piątek, 4 maja 2012


ROZDZIAŁ VI
Wybiegłam z domu Kath i popędziłam do mojego.  Może to dziwne, ale miałam wrażenie, że jako Elf ( bo skoro nie ma Katherine to będę się nazywać jak tylko mi się żywnie podoba ) biegam szybciej i mniej się męczę. 5 minut później byłam już pod drzwiami. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do domu. Mama krzątała się w salonie. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się, ucałowała mnie i wyszła z domu. Zrobiłam sobie kanapkę z serem, pomidorem, ogórkiem i majonezem. Doszłam do wniosku, że nie będę jej jadła w kuchni więc zgasiłam światło i poszłam po schodach na górę do pokoju. Usiadłam na łóżku i włączyłam laptopa. Znowu o czymś zapomniałam… KOPERTA! Podeszłam do stolika nocnego i wzięłam list do ręki. Rzeczywiście. W górnym rogu widniał znaczek z widokiem wielkiego budynku z dwoma wieżami a na nim pieczątka z napisem „Szkoła dla Nieosiągalnych.” Sięgnęłam do szuflady po nożyk do listów i rozcięłam kopertę. Wyciągnęłam z niej bardzo ładny i schludny arkusz papieru. 


 

                                                                                            2 październik 2011 rok
                   Droga Susanno Genowefo Russel,
nazywam się Celestia Konte. Jestem dyrektorką Szkoły dla Nieosiągalnych. Jeśli do tego czasu nie spotkałaś żadnego Nieosiągalnego pewnie nie wiesz nic o tym kim jesteśmy i co to za uczelnia. Wysłaliśmy już posłańca, który dotrze do Ciebie w dniu twoich urodzin i wszystko Ci wytłumaczy. Zabierze Cię również do naszej szkoły. Jesteś wyjątkowa i nie możemy się już doczekać kiedy w końcu zaszczycisz nas swoją osobą. Nauczysz się tutaj panować nad swoimi mocami, które nabędziesz wraz z przemianą. Do tego czasu mogłabyś już przygotować się na ten wyjazd. Pomocne będą tutaj :
- strój do ćwiczeń fizycznych. Najlepiej 3 pary spodni i 3 koszulki,
- strój wyjściowy. Najlepiej sukienka, czarna lub czarna spódniczka i biała bluzka,
- pomimo tego, że w twoim pokoju będą podstawowe kosmetyki, możesz przywieść coś swojego.
- inne ubrania do chodzenia po szkole ( najważniejsze to ciepła kurtka, wygodne spodnie, wygodne koszulki, oczywiście bielizna ).
Nie myśl jednak, że specjalnie do Ciebie piszemy taki list. Takie listy piszemy do wszystkich naszych nowych uczniów. Jeśli miałabyś jeszcze jakieś pytania to nasz posłaniec wszystko Ci wytłumaczy.

                                                                      Z poważaniem
                                        Celestia Konte


Wow. Byłam w szoku. Z jednej strony ani troszkę nie chciałam iść do tej szkoły ale z drugiej właściwie to nie mogłam się doczekać aż tam pojadę. Włączyłam muzykę na laptopie i sprawdziłam czat. Nie miałam znajomych więc z ludźmi rozmawiałam na czatach. Parę osób było online ale nikt ciekawy. Wyłączyłam laptopa i odłożyłam go na biurko.  Byłam zmęczona. Doszłam do wniosku, że muszę iść spać. Wiem, że było jeszcze wcześnie, ale poprzednia nocka była zarwana więc trzeba odespać. Poszłam wziąć prysznic i osunęłam się na łóżko. Tym razem troszkę dłużej nie mogłam zasnąć. Tyle myśli chodziło mi po głowie, jednak w końcu uratował mnie zbawczy sen.
Pomimo tego że spałam dosyć długo, bo aż do 9:00 to czułam się zmęczona. Na szczęście była sobota więc nie musiałam iść do szkoły. Podeszłam do biurka i przyniosłam sobie laptopa. Wpisałam nazwę tej uczelni jednak nie wyskoczyło mi nic co mogłoby mnie zainteresować. Same bajki, legendy, podania. Gdy nagle coś mnie tknęło. Wzięłam list jeszcze raz do ręki i zauważyłam, że obok daty nie ma miejscowości. Dziwne.  Zeszłam na dół lecz nikogo nie było w domu. Sprawdziłam telefon. Był tam sms od mojej mamy:
Zostałam u Maćka na noc. Wrócę dzisiaj wieczorem, ewentualnie jutro : )”.
Po dłuższym namyśle doszłam do wniosku, że to nawet lepiej, że jej nie ma. Chwyciłam pieniądze i poszłam na miasto. Ciuchy sportowe. Sama takich nie posiadałam. Na wf ćwiczyliśmy w strojach ze szkoły, które musiałabym oddać odchodząc. Weszłam do jednego z moich ulubionych sklepów odzieżowych. Znalazłam. Ładne spodnie dresowe. Wzięłam jedne rybaczki i dwie pary z długą nogawką. Wszystkie trzy pary były czarne. Doszłam do wniosku, że w tym samym sklepie kupię też koszulki. Przeglądałam je gdy nagle ktoś podszedł do mnie i wyciągnął jedną z bokserek. Była cała biała i miała tylko znaczek psiej łapki na dole.
- Jeśli do szkoły, to ta będzie idealna – powiedziała  osoba stojąca za mną. Zamarłam. Nie musiałam się odwracać by rozpoznać ten głos. – Jednak z tego co pamiętam to nowi muszą mieć co najmniej 3 sztuki.
Zebrałam się i odwróciłam.
- Michaił – powiedziałam  z nutką przerażenia w głosie. – Co ty tutaj robisz? Jest dzień.
- Mam tatuaż – odpowiedział z uśmiechem na twarzy i pokazał mi przed ramię. Był tam fioletowo-czarny znak wyglądający jak płomień. – Chroni mnie przed promieniami słońca.
- Warto wiedzieć – pomimo tego, że byłam przerażona zaczęłam dostrzegać, że Michaił naprawdę nie chce mi zrobić krzywdy.- Nie odpowiedziałeś na pytanie. Co tutaj robisz?
- Kupuję ubrania. Nie widać?
- Nie. Jak na razie pokazujesz mi bokserkę, której na pewno nie kupię.
- Co? Za droga? – spytał.
- Nie. Brzydka – odpowiedziałam i ku mojemu zaskoczeniu uśmiechnęłam się do niego. On również się uśmiechnął a potem przeszedł do wieszaka obok gdzie wisiały jeansy. Wybrałam dwie niebieskie bokserki, dwie białe i dwie czarne. Doszłam do wniosku, że wolę mieć więcej niż trzy. Podeszłam do tego samego wieszaka co Michaił i zaczęłam przeglądać jeansy  damskie, które wisiały zaraz obok męskich. Wyciągnęłam jedna parę i byłam już gotowa iść do kasy gdy nagle złapała mnie za ramię czyjaś ciepła dłoń. Odwróciłam się a Michaił stał tam i uśmiechał się lecz teraz tak jakby inaczej. Tak, miękko, czule.
- Wszystkiego Najlepszego, Susan.

Przez to wszystko totalnie zapomniałam o moich urodzinach!!! Skąd Michaił wiedział? I moje imię. Nie przypominam sobie bym mu je zdradziła. Uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do kasy. Zapłaciłam za wszystko i poszłam dalej  w miasto. Weszłam jeszcze do dwóch sklepów lecz nigdzie nie mogłam znaleźć jakiejś wyjściowej sukienki czy czarnej spódniczki. Wszystko było takie wyzywające, ostre. Nie wiem co to za szkoła, ale raczej by im się to nie spodobało. Jednak gdy już chciałam wracać do domu dojrzałam pewien mały sklepik. Weszłam i zobaczyłam wszędzie same sukienki. Były różne, różowe, zielone, niebieskie, czerwone, białe, czarne, brązowe…. CZARNE! Nareszcie. Wszystko było poukładane kolorami więc nie miałam problemu ze znalezieniem odpowiedniej sukienki. Była ona cała czarna, z twardego materiału  i wielką kokardą z boku w pasie. Oczywiście poszłam ją przymierzyć. Układała się idealnie. Może nie byłam jedną z tych dziewczyn co to nic nie jedzą i wyglądają jak żywe szkielety ale nie miałam co sobie zarzucić. W tali byłam szczupła, a tam gdzie trzeba miałam troszkę ciałka, więc sukienka wyglądała na mnie po prostu pięknie. Sięgała mi prawie do kolan ale raczej się tego nie przyczepią. Gdy już ją ściągnęłam i chciałam zobaczyć ile kosztuje nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Podeszłam więc do pani, która aktualnie pomagała innym klientką i spytałam czy to aby nie jest pomyłka.
- Przepraszam, ale tu jest chyba jednak zła cena – powiedziałam nie tracąc uśmiechu na twarzy.
- Nie, to jest dobra cena. Jestem pewna, że nie jest za wysoka – odpowiedziała z rozbawieniem i podeszła do innej klientki. Podeszłam do kasy a inna pani zapakowała ją w ładne, firmowe pudełko. Zapłaciłam i wyszłam. Wciąż jednak nie mogłam uwierzyć, że za tak piękną sukienkę zapłaciłam TYLKO 50 zł ! Może miała jakiś defekt? Teraz już i tak po fakcie. Idę coś zjeść. Musiało mi zająć dłuższą chwilę dojście do najbliższej kawiarni. Zamówiłam duże Cappuccino  i ciastko krówkowe. Siedziałam w kawiarni dłuższy czas i gdy już wzięłam ostatniego łyka  cappuccino zapłaciłam i wyszłam. Nie mogłam uwierzyć w swoje nieszczęście. Zaczęło padać! Chwyciłam mocniej swoje zakupy i szybszym krokiem zaczęłam kierować się do domu. Gdy już doszłam byłam cała przemoczona. Otworzyłam drzwi wejściowe i wbiegłam do domu. Rozebrałam się i mokre rzeczy wsadziłam do pralki do kosza na brudne ubrania. Ubrałam jakąś pierwsze lepsze ciuchy „do biegania” i poszłam do swojego pokoju. Nagle zaczęłam łączyć fakty. No bo skoro dzisiaj mam 17 urodziny, a w liście było napisane, że niejaki posłaniec przyjdzie w moje urodziny i zabierze mnie do szkoły to znaczy… to znaczy, że dzisiaj wyjeżdżam! Nie, to nie możliwe. Z tych intensywnych myśli wyrwał mnie dzwonek do drzwi. TO ON ! -  pomyślałam i zbiegłam na dół. Zawahałam się jednak zaraz otworzyłam drzwi. Emocje opadły.
- Cześć Katherine – powiedziałam z uśmiechem.
- Witaj, Susan. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – powiedziała po czym wręczyła mi większe pudełko zawinięte wstążką. – To dla ciebie.
- Co to jest ? – spytałam.
- Otwórz, a się dowiesz. – powiedziała i uśmiechnęła się jeszcze bardziej. – No dalej.
Nie wahając się dłużej odwinęłam wstążkę i ściągnęłam pokrywkę od pudełka. Zamarłam.
- Niespodzianka!

- Czyś ty oszalała ?! – spytałam z podniesionym głosem.
- Nie podoba ci się ? – w jej głosie słychać było żal.
- Oczywiście, że się podoba! Proszę tylko powiedz mi gdzie, gdzie ja założę takie buty? – w pudełku bowiem znajdowała się para pięknych butów na 10 cm szpilce. Były z zamszu. Całe błękitne w niebieskie fale. – Czy ja będę w stanie w nich chodzić?
- Oczywiście, że będzie wiele okazji do założenia takich butów  – znowu zaczęła się uśmiechać. – Jestem też pewna, że ujdziesz w tych butach co najmniej 2 metry. No dalej, zakładaj je.
Weszła do środka i pomogła mi z butami. Podeszłam na palcach do końca korytarza i skierowałam się do drzwi. Już szło mi dobrze gdy nagle się potknęłam ( o dywan!!! ) i wylądowałam … w czyichś ramionach! Gdy spojrzałam mojemu wybawcy w oczy od razu wstałam i spojrzałam się na niego z niedowierzaniem.
- Michaił ?! – krzyknęłam.
- Mich… Czekaj -  Kath spojrzała na mnie. – Ty go znasz ?!
- Nie nazwałabym tego wspaniałą znajomością, ale niestety – opowiedziałam wciąż patrząc się na niespodziewanego gościa. Ten jednak gdy zauważył Kath przestał dostrzegać, że przed chwilką uratował mnie od niechybnego skręcenia kostki.
- Jacqueline? – spytał patrząc na nią. – To ty ?
- Michaił… Rozpoznałeś mnie? – spytała.
- Oczywiście, że tak – powiedział i nie minęła sekunda gdy już przy niej był. Zakręcił sobie jeden kosmyk jej włosów w około palca i patrzył na nią z góry. Był od niej o co najmniej 20 cm wyższy. – Jak mógłbym Cie zapomnieć?
- Hej. Nie chcę przeszkadzać wam w tej jakże romantycznej i doprowadzającej do słabości chwili ale ja też tu  jestem – egoistka ze mnie, przyznaję. Ale te gołąbki mogły by pogruchać gdzieś indziej .
Natychmiast się od siebie odsunęli gdy tylko usłyszeli słowo „romantyczna”. Spojrzeli na siebie, potem na mnie i Katherine zaczęła się śmiać.
 – Co  w tym takiego śmiesznego?
- To ... że my jesteśmy rodzeństwem – powiedział Michaił i też zaczął się śmiać.
- Co? Bez urazy ale nie jesteście ani trochę do siebie podobni.
- Wiemy o tym. Mamy różnych ojców ale mamę jedną – powiedziała tym razem Katherine. I teraz to dostrzegłam. Mieli ten sam błysk w oku. Taką jakby gwiazdkę w rogu źrenicy, pomimo tego, że kolory ich oczu były różne. – Długo się nie widzieliście, skoro nazwałeś ją Jacqueline.
- Czemuż to miałbym nazwać ją inaczej? – spytał zdezorientowany.
- Ponieważ teraz nazywam się Katherine Chartier – odpowiedziała Kath.
- Dlaczego? – spytał zdezorientowany gdy usłyszał nowe imię.
- Tak będzie lepiej. Nasze nazwisko ma zbyt przerażającą przeszłość by go używać. Już od XV wieku nazywam się Katherine – powiedziała.
Byłam w szoku. Nie widziała swojego brata od XV wieku ?! Może nawet dłużej. Ciekawe czy był od niej starszy czy młodszy. Doszłam do wniosku, że się tego dowiem.
- A więc. Kto jest młodszy? – wywaliłam prosto z mostu.
- Oczywiście, że ja – powiedział Michaił. – Nie jestem taki stary jak to próchno – powiedział po  czym znowu zaczął się śmiać co ujawniło jego kły.
- Jest młodszy tylko o 2 lata a zachowuje się jak gdyby był młodszy o co najmniej dziesięć – powiedziała z kpiną Kath.
- Heej. Siostrzyczko. Nie pozwalaj sobie – powiedział po czym podniósł ją w tali i zakręcił po pokoju. Jak już ją postawił przytulili się do siebie. Poczułam się dziwnie zazdrosna. -Tęskniłem za tobą.
- Pomimo tego cudownego zdarzenia wciąż nie wiem czego tutaj szukasz – powiedziałam do Michaiła. – A więc? Jaki jest twój cel?
- Mam cię odeskortować do Szkoły. Nie dostałaś listu? 
- TY jesteś  posłańcem?  - spytałam.

Byłam w szoku. Dlaczego akurat on? Teraz już wszystko rozumiem. To on tej nocy podrzucił mi ten list, to stąd wiedział kim jestem i gdzie mieszkam oraz to kiedy mam urodziny. Wiedział o mnie wszystko. A ja o nim, nic.  Katherine wydawała się byś w takim samym szoku jak ja. Patrzyła na Michaiła jakby to miał być jakiś żart. On jednak był całkiem poważny. Za poważny…
- Od kiedy to jesteś posłańcem, braciszku? – spytała się Kath.
- To moje jedyne zlecenie, siostrzyczko – odpowiedział i wykrzywił usta w lekki, zarozumiały uśmieszek, jakby próbował przekazać jej wiadomość, którą tylko ona mogła zrozumieć.
- Czkajcie, bo chyba jednak czegoś nie rozumiem. Ja naprawdę jadę DZISIAJ do szkoły? – odezwałam się natychmiast gdy tylko zamilkli.
- Tak, nie cieszysz się ? – spytał znowu jakby nie potrafił pojąć mojego toku myślenia.
- A powinnam? – spytałam z podniesionym tonem. – Tracę swoje dotychczasowe życie, Michaił. Przyjaciół, rodzinę… Wytłumacz mi proszę jak wytłumaczę mojej mamie, że odchodzę do innej szkoły, co ?
- Przecież…- urwał. – Twoja mama nie żyje.
- Co? Jak to? Jeszcze wczoraj się z nią widziałam – powiedziałam ze łzami w oczach. Nagle zauważyłam, że Katherine szturchnęła Michaiła i spojrzała się na niego z ukosa.
- Słuchaj, Susan. Musimy porozmawiać. Dziwię się, że … - przerwała jakby zastanawiała się jakiego użyć słowa. – Wioletta nie powiedziała ci tego jeszcze.
- Czego... czekaj. Nazwałaś moją mamę po imieniu ? – spytałam zbulwersowana.
- No powiedz jej to wreszcie. Jak ty jej tego nie powiesz to ja to powiem – syknął Michaił wyraźne naciskając na siostrę. – Jacqueline!
- Susanna… Słuchaj. Ja wiem, że to pewnie będzie dla ciebie cios, ale Wioletta, kobieta, którą uważałaś za swoją mamę… nie jest tym kim myślisz, że jest. To – wskazała na dom – jest twoja rodzina zastępcza. Jesteś adoptowana.
- Przydzielona – poprawił Michaił.
- Jak to przydzielona? O czym wy mówicie? – dopytywałam.
- Gdy się urodziłaś twoja rodzina została porwana. Jesteśmy prawie pewni, że zostali zamordowani. Nieosiągalni zabrali cie do siebie, jednak nie mogli cie wychowywać. Oddali cię więc do tej rodziny i prosili by nie wyjawiali tego sekretu dopóty, dopóki żadne z nas nie pojawi się w mieście. Jednak gdy przyjechaliśmy do Krakowa was już tam nie było.
- Co ty gadasz? Jacy WY? To chyba jakaś pomyłka. Jestem podobna do… - zamarłam.
- No  właśnie. Nie jesteś w niczym podobna do Wioletty. Ty masz blond włosy ona czarne. Twoje są naturalnie falowane jej proste. Ty masz niebieskie oczy ona piwne. Mam mówić dalej?
- Nie. Przestań. Muszę… – urwałam by przełknąć łzy – muszę pomyśleć.
Patrzyłam się przez chwilę na nich po czym pobiegłam na górę do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać.  Łzy spływały mi po policzkach na poduszkę robiąc na niej wielkie, mokre plamy. Po chwili ktoś zapukał do drzwi.
- Zostawcie mnie samą! – krzyknęłam.
- Pozwól ze sobą porozmawiać. Nie możesz teraz zostać sama – ku mojemu ogromnemu zdziwieniu powiedział to Michaił. Tak spokojnie, tak czule jakby sam przeżywał to co ja. – Pozwól sobie pomóc.
- Nie! Nie potrzebuję pomocy! – krzyknęłam przez łzy. Wstałam i już chciałam zakluczyć drzwi gdy nagle potknęłam się o skrzynię z kosmetykami i krzyknęłam z bólu. Nie zdążyłam upaść gdyż ktoś mnie przytrzymał. Był to Michaił.
- Powiedziałam, że chcę zostać sama – odparłam.
- Usłyszałem krzyk – postawił mnie. – Nie chce mi się wierzyć, że jednego dnia już drugi raz cie łapię. Następnym razem uważaj.
- Nie pouczaj mnie! Dam sobie radę  – oznajmiłam po czym wróciłam na łóżko. Usiadłam oparta o ścianę i podkurczyłam kolana. Wampir jednak doszedł do wniosku, że zagrażam samej sobie i usiadł na drugim brzegu łóżka.
- Daj sobie pomóc. Gdy ja się dowiedziałem, że moi rodzice nie żyją zacząłem winić wszystkich na około siebie. Jacqueline jednak nie rozmawiała o tym zbyt często. Razem z Sheilą udaliśmy się do jakiegoś miasteczka i tam młoda czarodziejka zaczęła nas uczyć sztuk walki. Jednak nikt nie rozmawiał ze mną o tym co się wydarzyło. Po przemianie, gdy już samodzielnie z moją siostrą przemierzaliśmy świat zadałem jej jedno pytanie. Tylko jedno. A to jedno pytanie doprowadziło do tego, że nie widziałem mojej siostry od XV wieku – powiedział i starał się ukryć fakt, że oczy zaszkliły mu się od łez.
- Co to było za pytanie ? – spytałam zaciekawiona.
- Dlaczego im nie pomogłam? – powiedziała Katherine wchodząc do pokoju.


Spojrzałam na Kath, która stała w drzwiach i opierała się o próg. Oczy naszły jej łzami i spojrzała się na Michaiła, który też wydawał się być przygnębiony. Chwilkę później stał już przy niej. Wampiry, a zwłaszcza klan Verusów są bardzo szybkie. Nadzwyczajnie szybkie.
- Przepraszam, siostrzyczko- powiedział i przytulił ją do swojej piersi. – Nie chciałem wtedy o to spytać. Byłem bezradny. Przepraszam.
- Nie, miałeś prawo mnie o to spytać. Mogłam im pomóc. Mogłam coś zrobić a ja tylko stałam i krzyczałam jak szalona. Miałam szansę jej… im pomóc a tego nie zrobiłam! Jestem beznadziejna – odparła po czym spojrzała się mu prosto w oczy. – Nie miałam żadnego prawa cię za to karać. Żadnego.
Długo tak stali i patrzyli się na siebie i dopiero ja wyciągnęłam ich z tej dziwnej ciszy.
- Gdzie… - spuściłam wzrok po czym znowu na nich spojrzałam – Gdzie jest ta szkoła?
- W górach, za Krakowem. Na początku będziemy jechać pociągiem a z Krakowa samochodem – odpowiedział Michaił i podszedł do okna. – Jesteś już spakowana?
- Nie… Ja... zaraz to zrobię – powiedziałam i podeszłam do rozsuwanej szafy. Wyciągnęłam z niej wielką torbę podróżną i zapakowałam do niej kilka bluzek, dwie pary jeansów, moje ulubione białe rajstopy, krótkie, czarne spodenki i parę innych rzeczy… Poszłam do łazienki i spakowałam wszystkie moje kosmetyki. Otworzyłam szufladę i spakowałam bieliznę oraz dwie koszule nocne.
- Tyle mi wystarczy? – spytałam. Nie jestem pewna kogo ale Kath odpowiedziała pierwsza.
- W zupełności. Spakuj jeszcze to – powiedziała po czym wskazała na zakupy na łóżku. Były tam dresy i bokserki. Oraz czarna sukienka. Spakowałam to wszystko i zeszłam na dół do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki kawałek sera brie i masło następnie położyłam to wszystko na blacie kuchennym. Nawet nie zauważyłam, że od dłuższego czasu ktoś mnie obserwuje.
- Po co ci to? – spytał Michaił i nagle był przy mnie.
- Coś na drogę? Do jedzenia?
- To nie będzie potrzebne – powiedział i wyciągnął z mojej ręki nóż. Wyglądał z nim bardzo groźne ale szybko odłożył go do szuflady. – Po drodze coś kupimy. Teraz idź się przebierz w coś wygodniejszego. Zaraz wyruszamy. Nie ma czasu.
- Nie mogę wyjechać bez pożegnania się z mamą! – warknęłam. Poszłam już w kierunku schodów kiedy Michaił zastąpił mi drogę. – Od kiedy to jesteś taki poważny? Co?
- Odkąd zauważyłem, że jeszcze trochę i będziemy podróżować w nocy! – odpowiedział z nutką furii w głosie.
- No i co z tego? – spytałam i pobiegłam na górę. Wzięłam z szafki czarne getry i niebieską tunikę oraz krótką jenas’ową kamizelkę. Poszłam do łazienki. Przebrałam się i wróciłam z powrotem do mojego pokoju.
- On ma racje – powiedziała Katherine.
- Co ? – spytałam zagubiona.
- Michaił. Nie możemy podróżować nocą, to zbyt niebezpieczne – odparła i odeszła od okna po czym spojrzała na mnie. – Wyruszymy jeszcze dzisiaj a na noc zatrzymamy się w jakimś hotelu.
- Ale  muszę pożegnać się z mamą! – krzyknęłam raz jeszcze tym razem do Kath – Nie potraficie tego pojąć ?
- Nie, nie potrafimy! – powiedział Michaił z wyraźnie podniesionym tonem. – Musimy jechać. Jak chcesz to do niej zadzwoń!
Wiedząc, że dalsza kłótnia nie ma sensu zadzwoniłam do mamy i łzy same naszły mi do oczu.
- Halo ?
- Mamo? To ty?
- Tak, Susan. Coś się stało?
- Nie… Tak. Przyjedź do domu, proszę tylko szybko.
- Co się dzieje?
- Po prostu przyjedź.
Nagle Kath chwyciła mój telefon.
- Wioletta. Ona musi jechać! – powiedziała i rozłączyła się.
- Co ty zrobiłaś? – warknęłam – To jest moja mama!
- To nie jest…. – zaczął Michaił lecz nie dokończył. Stałam cała we łzach i patrzyłam się na niego. Podeszłam i aż korciło mnie by dać mu w twarz jednak w ostatniej chwili złapał mnie z rękę i wypowiedział te piękne, magiczne słowo, które jakby troszkę zagoiło moją ranę na sercu: Przepraszam.
Przeszłam obok niego i poszłam na dół. Usiadłam w fotelu i siedziałam tak chyba z 10 min. Gdy wybiła 15:04 moja mama wbiegła do domu. Rzuciła wszystko na podłogę i dojrzawszy mnie szybko wbiegła do salonu. Usiadła naprzeciw mnie i spytała:
- Co się dzieje?
Chciałam zadań jej mnóstwo pytań. Wiedziałaś, że jestem Aniołem Lasu? Wiedziałaś o Nieosiągalnych? To prawda, że uciekałyśmy przed posłańcami? Jednak gdy już ona siedziała przede mną a ja mogłam pytań o cokolwiek na usta nasuwały mi się tylko te słowa:
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że jestem adoptowana?
- Co? Kto ci to powiedział? – spytała przerażona.
- Ja… - powiedziała Katherine stojąca w drzwiach salonu.
- My... – dopowiedział Michaił gdy do niej dołączył. – Musimy ją zabrać, Wioletto. Niedługo zapadnie zmrok - Moja mama spojrzała na Katherine i kiwnęła znacząco głową.
- Spakowałaś się już? – spytała jak gdyby nigdy nic.
- Odpowiedz! – krzyknęłam. – Kiedy zamierzałaś mi to powiedzieć?
- Szczerze? – spytała. - Nigdy. Miałam nadzieję, że nie dojdzie do przemiany. Uciekałam przed kolejnymi posłańcami, potem przestali nas dręczyć. I nagle pojawili się oni. Na początku nie poznałam Katherine – spojrzała na Kath. – Zmieniłaś się.
- Ukrywałaś mnie? Przed tym kim jestem? Co rano zastanawiałam się kim jestem a odpowiedź miałam pod ręką! – syknęłam i spojrzałam w dół. – Nienawidzę cię!
- Susanno Genowefo Russel! Nie masz prawa mówić tak do swojej matki! – krzyknęła i wstała. Ja wstałam zaraz za nią i spojrzałam się jej prosto w oczy.
- Ty… nie jesteś moją matką. Już nie – powiedziałam po czym podeszłam do Kath i Michaiła spojrzałam się na nich i pobiegłam do pokoju. Chwilę później schodziłam już na dół z wielką torbą. Zapakowałam do niej jeszcze kilka rzeczy, dwie pary butów, szpilki od Kath a sama założyłam niebieskie trampki. Spojrzałam jeszcze raz na rodzeństwo  i kiwnęłam znacząco głową. Podeszli do mnie i Kath otworzyła drzwi. Michaił wziął ode mnie torbę i wpakował ją do samochodu stojącego pod domem. Potem wyszła Katherine i usiadła na miejscu pasażera.
- Dowiedzenia – powiedziałam ze łzami w oczach i wyszłam z domu. Michaił otworzył mi drzwi po czym sam usiadł na miejscu kierowcy.
- Na pewno chcesz jechać? Po tej … – zamyślił się – akcji z Wiolettą. Możemy pojechać rano.
- Nie, jedźmy już – powiedziałam i ukryłam twarz w dłoniach. Łzy popłynęły już same.


P.S
. Zauważyłam, że pomimo wielu wejść nie ma prawie żadnych komentarzy. Wnioskuję z tego, że albo wam się nie podoba albo nikt tego nie czyta. Dlatego też nie wiem czy pisać dalej, skoro w sumie... nie mam dla kogo ...
Mam jednak nadzieję, że są stali czytelnicy, którzy z chęcią śledzą poczynania Susan i jej przyjaciół :D
Pozdrawiam Czaarna.

3 komentarze:

  1. Spróbuj tylko przestać a Cie dorwę, masz pisać, bo ja nie mam już co czytać, jest bardzo fajne i nie gadaj głupot ludziom za uszami :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy u góry ma rację!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak mają rację!
    Pisz ile tylko możesz ;)

    OdpowiedzUsuń