sobota, 5 maja 2012

ROZDZIAŁ VII

                
Od dłuższego czasu  mieszkałam w małym miasteczku niedaleko Helu. Do Helu czyli pierwszej stacji kolejowej miałam godzinę drogi samochodem. Jazda z Michaiłem i Kath jest bardzo zabawna.  No, może dla nich. Cały czas rozmawiali o różnych, ciekawych a czasem nawet śmiesznych rzeczach. Jednak ja byłam cały czas zapatrzona w okno, o które uderzały ciężkie krople październikowego deszczu. Droga dłużyła się z każdym dudnięciem wody. Byłam zmęczona i smutna. W mojej głowie różne sprawy nachodziły na siebie. Miałam wrażenie, że tylko sen może mnie od tego uwolnić. Jednak sen nie był dobrym pomysłem. Nie teraz. Nie tutaj…

 

- Susan, czemu się nie odzywasz? – spytał Michaił i spojrzał w lusterko.
- Jakoś… nie mam ochoty rozmawiać – odpowiedziałam i wymusiłam na sobie uśmiech. Kath odwróciła się do mnie i wyciągnęła dłoń.
- Złap mnie za rękę – powiedziała nie przestając się uśmiechać.
- Po co? – zapytałam.
- Po prostu złap.
- No dobrze  – odparłam i położyłam swoją dłoń na jej. Ona szybko zamknęła ją w swojej dłoni i zamknęła oczy. Chwilę później otworzyła je i dam sobie rękę odciąć, że przez chwilkę w jej oczach zapłonęły dwa języczki ognia. Gdy nagle poczułam ciepło na ręce. Kath uwolniła mnie uścisku i powiedziała:
- Teraz ostrożnie otwórz rękę i uważaj.
Powoli rozwinęłam dłoń i ujrzałam te same języki ognia lecz teraz na mojej dłoni! Jednak, nie parzyły mnie one tak jak prawdziwy ogień lecz lekko muskały moją rękę ciepłem i rozkoszą. To błogie uczucie nie trwało długo, ponieważ nagle ogień  znikł.
- Co, co się stało? – spytałam rozczarowana.
- Zauważyłam, że jesteś smutna więc pomyślałam, że troszkę cię rozbawię. Przy okazji sprawdzimy jaki masz żywioł. W końcu jakiś masz – odpowiedziała wyraźnie rozbawiona.
 – Gdy ma się medalion posiada się też żywioł. Mój żywioł to ogień. Ty również masz medalion, więc masz żywioł – mówiąc to skupiła wzrok na moim naszyjniku, który sam zaczął lewitować, odpiął się i zbliżył do Katherine.
- Wow. Jak to zrobiłaś? – spytałam.
- Nauczysz się – odpowiedziała po czym skupiła się na medalionie. Nagle naokoło niego pojawiła się fala wody, która okrążyła go i znikła. Kath przestała wpatrywać się w medalion i z powrotem „odesłała” go na moją szyję. Poczułam jak przez całe moje ciało przepływa energia i nagle na moich dłoniach zaczęła skraplać się woda. Zrobiły się z niej dwie kule, które przez cały czas wirowały, chwilę później znikły ale ja jeszcze przez długi czas czułam tą moc. – Nie mogę w to uwierzyć. Twój żywioł to woda!
- Co?! – krzyknął Michaił. Przyznaję, z tego wszystkiego zapomniałam, że on tam w ogóle jest. – Twoim żywiołem jest woda?
- Tak, Michaił. Masz tym jakiś problem, że Susanna ma wodę jako swój żywioł? – powiedziała Kath i spojrzała się na Michaiła.
- Nie, ja...- zamyślił się. – Po prostu nie mogę w to uwierzyć.
- A co w tym takiego dziwnego? – spytałam zmieszana.
- To Susan, że Michaił również ma żywioł wody – odpowiedziała wyraźnie ucieszona tą informacją Katherine.
- Też masz medalion? – spytałam.  Nagle w powietrzu zaczął lewitować czarny kamień opleciony przez srebrną gałązkę płaczącej wierzby. – On… on jest piękny.
- Dziękuję – odpowiedział i naszyjnik z powrotem popłynął w powietrzu na jego szyję. – Twój również jest ładny. To  lilia, prawda ?
- Co?
- Roślina, która oplata twój medalion. To lilia – wytłumaczyła Kath. – Mój to róża, a Michaiła to wierzba.
- Co za różnica, kto jaki ma? – dopytywałam.
- Taka, że oznacza to moc medalionu. Lilia, wierzba, róża, dąb, laur i bluszcz to najsilniejsze – odpowiedział Michaił. – Ty, jak już mówiłem masz lilię. Czyli twój medalion jest silny. Będzie cie chronił gdy zabraknie ci sił podczas walki.
- Walki?
- Tak, walki. A myślałaś, że po co ty tam jedziesz. Anioły Lasu są szkolone po to by walczyć. Fakt, magią ale... –Nagle samochód wpadł w poślizg i wypadł z drogi. Nie minęła chwila gdy straciłam przytomność.
Jak się obudziłam bardzo bolała mnie głowa. Leżałam na zimnej, mokrej ziemi. Z jednej strony miałam las a z drugiej szerokie pola. Spróbowałam wstać jednak poczułam ucisk w okolicach brzucha. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że nie mam na sobie kamizelki, a tunika jest wysoko podciągnięta. Brzuch miałam owinięty bandażem i były na nim widoczne plamy krwi. Mojej krwi. Znowu spróbowałam się podciągnąć, tym razem, żeby usiąść.
- Spokojnie, Susan – usłyszałam miły, znajomy głos. Michaił pochylił się nade mną i pomógł mi usiąść. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że nie ma Katherine.
- Jak się nazywasz?- spytał Michaił.
- Susanna Genowefa Russel, nie pamiętasz? – spytałam lekko wstrząśnięta. – Bardzo boli mnie głowa. Co się stało?
Mieliśmy wypadek.  Tam, niedaleko – wskazał na las. – Bardzo padało i nagle nasz samochód poderwał wiatr i uderzyliśmy w drzewo. Samochód się zapalił. Jacqueline udało się ujarzmić ogień ale musieliśmy jak najszybciej stamtąd uciec.
- Dlaczego?
- To nie był zwykły wiatr, Susan. Ktoś chciał , żebyśmy uderzyli w to drzewo. Mamy tu do czynienia z ludźmi którzy mają  ma żywioł powietrza.. – odpowiedział. – Musiałem Cię stamtąd zabrać. No i… - spojrzał na mój brzuch i pogłaskał mnie po ręce – jesteś ranna.
- Co mi się stało? – dopytywałam. – I gdzie jest Kath?
- Jacqueline nic nie jest. Co prawda, wypadła przez przednią szybę ale Demony Nocy szybko się regenerują. Tak samo wampiry – odpowiedział z uśmiechem. – Ty również powinnaś szybko dojść do siebie, ale jesteś dopiero co po przemianie. Nie oszukujmy się, jesteś jeszcze słaba.
A co do twojej rany – tu zamilkł. – Pręt wbił ci się w brzuch. Gdyby nie to, że byłaś zapięta przeciął by cie na wylot. Wyciągnąłem cię z samochodu i zaniosłem jak najdalej. Dopiero tutaj poczułem, że jesteś bezpieczna. Rana była głęboka ale nie na tyle by była śmiertelna, nie dla Anioła Lasu.  Pasy uratowały ci życie – powiedział po czym spojrzał mi prosto w oczy. Patrzyliśmy tak na siebie przez chwilę. Jego oczy były po prostu piękne. Dawały taki kontrast z jego czarnymi włosami.
- Ty, uratowałeś mi życie – odparłam. Nie odpowiedział nic i wciąż spoglądał w moje niebieskie oczy. Nawet nie zauważyłam gdy Katherine stała obok nas.
- Michaił! Zostaw tą biedną, bezbronną dziewczynę w świętym spokoju! Co ciebie napadło, żeby w biały dzień napadać ranne kobiety! – krzyknęła poważnie Kath po czym zaczęła się śmiać. Michaił się zarumienił, ja chyba też, ponieważ poczułam dziwne ciepło na polikach. – Żartowałam. A tak poważnie to przyniosłam tu z samochodu apteczkę i twoją torbę podróżną, Susan. Przepakowałam do niej trochę rzeczy Michaiła, żebyśmy nie mieli za dużo niepotrzebnego sprzętu. Teraz musimy dojść do miasta, pieszo. To jeszcze jakieś 20 km.
- Co? – wskazałam na mój brzuch- Ja ledwo siedzę!
Michaił wcześniej stojący prawie, że na baczność teraz podszedł do mnie i uśmiechnął się. Odwinął brudny od krwi bandaż i zauważyłam, że wcześniej prawdopodobnie głęboka rana była teraz tylko mocniejszym przecięciem. Dla mnie jednak wyglądało to wystarczająco poważnie. Założył mi nowy bandaż i pomógł wstać. Zakręciło mi się w głowie ale podtrzymał mnie gdy zauważył, że upadam.
- Ostrożnie, jeszcze coś ci się stanie  – powiedział z wyraźnym zmartwieniem w głosie.
- Od kiedy to ty się tak o mnie troszczysz?- spytałam lekko zarozumiała.  Spojrzał się na mnie jak gdyby chciał mnie skarcić wzrokiem ale tego nie zrobił. Zrobił natomiast coś czego ani troszkę się nie spodziewałam. Przyciągnął mnie  za rękę do siebie i przytulił mnie.
- Cieszę się, że nic ci nie jest – powiedział i spojrzał na mnie z góry. Przytrzymał mnie i ruszyliśmy w stronę drogi. Po 15 minutach cichego marszu doszłam do wniosku, że jeśli za chwilę ktoś się nie odezwie to zwariuję. Od tego chodzenia czułam zmęczenie i nudę. Uznałam, że wykorzystam sytuację. W końcu, najlepsze informacje pochodzą od źródła, prawda?
- Michaił?
- Tak? – spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Opowiedz… - ściszyłam znacząco głos – opowiedz mi o wampirach.
Nagle Katherine obróciła się i spojrzała na mnie piorunującym wzrokiem. Następnie przeniosła go na Michaiła i patrzyła się na niego jakby chciała mu wbić sztylet w brzuch, przez chwilę miałam też wrażenie, że poczuł ból, ponieważ ścisnął moje ramię.
- Pewnie, że opowiem ci o wampirach – powiedział i spojrzał na Kath  w sposób jakby chciał jej powiedzieć „No to patrz”. – Nie wiem ile powiedziała ci Jacqueline albo jak to ona woli Katherine ale zacznijmy może od tego, że ja jestem Verusem, czyli wampirem, który nie zabija. Pośród nas są także Semisi. Nie są oni zbyt silni, czy szybcy ale z pewnością są szybsi od zwykłych ludzi. Błyszczą za to niebywałą inteligencją. Może mi nie uwierzysz, ale prezydentem jednego z państw jest Semis. Nie mogę ci jednak zdradzić, którego – zaśmiał się. – Niestety, są także Splamieni. W Starym Świecie nazywano ich Averusami czyli kompletną odwrotnością Verusów. Co prawda, piją one krew tak jak my, tyle, że one zabijają swoje ofiary i nie robią tego wcale dlatego, że muszą tylko dlatego, że chcą. Nie posiadają one duszy a w ich ciele jest demon. Jednak pamiętajmy, że oni to robią z własnej woli. Tutaj wkraczają Demony Nocy – na nazwę Demony Nocy Kath wzdrygła się lecz szła dalej. – Jednego Demona Nocy już znasz, prawda Jacqueline?
- Kontynuuj. I nie mieszaj mnie w te swoje opowieści – powiedziała i odwróciła wzrok.
- Wracając do opowiadania. Demony Nocy to Łowcy, którzy chronią ludzi przed Splamionymi. Demonem Nocy się nie rodzisz….
- Demonem Nocy zostajesz mianowanym – dokończyła Kath. – Jest to rodzaj przekleństwa, klątwy. Stajesz się jednym z nich, by być im równym… - zamilkła. – By ich zabijać.
- Tak, będąc Demonem Nocy jak sama nazwa mówi jesteś Demonem – powiedział Michaił. – Wracając jednak do wampirów. Splamionym stajesz się wówczas gdy zabijesz innego wampira. Zostajesz wtedy wygnany a twoja dusza zostaje pokonana przez innego demona. Jednak by być Splamionym najpierw trzeba być Verusem. Innej opcji nie ma. Nawet Demony Nocy nie mogą stać się Splamionymi. A to z pewnością byłaby dla nich ulga – w tym momencie Katherine odwróciła się już całym ciałem i naskoczyła na Michaiła przewracając go na ziemię. Usiadła na nim przytrzymując go całym ciężarem swojego ciała i … pokazali kły. Obydwoje.
- Nic nie wiesz o byciu Demonem Nocy – syknęła. – Nic!
- Może i nie, ale widzę jak was ponosi gdy tylko wspomina się o wampirach! – warknął Michaił. – Jaka to  hańba dla Łowcy mieć jednego z nich w rodzinie, prawda. Ile razy już próbowałaś zabić innego wampira. Ile razy próbowałaś stać się Splamionym co ? – mówił to z taką fascynacją w głosie a zarazem takim przerażeniem , że aż się cofnęłam. Zauważyłam jednak, że Kath bardziej wyeksponowała swoje kły.
- Nie zadzieraj ze mną. – powiedziała już trochę spokojniej jednak gniew w jej głosie był zbyt zauważalny. – Pamiętaj, że za zabicie Verusa mi nic nie grozi. To nie was chronię, tylko ludzi.
- No dalej. Zabij mnie! Rozerwij mi szyje. Przebij mnie kołkiem, spal mnie na stosie! No dalej. Zrób to! – krzyczał Michaił. Nagle zauważyłam, że Kath wyciąga kołek zza pasa. Warknęła i zamachnęła się gdy w ostatniej chwili złapałam ją za rękę. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu powstrzymałam ją. Byłam od niej silniejsza.
- Co ciebie napadło? – krzyknęłam. – Mogłaś go zabić!
- Nie twoja sprawa. – powiedziała Kath. W jej oczach płonął żywy ogień a w głos był gardłowy i kompletnie inny niż ten jej dotychczasowy, niski, piękny głos. Była przerażająca.
- Susan, odsuń się – powiedział Michaił nie chowając kłów. – Odsuń się od niej jak najdalej.
Cofnęłam się o 3 większe kroki i przyglądałam się temu co działo się dalej. Michaił obezwładnił Katherine i przycisnął ją do ziemi wyginając jej rękę. Zajęczała z bólu.
- Uspokoiłaś się już !? – warknął.
-Ałł. Tak, zostaw mnie. Ała - jęczała Katherine.
- Na pewno? – powiedział i mocniej przycisnął jej rękę.
- No zostaw mnie, dobra. Już się uspokoiłam – odpowiedziała Kath teraz już tym samym głosem co zawsze. Jej oczy zrobiły się na nowo bursztynowe a twarz nie była pełna furii. Wstał po czym podał jej rękę jednak ona wstała sama, bez pomocy. Odwróciła się do nas plecami i poszła przed siebie. Podbiegłam do Michaiła. Zobaczyłam, że ma przetarcie na ramieniu. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć już się zagoiło.
- Nic ci nie jest? – spytałam.
- Nie, wszystko w porządku. – odpowiedział. – Chodź, bo później jej nie dogonimy.
- Co jej się stało? –dopytywałam. Michaił wskazał głową na niebo. Była piękna gwieździsta noc. Długo musiałam tam leżeć skoro było już tak późno.
- Noc tak na nią działa. Nic na to nie poradzimy. Trzeba po prostu dbać o to by nie zrobiła sobie krzywdy.
- Sobie? – warknęłam – Ona chciała cie zabić!
- Ale tego nie zrobiła – powiedział.
- Ale mogła!
- Ale ty w porę ją powstrzymałaś– zamyślił się. – Dziękuję.
 - Nie ma za co – odpowiedziałam. Pewnie się zarumieniłam, ale było ciemno więc Michaił raczej tego nie zauważył.  Szliśmy tak, znowu w ciszy. Nasza ostatnia rozmowa doprowadziła do bójki. Wolałam znowu nie zaczynać tego tematu. Nagle poczułam silny ucisk w klatce piersiowej. Zgięłam się w pół a potem uklękłam. Ból się nasilał.
- Susan, co się dzieje? – spytał przerażony Michaił. Zaraz przy nim klęczała Katherine.
- Susan, odpowiedz – powiedziała z równie przerażonym tonem.
- Ja… - zaczęłam się dusić.
- Co, co się dzieje? – pytał Michaił.
- Kh... khm… nie mogę - dusiłam się coraz bardziej.
- Co nie możesz? – spytała tym razem Kath.
- … oddychać.


4 komentarze:

  1. Świetny, jak każdy :D Uuu ciekawa jestem czemu nie może oddychać, w pewnym momencie, kiedy powiedziała że nie da rady iść te 20 km, bo ma ta ranę, myślałam, że weźmie ją na ręce, kurna :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez jaj, młoda jest Aniołem Lasu, dajmy jej poradzić sobie z tym samej :D

      Usuń
  2. Bardzo fajna ksiazka jak zwykle czekam na dalsze rozdziały :D - wampir03

    OdpowiedzUsuń