!
- Ubieraj się – syknął Michaił. Zaczęłam wkładać spodnie. – Splamieni jak
wampiry mogą chodzić w słońcu o ile mają medalion lub zaklęty tatuaż. A jak
mają oba, tak jak na przykład ja, to mamy ostro przerąbane.
- Dlaczego? – spytałam zakładając czerwoną bokserkę.
- Bo wtedy, nawet jeśli uda nam się w jakiś sposób zerwać im medalion z szyi
wciąż pozostaje im tatuaż. Może i zabieramy im magię żywiołu ale wciąż trzymają
się na słońcu.
Ubrałam trampki i wybiegliśmy z pokoju. Skierowaliśmy się stronę wyjścia
ewakuacyjnego najszybciej jak tylko mogliśmy żeby nie wzbudzać podejrzeń...
- Czego oni tu szukają? – spytałam.
- Tego nie wiemy dlatego musimy jak najszybciej się stąd zabrać – powiedział
Michaił.
- Jak można zabić splamionego? – Katherine i Michaił spojrzeli na mnie
pytająco. – No jak ?
Michaił zatrzymał się, Kath zaraz za nim.
- Musimy iść – powiedziała. Michaił wyciągnął ze swojej kurtki drewniany kołek
i dał mi go do ręki.
- Wbrew pozorom to nie jest trudne. Musisz po prostu trafić w serce –
powiedział.
- A ty?
- Nie ma czasu bym ci tłumaczył jak to się robi ale ja posłużę się magią mojego
żywiołu – odpowiedział i tajemniczo się uśmiechnął.
- Idziemy! – syknęła Kath. Gdy doszliśmy
do drzwi te okazały się być zamknięte.
- Cholera! – warknął Michaił. – Możesz je wypalić?
Katherine podniosła ręce do góry i jej dłonie zapłonęły żywym ogniem.
Skierowała je w stronę drzwi i skupiła na nich wzrok. Dwie kule pomknęły przez
korytarz prosto w wielkie drzwi jednak nic się z nimi nie stało. Stały jak
stały, ani jedna rysa nie była widoczna.
Kath spróbowała jeszcze raz – ten sam efekt.
- Coś mi tu nie gra… – powiedziała i podeszła do drzwi. Dotknęła je ręką i
zaraz ją cofnęła. Spojrzała na nas przerażonym wzrokiem. – Są zimne. Jak lód.
Nagle coś przemknęło obok mnie. Poczułam zimny podmuch wiatru. Chwilę później
ktoś trzymał nóż przy szyi Kath. Michaił pokazał kły i wydał z siebie dźwięk
podobny do warczenia.
W tym momencie ktoś złapał mnie za rękę a zaraz potem znajdowałam się w takiej
samej sytuacji co Kath, tyle, że ona była wolna a teraz przy mojej szyi był
zimny nóż, który co jakiś czas muskał moją skórę narażając ją na pojedyncze
krople krwi. Był ostry, a ja przerażona.
- Puść ją! – syknął Michaił. – Puść ją natychmiast.
Poczułam, że napastnik ścisnął mocniej moją rękę.
- Bo co? – powiedział wyraźnie rozbawiony. Katherine wyciągnęła kołek zza pasa.
- Bo cię zabiję – powiedziała a w jej oczach ukazały się języki ognia. Głos
znowu miała taki jak wtedy gdy groziła Michaiłowi. Była przerażająca, jednak
teraz to nie jej się bałam. Zrozumiałam, że napastnikiem jest Splamiony.
-Proszę, proszę – powiedział. – Demon Nocy. Myślałem, że was już nie ma.
Nie, z żywiołem ognia.
Kath zakręciła kołkiem w dłoni i uśmiechnęła się szyderczo.
- Widocznie się myliłeś ,Jakubie – powiedziała Kath.
- Widzę, że jestem sławny nawet wśród strażników i Łowców – roześmiał się i ścisnął moją rękę tak , że
miałam wrażenie, iż kruszy mi kości. Zajęczałam z bólu i Michaił wyraźnie się
napiął jakby zaraz miał ruszyć do ataku.
- Listy gończe robią swoje – odparła
Kath i chwyciła mocniej kołek. – A teraz puść ją a może cię oszczędzę.
- Wszyscy wiemy, że jak ją puszczę to mnie zabijesz więc nie puszczę jej tak
długo, dopóki nie odłożysz swojego kołka na ziemię i nie ściągniesz medalionu –
spojrzał na Michaiła – Ty również. Kołek i medalion.
- Nie mam kołka – powiedział ściągając
jego piękny czarny kamień z szyi. Spojrzał na mnie jak gdyby chciał powiedzieć.
To jest łatwe. Musisz tylko trafić w
serce. No tak. Jego kołek! Był w mojej ręce czego najwyraźniej wampir nie
zauważył. Problem w tym, że to była właśnie ta ręka, którą on ściskał. Jednak
gdy Kath odłożyła swój kołek i zaczęła ściągać medalion rozluźnij uścisk na
tyle bym mogła się wyrwać. Ale ten nóż. Był za blisko mojej szyi bym mogła
zrobić cokolwiek.
- Dobrze, a teraz dwa kroki do tyłu – powiedział. Rodzeństwo zawahało się jednak się
cofnęli. Jakub powoli zaczął zabierać
nóż i gdy już prawie schował go do kieszeni obróciłam się tym samym wyrywając
się z uścisku i wbiłam mu kołek prosto w serce. Udało mi się jednak w tym samym
czasie poczułam przeszywający ból w okolicach uda.
- Susan! – krzyknęła Kath i podbiegła do mnie. Zaraz za nią Michaił. Miałam tam
wbity nóż. Bardzo głęboko. Rana wyjątkowo krwawiła. Przewróciłam się na plecy i złapałam za
nogę. Kath złapała za nóż gdy Michaił ja
zatrzymał.
- Jeśli go wyciągniesz krew zacznie płynąć szybciej i obficiej. Może się
wykrwawić – powiedział.
- To co robimy? Nie mamy już więcej Smoczej Krwi – odpowiedziała i złapała za swój medalion.
Założyła go a Michaił założył swój.
- Jedziemy do szpitala, Kath. Nie
jesteśmy w stanie jej pomóc…
Ból był nie do wytrzymania. Ku mojemu ogromnemu
zdziwieniu jednak nie krzyczałam ani nie płakałam. Po prostu czułam ból. To
pewnie kolejna zasługa bycia Aniołem Lasu, odporność. Poczułam, że ktoś mnie
podniósł, to był Michaił. Niósł mnie przez hotel lecz nikogo nie minęliśmy. Gdy
już zaniósł mnie do samochodu, który nie wiem skąd się wziął, położył mnie na
tylnym siedzeniu a sam usiadł za kierownicą. Kath siedziała z przodu na miejscu
pasażera. Ruszyliśmy najszybciej jak tylko się dało. Czułam, że nieźle dajemy
na zakrętach przez co przeraziłam się trochę. Spojrzałam w dół i zauważyłam, że
tracę coraz więcej krwi. Powieki zaczęły mi się kleić…
- Hej, Susan. Nie przysypiaj – powiedział Michaił. – Wytrzymaj.
Dojechaliśmy do szpitala. Gdy weszliśmy
do środka jakaś lekarka spojrzała na Kath a potem na mnie leżącą na rękach
Michaiła. Krzyknęła i zawołała lekarzy.
Michaił położył mnie na noszach i ... złapał za rękę.
- Wszystko będzie dobrze – powiedział i wymusił na sobie uśmiech. Powoli
zaczęłam się oddalać a nasze dłonie się rozdzieliły. Widziałam go jeszcze
chwilę ale później oczy mi się zamknęły, same.
Obudziłam się dopiero w jakiejś sali. Leżałam na miękkim łóżku podłączona do
różnych urządzeń. Obok mnie na fotelu siedział Michaił i przyglądał mi się z
uśmiechem. Katherine nigdzie nie było.
- Obudziłaś się – powiedział z ulgą. – Nareszcie.
-Nareszcie? Ile czasu spałam? – spytałam.
- Ponad 24 godziny – odpowiedział. – Straciłaś bardzo dużo krwi. Po za tym,
kilka kości miałaś naruszonych po wypadku. Lekarze bali się, że noga będzie
musiała być amputowana. Nawet nie wiesz jakie było ich zdziwienie gdy po 10
godzinach rana już prawie się zagoiła a twój puls się naprostował.
- Uroki bycia elfem- powiedziałam. – Siedziałeś tu cały czas?
- Tak – odparł-Musiałem cię pilnować. Ktoś najwyraźniej próbuje cie skrzywdzić.
Wypadek, znamię a potem Jakub. Aż się boję myśleć co będzie dalej.
- Jakub… Zabiłam go, prawda? – spytałam.
- Tak, zabiłaś go – odpowiedział. – Ale pamiętaj pewna zasadę, która będzie ci
towarzyszyć wiele razy. „Albo on, albo ja”. W takich sytuacjach stawiaj się na
piedestale…
-Dobrze, postaram się – powiedziałam.
Nawet nie zauważyłam, że od dłuższego czasu trzyma mnie za rękę – Mam jeszcze...
jeszcze jedno pytanie.
- Słucham ?
- Jak odróżnię Splamionego od zwykłego wampira? Ja nawet nie potrafię wampira
odróżnić od człowieka!
- A więc tak. Wampir ma kły, człowiek nie. Wampir jest nadzwyczajnie szybki i
silny, człowiek nie. Wampir bez tatuażu lub medalionu pali się w słońcu,
człowiek nie. Wampir, a przynajmniej większość włada jakimś żywiołem, człowiek
nie. Teraz rozumiesz różnicę?- spytał z lekkim rozbawieniem.
- Bardzo śmieszne – parsknęłam i pokręciłam głową. - Ale Splamiony kontra
wampir? Czym wy się różnicie od siebie? Z wyglądu, nie z charakteru.
-Splamieni mają czarne oczy. Puste, martwe… Czarne jak smoła. Pamiętaj jednak,
że nie ma czegoś takiego jak osobna rasa różniąca się pewnymi szczegółami. Splamiony
to wciąż wampir jak ja, tyle, że on zdradził. Wypił krew innego wampira. To
daje siłę ale też jakby zamienia duszę w popiół, nieodwracalnie. Oni sami
wybierają sobie taki los. Nie oznacza to jednak, że wyłączają swoje uczucia.
Było wiele przypadków kiedy Splamiony zakochiwał się w wampirce albo w innym Nieosiągalnym
czy nawet człowieku. Wtedy przestawał zabijać, stawał się lepszy. Ale jego ręce
już na zawsze były splamione krwią niewinnych. Rządza chwały i siły zaślepiała
Verusów tak bardzo, że zdradzali własny klan.
- Klan? – dopytywałam. – Jak to, klan ?
- Nie wiem co naopowiadała ci Jacqueline ale widzę, że masz ogromne braki.
Nazwa VERUS pochodzi od pierwszych liter pięciu klanów. Kiedyś wampiry były
podzielone na klany jednak jeszcze w starożytności złączyły się w jeden wielki
i potężny ród by wspólnie walczyć z Splamionymi czyli ówcześnie Averusami. Te
klany nazywały się V-Viksow, E-Eruskov, R-Rexin, U- Urogadz, S-Silverux. Po złączeniu tych liter powstanie
VERUS czyli w starożytnym języku Nieosiągalnych stworzonym przez Anioły Lasu
„nieśmiertelny”…
-Skoro wampiry, takie jak ty są nieśmiertelne, to ile ty masz lat?
- I to jest bardzo dobre pytanie – odpowiedział Michaił wyraźnie zadowolony, że
je zadałam. – Nie ważne ile mam lat naprawdę bo
wtedy byś się przeraziła jednak powiem ci, że zostałem zmieniony w wieku
19 tak jak Jacqueline.
- Ale powiedzieliście, że jesteś młodszy od niej o 2 lata. – powiedziałam.
- Tak, w normalnych latach, owszem. Jednak przemiany dokonaliśmy będąc w tym
samym wieku. Ona pierwsza a ja dwa lata
później.
- Czyli jesteś ode mnie starszy o 3 lata? – spytałam rozbawiona.
- Jeśliby liczyć to w jakim wieku miałem przemianę a nie ile lat żyję na
świecie to tak, o 3 lata.
- Michaił, nie zanudzaj Susan tymi swoimi opowieściami o…- weszła Kath i
spojrzała na nas. Michaił siedział na fotelu pochylony nade mną trzymając mnie
za rękę a ja byłam w niego wpatrzona jak w obrazek. Do tego dla osoby patrzącej
z boku dziwnie się do siebie uśmiechaliśmy. - … czy ja wam w czymś
przeszkodziłam?
Michaił odskoczył ode mnie i usiadł z powrotem wyprostowany na fotelu. Nasze
dłonie rozdzieliły się co ani trochę mi się nie spodobało. Patrzył na Katherine
jakby nie wiedział o czym ona mówi. Ja
również byłam lekko zbulwersowana faktem jak szybko wyciąga wnioski bez
wcześniejszego ocenienia sytuacji.
- Co... nie! Skąd ci to przyszło do głowy? – zaczęłam.
- My tylko rozmawialiśmy – dokończył Michaił.
- A czy ja coś mówię? – spytała Katherine rozbawiona całym tym zdarzeniem.
- A skoro już mowa o związkach, to witaj Jacqueline.
Katherine odwróciła się na pięcie i o mało co nie zemdlała. Bowiem w drzwiach
stał…
- Julien?
Łahahahaha wreszcie się pojawił i Julien :D:D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że za bardzo się do niego nie przyzwyczaicie bo zbyt dużo go na razie nie będzie... No przynajmniej nie na początku ; >
OdpowiedzUsuńSpoko, ważne żeby był Michaił :D:D Ja chcę X rozdział, łihihi :p ?
Usuń-Bluefrat
Chcę więcej! ;)
OdpowiedzUsuńPodpisuje się pod nimi :D
OdpowiedzUsuń