środa, 2 maja 2012

Rozdział I

Polska, rok 2011.
- Susan…
Cisza.
- Susan!
Cisza.
- Susan! Jeśli zaraz się nie obudzisz to spóźnisz się na autobus! – krzyknęła mama.
- Już wstaję… - odpowiedziałam i uderzyłam głową w poduszkę.
Jednak, gdy ukradkiem zerknęłam na zegarek zobaczyłam, że jest już 6:30 a o 7:05 mam autobus. Szybko zerwałam się na równe nogi. Ubrałam moją pomarańczową tunikę, spodenki ze sztruksu i moje ulubione, białe rajstopy. Szybkie odświeżenie w łazience i mogłam zbiec na dół, a tam … ON!

Jak dobrze wiecie, każda nastolatka ma TEGO JEDYNEGO, w którym jest zakochana po uszy. Jednak żadna z was nigdy nie spodziewałaby się, że spotka się go 10 min po przebudzeniu we własnej kuchni!
- Cze… Cześć - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
Szybkie spojrzenie na mamę i…
- Krzysiek przyszedł zaproponować żebyś z nim pojechała do szkoły. Powiedziałam mu, żeby poczekał na ciebie tutaj – powiedziała z dziwnym uśmiechem mama.
Wszystko by było fajnie gdyby nie to jej przerażające spojrzenie typu „ Uuu. Ptaszki ćwierkają” czy jakoś tak.
Krzysiek był bowiem najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Długie brązowe włosy do ramion i zielone oczy. Smukła sylwetka sportowca i te pełne usta tylko proszące się o popełnienie jakiegoś grzechu. Jak zwykle opalony z tymi seksownymi dołeczkami w policzkach gdy się uśmiechał. A ten uśmiech… Jednak nie to sprawiło, że podobał mi się. Zauroczyłam się bo tak robiły wszystkie dziewczyny w moim wieku. Mój charakter jednak wziął górę, ja po prostu chciałam wszystkim coś udowodnić. Nie miałam przyjaciół… Trudna dziewczyna – trudne życie. Nie zwracałam na to uwagi jednak czasem mi tego  brakowało. Późnych rozmów z najlepszą przyjaciółką, spacerów po plaży z przyjacielem, wypadów do ulubionej kawiarni całą paczką. To nie moje życie. Byłam typem samotnika. Nie pogardziłabym jednak od czasu do czasu towarzystwem. Jak  byłam mała miałam przyjaciółkę jednak musiałam się przeprowadzić i kontakt się urwał. Dziewczyna podobno mnie już nawet nie pamięta… 
Wywróciłam oczami i poszłam po płaszczyk.  Na dworze wiał ciepły, wrześniowy wiaterek. Od paru tygodni chodziliśmy już do szkoły…  A mam wrażenie jakby minęły już co najmniej 2 miesiące. Zawiózł nas JEGO tata. Podczas jazdy ( 7- 10 minut) zamieniliśmy może z dwa zdania. Gdy już dojechaliśmy uśmiechnęliśmy się do siebie i każdy poszedł w swoją stronę. Pierwsza lekcja – Matematyka. Boże, dlaczego? Pani Marchewka jak zwykle w humorze powitała nas słowami – wyciągamy karteczki…  Kartkówka nie poszła mi zbyt dobrze. Odpowiedziałam chyba tylko na dwa pytania z ośmiu. Lekcja była nawet przyjemna. Zadała nam całą stronę z ćwiczeń. Czy ona naprawdę myślała, że ktoś będzie je robił? Jednak tego dnia było inaczej. Pani doszła do wniosku, że oceni naszą wyjątkową pracę na lekcji i podchodziła do każdego. Spojrzałam na swoją kartkę a tam …
Zad. 1 str 34
a) 14% x 1600 zł =14 x 1600 zł = ee. Nie wiem ?
b)
c)
Wydawałoby się, że nic mnie już nie uratuje. I nagle weszła dyrektorka z komunikatem.
- Kochana Młodzieży. Jutro do waszej klasy przyjdzie nowa dziewczyna. Ma na imię Katherine.
- Katherine? Co to za imię? – odezwał się Marcin.
- Nie wiem. Sprawdź w Internecie – zakpiła sobie dyrektorka.
Śmiech.
- Dobrze. Cicho! Spokój. No już! Marcin, do ciebie też mówię. Jak już wspominałam ma na imię Katherine i nie jest z Polski ale mówi naszym ojczystym językiem. Przywitajcie ją ciepło, dobrze?
- Dobrze – odpowiedziała chórem klasa.
Mam tylko jedną prośbę – powiedziała już jakby ciszej – nie zadawajcie jej pytań o rodzinę, rodziców … Tak będzie lepiej.
Dobra, to było dziwne. Niby dlaczego mieliśmy nie pytać? Są w więzieniu, są tajnymi agentami ? Nagle zadzwonił dzwonek. Wprost nie mogłam się go doczekać…
Gdy skończyły się lekcje poszłam do domu. Sama.  Naprawdę, nie mogłam się doczekać aż zobaczę Katherine. To będzie piękny rok szkolny …

3 komentarze: