czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział XIII

Dobra, uznajmy, że byliście grzeczni, chociaż następnym razem liczę na więcej komentarzy : )

Jak będziecie dawać mi ich dużo
, to serce mi będzie mięknąć i będę dodawać więcej rozdziałów...
A propos rozdziałów...

                                      ROZDZIAŁ XIII

Paryż jest najpiękniejszym miastem jakie kiedykolwiek w swoim życiu widziałam! Oglądałam już kiedyś zdjęcia i filmiki, na których widniała wieża Eiffla ale gdy zobaczy się ją naprawdę to wrażenia są nie do opisania. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę jestem w słynnej stolicy Francji, w miejscu zwanym również Miastem Miłości. Nie dane mi jednak było długo zachwycać się tym wspaniałym miejscem gdyż zaraz po teleportacji Katherine pociągnęła mnie za rękę i pobiegliśmy ulicą jak najdalej od miejsc zaludnionych. Obrazy migały mi przed oczami, pewnie dlatego, że Demony Nocy i wilkołaki są naprawdę bardzo szybkie. Zatrzymaliśmy się dopiero przy małym domku z jednym piętrem. Cały był z czerwonej cegły co dodawało mu tylko wyglądu „tajemniczo – magicznego”. Drewniany płot okrążał dom ze wszystkich stron i pomimo tego, że nie wyglądał za ciekawie, jestem pewna, że z trudem poszłoby jakiemuś włamywaczowi pokonanie go. Ogród był niesamowity.
Wszędzie naokoło była zielona trawa a ściany domostwa porośnięte były najróżniejszymi pnączami i krzewami. Pomimo jesieni kwitły tam niezliczone, przepiękne kwiaty a  gałęzie drzew uginały się pod ciężarem najróżniejszych owoców. Od jabłek przez śliwki po gruszki… Katherine podeszła to wspaniałej, złotej furtki, którą ozdabiały ciekawe i tajemniczo powyginane wzory. Pchnęła ją lekko a ta ustąpiła od razu i otworzyła się, jakby sama. Kath uśmiechnęła się do mnie i wskazała ręką bym podążała za nią. Rio rozejrzał się jakby chciał się upewnić, że nikt nas nie obserwuje i również przeszedł przez małą bramkę.  Ścieżka była z kamienia i wyglądała na bardzo starą pomimo tego, że była prawie niezniszczona. W ciszy podeszliśmy do drzwi, do których prowadziły 3 stopnie. Nie byłoby w nich nic szczególnego, gdyby nie krwistoczerwona plama na jednym z nich. Musiałam się przyglądać jej bardzo długo, gdyż Katherine to  zauważyła.
- Krew – powiedziała i spojrzała na mnie. – To jest plama zaschniętej krwi.
Spojrzałam na nią pełnym szoku wzrokiem i przełknęłam ślinę. Krew? Gdzie ona nas przyprowadziła? Po chwili wyciągnęła z kieszeni swoich czarnych, jeansowych szortów klucz i wsadziła go do zamka. Przekręciła dwa razy i nacisnęła na klamkę. Drzwi z nieprzyjemnym dla ucha dźwiękiem uchyliły się lekko i uderzył nas cudowny zapach cynamonu. Katherine weszła do środka a zaraz za nią Rio. Chwilę jeszcze stałam na zewnątrz ale w końcu zebrałam się i przekroczyłam próg. Pierwsze co przykuło moją uwagę to fakt, że w środku nie było prawie żadnych mebli. W przedpokoju wisiał tylko portret jakiejś kobiety w białej peruce i wspaniałej, błękitnej sukni. Nie przyglądałam się jej długo, ale wydawała się mi bardzo znajoma. Podążając za tą dwójką minęłam, jak się domyśliłam salon, z kominkiem i starą lecz bardzo wygodną kanapą ( na taką przynajmniej wyglądała).  Podeszliśmy do schodów gdy Rio nagle się zatrzymał. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć i już cieszyłam się, że ktoś mi w końcu wszystko wytłumaczy. Jednak gdy po dłuższej chwili nie wypowiedział ani jednego słowa doszłam do wniosku, że odezwę się pierwsza.
- Gdzie my jesteśmy? – spytałam nie wiedząc konkretnie do kogo kieruję pytanie. Nie doczekałam się jednak odpowiedzi. Wzruszyłam lekko ramionami jakby szczerze mówiąc ani trochę mnie to nie obchodziło i podążyłam za Katherine po schodach gdyż Rio(nie mam zielonego pojęcia dlaczego ) został na dole. Cudowny zapach cynamonu z każdym schodkiem nasilał się coraz bardziej a gdy weszłyśmy już na samą górę poczułam się jakbym pływała w tym aromacie.  Kath otworzyła drzwi do jedynego pokoju na piętrze i wskazała ręką bym szła pierwsza. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Pokój ten bowiem wyglądał jakby był wyjęty prosto z jakiejś bajki o księżniczkach lub z jakiegoś filmu kostiumowego.  Po środku pokoju stało wielkie łóżko sypialniane z baldachimem a na nim leżała śnieżnobiała pościel, wykonana z oryginalnego jedwabiu. Po obu stronach łóżka stały białe etażerki, na jednej z nich stała piękna, beżowa lampka nocna a na drugiej gruba książka jednak bez żadnego tytułu czy jakiegokolwiek innego napisu. Oprawiona była w zieloną tkaninę, która w żaden sposób nie przypominała skóry. Na rogach miała wyszyte złote, kwieciste wzory. Naprzeciw łóżka stała biała komoda ze złotymi rączkami. Cztery szuflady były zamknięte a na górze komody stało średniej wielkości lusterko, mnóstwo perfum i kosmetyków. Ściany miały liliowy odcień a podłoga była zrobiona z ciemnego drewna i pokryta wspaniałym, liliowym dywanem tak miękkim, jakby był wykonany z prawdziwego futra. Jedyne światło dawało wielkie okno jednak tyle wystarczyło by flakoniki pełne przeróżnych zapachów mogły mienić się tysiącem kolorów. Na jednej ze ścian wisiał portret tej samej kobiety co w przedpokoju, jednak ta tutaj nie miała białej peruki, lecz cudowne, rude włosy z lekkością opadające na ramiona. Jej policzek zdobiła  mała, czerwona blizna jak po zadrapaniu. Spojrzałam na policzek Katherine i zobaczyłam taką samą jednak ta była o wiele mniej wyrazista i wyblakła.
- Witaj w moim domu – powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
- TO jest twój dom? – spytałam zszokowana i rozejrzałam się jeszcze raz dookoła – On, ten dom… Ten pokój jest przepiękny!
-Dziękuję – odpowiedziała a jej uśmiech powiększył się. – Nie byłam w nim od ponad 10 lat.
- Aż tyle? – spytałam. – To bardzo dużo.
- Dla ciebie może i tak, ale dla mnie 10 lat to mało czasu w porównaniu do tego ile żyję na tym świecie… – powiedziała i spoważniała troszkę.
-  A gdzie jest Rio? – spytałam i przebiegłam oczami po pokoju jakby go szukając – Nie wszedł z nami na górę, prawda?
- Nie, nie wszedł. Ktoś za nami szedł… Rio poszedł sprawdzić kto i dlaczego – odpowiedziała. – Nie miałam w planach znalezienia się tutaj. Mieliśmy teleportować się pod wierzę Eiffla i od razu skierować się do przejścia. Jednak okazało się, że przejście jest strzeżone. Nigdy nie było… Boję się, że jeden ze strażników nas zauważył i śledził.
- A co by się stało gdyby jednak nas śledził? – spytałam.
- Zależy dla kogo pracuje – powiedziała. – Jeśli dla Rady to pewnie zaraz zjawiłyby się tu zastępy ich wojska. Jeśli jednak dla nieznajomej pani S. to sama nie wiem.
- A istnieje trzecia opcja? – spytałam niepewnie. – No wiesz, ktoś działający na własną rękę?
- Nie wydaje mi się, że ktoś chciałby narażać życie po to by nas śledzić dla własnych potrzeb – odpowiedziała – To musi być ktoś opłacany, bardzo dobrze opłacany.
- A znamy kogoś kto ma mnóstwo pieniędzy? – spytałam myśląc tylko o jednej osobie.
- To szpieg Ruperta – powiedział Rio rzucając kimś o podłogę.

Gdy tylko zobaczyłam ich dwóch wydałam z siebie cichy dźwięk podobny do jęku i odskoczyłam do tyłu. Na twarzy Rio było mnóstwo krwi jednak nie tylko jego. Bowiem piękny liliowy dywan zabarwił się na czerwono od tej krwi, która wypływała z ran człowieka, lub nieosiągalnego leżącego na podłodze. Z pięknego uśmiechu, Katherine przeszła do miny obojętnej, bez emocji. Spojrzała na Rio i najwidoczniej przekazała mu coś w myślach, gdyż ten wzruszył ramionami. Oczami wskazała mu drzwi a ten kiwnął głową, posłał mi łobuzerski uśmiech pełen dumy i wyszedł. Zaraz jak wilk opuścił pokój mój wzrok powędrował na pozbawioną jakichkolwiek uczuć twarz Kath. Nie zdążyłam jednak powiedzieć ani jednego słowa, ponieważ Katherine z szybkością błyskawicy podskoczyła do rannego i podniosła go za kark do góry tak, że od razu stanął na nogi. Jego głowa odchyliła się do tyłu a na twarzy pojawił się grymas spowodowany bólem. Kath pchnęła go na fotel stojący obok drzwi, którego wcześniej nie zauważyłam i zbliżyła się trochę.
- Od czego by tu zacząć? – spytała jakby sama siebie – Hm. Jak się nazywasz?
- Christophe – powiedział i zakaszlał wypluwając przy tym odrobinę krwi. Jego głos drżał, najwyraźniej z przerażenia, pomimo tego miał bardzo ładną barwę. Taka wyjątkową. Teraz gdy tak siedział mogłam przyjrzeć mu się bardziej. Miał krótkie, jasnobrązowe włosy i piwne oczy. Nie miał zbyt pokaźnej sylwetki ale z pewnością był silny. Nie jestem pewna czy to z powodu utraty krwi ale był też zaskakująco blady. – Christophe Verdu.
- A więc, Christophe Verdu. Pracujesz dla Ruperta? – spytała wyjątkowo spokojnie Kath.
- Jakiego Ruperta? – spytał z niepewnością w głosie. Nawet dziecko wiedziałoby, że coś kręci.
- Ruperta de Valle !!! - warknęła Kath i przyszpiliła go do fotela tym samym pochylając się nad nim – Rupert de Valle! Mówi ci coś to nazwisko?
- Nawet jeśli? To co? – spytał ciągle drżącym głosem, jednak brzmiał niezwykle pewnie.
- Nie zgrywaj bohatera bo wszyscy wiemy jak bardzo jesteś przerażony. Jeśli odpowiesz na kilka pytań to ona może cie nie zabije– dopiero po chwili zorientowałam się, że naprawdę to powiedziałam i to głośno. Mój głos brzmiał zimno, oschle i… groźnie. Jak nie ja. Kath obróciła się i spojrzała na mnie z twarzą ( w końcu wyrażająca jakieś uczucia ) pełną szoku i niezrozumienia. Po chwili jednak jej usta wykrzywiły się w lekkim, swobodnym uśmiechu a głowa uchyliła się ku ziemi. Moje towarzystwo dobrze na ciebie działa, moja droga Susan. Zaczynasz rozumieć jak to działa… Jej spokojny i nad wyraz kojący głos zabrzmiał w mojej głowie. Zmierzyłam ją jeszcze raz wzrokiem chcąc ocenić co zamierza jednak nie kazała mi znowu długo czekać.
- A więc? Pracujesz dla pana de Valle ? – spytała lekko osłabiając uścisk na jego barkach.
- Nie – odpowiedział i zamiast patrzeć na nią spojrzał mi w oczy – Już nie.
- Jak nie dla Ruperta to dla kogo? – spytałam i zrobiłam krok do przodu. Mój głos wciąż był zimny i twardy. Czułam się tak, jakbym sprawiała mu ból każdym słowem. – Dla kogo pracujesz?
- Mam dla ciebie wiadomość – powiedział omijając swobodnie moje pytanie.
- Dla mnie? – spytałam nie zmieniając tonu głosu i choć podświadomie znałam już odpowiedź musiałam zadać kolejne pytanie. – Niby od kogo?
- Gdybym powiedział ci od kogo, wiedziałabyś wtedy dla kogo pracuję – odpowiedział i lekko się uśmiechnął. Z nadnaturalną szybkością zbliżyłam się do niego i teraz to ja przyciskałam go do fotela nachylając się nad nim. Moje paznokcie przebiły się przez materiał i wbiły w jego skórę. Kilka stróżek ciepłej krwi spłynęło mu po ramieniu tym samym brudząc moje palce. W jego oczach malowało się przerażenie, a całe ciało drżało ze strachu i  bólu. W pewnej chwili poczułam nagły przypływ władzy. Wielką siłę, jego życie było przecież w moich rękach…. Mogłam zrobić  z nim co chciałam. A jedyne czego chciałam, to informacji, prawda? Jedyne czego chciałam, to dowiedzieć się co dalej? Poznać kolejną wskazówkę by móc ocalić Michaiła.
- W takim razie odpowiedz! – krzyknęłam głosem pełnym chłodu i pogardy. – Albo dowiesz się czym tak naprawdę jest ból!
- Pracuję dla pani S. Nie wiem jak ona się naprawdę nazywa! Przysięgam! Nie wiem nawet jak wygląda. Miała pelerynę z kapturem i długie, szaro-czarne włosy oraz czarną suknię. Podała mi list i pieniądze. Kazała mi was śledzić… Powiedziała, że co do dostarczenia listu to się martwić nie muszę. Widocznie, miała rację. Proszę oszczędź mnie, pani. Nie chciałem zrobić wam krzywdy tylko dostarczyć list. Naprawdę! – powiedział jednak połowa z tego była po francusku więc nie zrozumiałam całości. Katherine jednak wszystko przetłumaczyła mi w myślach.  Jego oczy wypełniły się łzami. Ciało dygotało coraz bardziej a twarz była pełna skruchy i rozpaczy. To był jeszcze dzieciak, zwykły, bezbronny człowiek. Dokładnie tak jak ja jeszcze parę dni temu. On też przypadkiem został wmieszany w całą tą wojnę, która trwa bez przerwy od lat. Może on też działa w tym wszystkim przez totalny przypadek? Może miał jakieś plany? Co jeśli chciał robić coś dobrego? Wszystko to legło w gruzach razem z postanowieniem współpracy ze Splamionym a później także z wiedźmą.
Z ciemnych myśli wyrwał mnie jednak nagły ucisk na nadgarstku. To Katherine ściskała moją rękę swoją ciepłą, mocną dłonią. Patrzyła na mnie z przerażeniem jednak nie takim jak Christophe, ona się bała nie mnie lecz o mnie.
- Wystarczy – powiedziała i szarpnęła moją ręką tak, że od razu puściłam szpiega i odsunęłam się od niego. Spojrzałam w dół i poczułam jak złe myśli wolno opuszczają mój umysł. Kath jeszcze mierzyła mnie wzrokiem jakby chciała się upewnić, że na pewno już nic nie zrobię i po chwili znów skupiła swoją uwagę na Christophe. Jego twarz była jeszcze bledsza niż zwykle a na barkach miał krwawe ślady po moich paznokciach. Po czole spływał mu pot a w oczach wciąż był lęk. Jednak nie spojrzał na mnie, ani na chwilę nie odważył się już podnieść wzroku. Bał się mnie. Dla niego to ja byłam ta zła.
- Powiedziałem wam wszystko. Oszczędźcie mnie – powiedział i zaniósł się w szloch. – Proszę.
- Nie wszystko – powiedziała Katherine głosem kojącym i cichym jakby chciała go uspokoić. – Wiadomość. Masz dla nas jakąś wiadomość.
- Tak, mam – powiedział a jego ręka sięgnęła do kieszeni w kurtce, którą na sobie miał. Wyciągnął z niej kopertę, na której widniało moje imię i nazwisko. Pomimo tego, że nie chciałam się do niego zbliżać chwilę później trzymałam już list w dłoni.
- Zawołaj Rio  - powiedziała Kath i spojrzała na mnie. – Poszedł do łazienki trochę się ogarnąć. Trzeba coś z nim zrobić a ja nie chcę brudzić sobie rąk.
- Co? – krzyknął chłopak a na jego twarzy znów pojawił się strach. – Chcecie mnie zabić? Przecież ja wam nic nie zrobiłem.
- Głupcze nie chcemy cie zabijać! – odparła Kath i spojrzała na niego z pewną kpiną. – Nie możemy jednak puścić cię wolno, ponieważ nie za bardzo zależy nam, by pani S. wiedziała gdzie jesteśmy.
- No i chcemy też wiedzieć co cie łączy z Rupertem, czyż nie? – spytałam kierując pytanie między innymi do Katherine.
- Oczywiście – odpowiedziała i wyszła z pokoju po Rio, ponieważ najwidoczniej nie zauważyła żebym wykazywała jakiekolwiek chęci zrobienia tego. Christophe wciąż siedział na fotelu a jego ubranie całe było we krwi. Miał na sobie białą koszulkę, czarną kurtkę, jeansy i czarne trampki. Na twarzy miał lekki zarost i dwie blizny, jedną pod okiem a drugą przy ustach. Oprócz tego miał jeszcze świeżą ranę na policzku, z której wciąż sączyła się krew. Musiała go bardzo boleć bo co jakiś czas napinał mięśnie w jej okolicy. Wciąż jednak nie miał odwagi by na mnie spojrzeć. Nie mogąc dłużej czekać na powrót Kath otworzyłam kopertę i wyciągnęłam z niej ozdobny papier listowy o zapachu fiołków. Charakter pisma ten sam co wcześniej, słowa już inne.

     Kochana Susanno,
  skoro czytasz ten list to znaczy, że pewnie znasz już Christophe. Jeśli jeszcze go nie zabiłaś to lepiej tego nie czyń, gdyż jest on cóż, niewinny. Spotkałam go gdy wykonywał jakieś zadanie dla swojego poprzedniego pracodawcy, kimkolwiek on jest. Żeby ratować Michaiła musisz dostać się do świata nieosiągalnych. Następna wskazówka będzie dopiero w Nocnej Dolinie, Jacqueline wie jak się tam dostać. Podczas podróży do Paryża w twojej głowie pojawiło się pewnie mnóstwo pytań. Wszystkie zaczynają się na ten  jeden, magiczny zwrot „dlaczego”, prawda? Przyjdź do mnie a odpowiem ci na nie wszystkie. Tylko tak możesz uratować Michaiła, innej opcji nie ma. Musisz wybrać on albo ty.
                                                                                                        Twoja
S.

Musiałam usiąść żeby nie zemdleć. Skąd ona tyle o mnie wie? Wszystkiego można się domyśleć ale to już jest jasnowidzenie! Jeśli jednak ona może podać mi  jakieś odpowiedzi na pytania, które nieustannie mnie dręczą to ja chcę je znać. Bo nie wyobrażam sobie dalszego życia w niewiedzy…
Moje myśli rozwiały się wraz z wejściem Rio.
- Susan, wszystko dobrze? – spytał zamykając za sobą drzwi.
- Tak, jest ok – odpowiedziałam i od razu stanęłam na nogi – Po prostu… czytałam.
Rio wziął chłopaka za barki i wyprowadził z pokoju. Zanim jednak wyszedł, Christophe posłał mi spojrzenie pełne bólu i lęku. Cóż, najważniejsze, że na mnie spojrzał, prawda? Jeszcze raz przeniosłam swoje spojrzenie na list i przeanalizowałam słowa jakbym chciała się upewnić, że aby na pewno nic nie przeoczyłam.
„Przyjdź do mnie a odpowiem ci na nie wszystkie.”
- Co to było! – krzyknęła Katherine wchodząc do pokoju. – Co ty sobie wyobrażasz? Oszalałaś?
- O co ci chodzi? – spytałam zdezorientowana.
- Jak to o co? O to!  - powiedziała wskazując zakrwawiony fotel. – Chciałaś go zabić?
- Przecież nic mu nie zrobiłam – odpowiedziałam również unosząc ton głos. – Tylko go trochę przycisnęłam.
- Trochę? – spytała i zbliżyła się na krok. – Dziewczyno! Jak się wtedy odezwałaś byłam pod wrażeniem, przyznaję. Ale teraz to ja jestem normalnie w szoku! Zdajesz sobie sprawę z tego, że każdym wypowiedzianym słowem zadawałaś mu ból! Nie tylko psychiczny, fizyczny też! A jak wbiłaś mu paznokcie w skórę to aż dreszcz go przeszedł! Miałyśmy go przesłuchać a nie torturować. Anioły Lasu mają czynić dobro…
- Jakbyś mnie nauczyła to opanowywać to nie byłoby tematu – powiedziałam już trochę spokojniej.
- Czułaś to, prawda? – spytała Katherine. – Władzę. Czułaś jak jego życie zależy tylko i wyłącznie od twojego ruchu. Miałaś wrażenie, że możesz wszystko.
- Nie rozumiem – skłamałam.
- Oczywiście, że rozumiesz – odpowiedziała Kath. – Słyszałam twoje myśli.
- Czytałaś mi w myślach! – krzyknęłam i cofnęłam się. - Jakim prawem!
- Nie wiedziałam co się z tobą dzieje, spróbowałam wyczytać to z twojej głowy. Teraz już wszystko wiem.
- Nie – powiedziałam i rzuciłam w nią kopertą z listem. Oczywiście od razu ją złapała i rozwinęła jednak nie czytała. Czekała na mój następny krok. Zbliżyłam się do drzwi i gdy już chciałam wyjść odwróciłam się, by jeszcze raz na nią spojrzeć  – Nic nie wiesz.
Poszłam prosto korytarzem a potem w dół po schodach. Z każdym krokiem ku dole cudowna woń cynamonu słabła jednak wciąż ją czułam. W salonie siedział Rio. Usiadłam na kanapie obok niego, która tak jak myślałam była wyjątkowo wygodna. Spędziliśmy tak chwilę w ciszy, a Kath wciąż siedziała na górze. Czyżby już przeczytała list i doszła do wniosku, że się myliła i naprawdę nic o mnie nie wie. A może doszła do wniosku, że to pani S. ma coś nie tak z głową a ja jestem jak najlepiej poukładana i nie męczą mnie żadne koszmary i dziwne myśli… Tak czy inaczej Kath wciąż siedziała na górze a ja byłam tu sam na sam z Rio, co można by uznać za zachętę do działania. Bo jak nie od niego, to od kogo mogę się dowiedzieć paru drobiazgów? Jeśli można wypytywanie o to kim lub czym jest Rada i dlaczego męczą mnie dziwne, realistyczne sny można nazwać drobiazgami.
- Rio, odpowiesz mi na kilka pytań? – zaczęłam dość niewinnie.
- Pewnie – odpowiedział i poprawił swoją pozycję na trochę bardziej „formalną” co tylko mnie trochę zniechęciło. No ale cóż, zaczęłam to skończę – Pytaj o co tylko chcesz.
- Hm. Interesuje mnie Rada – powiedziałam i od razu zamilkłam by ocenić jak zareaguje na tą wypowiedź, jednak on wciąż siedział w tej samej pozycji i patrzył na mnie tak jak przed chwilą. Najwyraźniej zainteresowanie Radą nie zrobiło na nim wrażenia, to dobrze. – Kim lub czym ona jest?
- Rada to taka jakby najwyższa władza. Tworzą ją przedstawiciele każdej rasy występującej na świecie.
- Każdej? To znaczy… Splamionych też?
- Kiedyś, gdy jeszcze nazywano ich Averusami pozwolono im wstąpić w szeregi Rady… Jednak, szybko została podjęta decyzja o usunięciu ich przedstawiciela, gdyż zakłócało to ich pracę – odpowiedział Rio z nutką pogardy w głosie.
- A czym Rada się zajmuje? – ciągnęłam temat.
- Jak już mówiłem robi za „najwyższą władzę”. Tworzą reguły, sądzą przestępców, wypowiadają wojny oraz podpisują traktaty pokojowe. Wydają rozkazy służbą wojskowym nieosiągalnych, zatwierdzają szkoły dla młodych i inne ważne rzeczy. Wiesz, więcej o pracy Rady mogłaby ci opowiedzieć Katherine.
- A czemu ona? – spytałam lekko mrużąc oczy. Ostatnia osoba, o której chcę teraz rozmawiać siedzi tam na górze i nazywa się Katherine.
- Nie mówiła ci? – spytał wyraźnie zaskoczony. – Przecież ona kiedyś była w Radzie.
- Kath była w Radzie?!  - spytałam a raczej krzyknęłam i jestem na 99% pewna, że Katherine mnie słyszała.
- No pewnie, przed dobre 147 lat… - odpowiedział trochę niepewnie. Skoro Kath nie chciała mi o tym powiedzieć to pewnie trudno mu było teraz odpowiadać na moje pytania.
- Więc, dlaczego już nie jest w Radzie? – spytałam.
- Nie wiem czy mogę o tym mówić – wypowiedział słowa, które ani trochę mnie nie zaskoczyły.
- Skoro już zacząłeś to skończ – powiedziałam wręcz rozkazującym tonem.
- Wiesz, ona dopełniła się zdrady. Poważnej zdrady.
- Zdrady? – spytałam – Ona?
- Wiesz, że zabijała. Jednak nie tylko Splamionych… - odpowiedział i pokręcił głową. – Z jej ręki zginęło wielu niewinnych. Straciła swój tytuł zaraz po tym jak Julien…
- Jak Julien co? – dopytywałam. – Powiedz.
- Tą historię już znasz – usłyszałam znajomy głos zza moich pleców. Katherine. – Pamiętasz? Opowiadałam ci jak bardzo wiele straciłam przez głupią pomyłkę.
- To nie była pomyłka! – krzyknął Rio tym samym wstając. – To był on! Dobrze wiesz, że to był on!
- To nie mógł być on! Był wtedy w domu… - powiedziała Katherine i chwilę później stała już przy Rio. – Wiem to.
- Zdążyłby wrócić! Przez wieki obwiniałaś się o taką błahostkę a on naprawdę cię zdradził! – krzyczał Rio. – Zrozum to w końcu. A ta historia z wybuchem? Dlaczego nie znaleźli jego ciała? Bo go tam nie było! On się wciąż z nią spotyka! Z tą samą kobietą od tylu lat cie zdradza! Pojmij to wreszcie! On cie nie kocha! Nigdy cie nie kochał! Byłaś tylko rozrywką… Głupią zabawką, którą co jakiś czas odkładał i na nowo ściągał z półki…
- Nie prawda – powiedziała Kath a w jej oczach pojawiły się łzy. – On mnie kocha.
-  Jaka ty jesteś naiwna… - powiedział Rio i zmierzył ją wzrokiem. – Głupia i naiwna.
Katherine stała tak ze spuszczoną głową i powstrzymywała się by łzy nie kapały jej na podłogę. Rio  pokręcił głową i wyminął ją lekko pchając barkiem. Uśmiechnął się do mnie smutno i poszedł w stronę drugich schodów. Wszedł parę stopni na górę i zatrzymał się. Spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się jeszcze raz.
- Margareth i Arline zaraz tu będą – powiedział. – Odpowiedzą na resztę twoich pytań.


Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i wyrazicie to w komentarzach, które są dla mnie ogromnie ważne. Wiem wtedy, że są osoby, które jeszcze wchodzą na mojego bloga... Jako, ze znalezienie wydawnictwa jest strasznie trudne i tylko moi kochani czytelnicy podtrzymują mnie na duchu...

5 komentarzy:

  1. zastrzele się zaraz, mam to na kompie, a nie czytam, nic tylko się zabić :D:D
    Kolejny rozdział świetny,cóż utalentowany dzieciaku szczęścia, świetnie piszesz :p A póki nie wgrałam jeszcze nowego worda, mogłabyś, wstawić więcej :D:D

    -Bluefrat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może coś wsadzę, jednak nie będę nic dawać, jeśli wiem, że czyta to tylko jedna osoba... Będzie więcej komentarzy - dodam więcej rozdziałów xD

      Usuń
  2. genialny ten rozdział:D proszę cię dodaj więcej:)
    -Miśka;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ludzie więcej, bo Jagoda się nie chce zlitować :D:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny świetny rozdział - wrzuć więcej :d - wampir03

    OdpowiedzUsuń